DRUKUJ
 
Stanisław Łucarz SJ
Nie być czarną błyskawicą
Życie Duchowe
 


Bóg nie jest źródłem cierpienia i go nie potrzebuje. Nie jest tyranem sycącym się krwią poddanych. Przeciwnie – jest Miłością i płacze nad tragedią swych dzieci, jak to widzimy zwłaszcza u Pana Jezusa w Nowym Testamencie. To miłość Boga, która wyraziła się w krzyżu, zbawiła świat. Jezus, objawiając miłość Boga, wszedł w skrajne wyniszczenie i śmierć najhaniebniejszą ze wszystkich, ale Bóg Go wskrzesił. Odtąd krzyż, cierpienie i śmierć straciły dla wierzących w Niego charakter definitywnego wyroku i opuszczenia przez Boga. W samym środku beznadziejnego cierpienia i haniebnej śmierci rozbłysła nadzieja chwały. Dopiero w tym paschalnym kontekście można właściwie zrozumieć, w jaki sposób dopełnia się cierpienie Jezusa w naszym ciele. Przyjrzyjmy się dokładnie samemu tekstowi św. Pawła. Pisze on: Teraz raduję się w cierpieniach za was i ze swej strony dopełniam niedostatki udręk Chrystusa w moim ciele dla dobra Jego Ciała, którym jest Kościół. Jego sługą stałem się według zleconego mi wobec was Bożego włodarstwa: mam wypełnić [posłannictwo głoszenia] słowa Bożego. Tajemnica ta, ukryta od wieków i pokoleń, teraz została objawiona Jego świętym, którym Bóg zechciał oznajmić, jakie jest bogactwo chwały tej tajemnicy pośród pogan. Jest nią Chrystus pośród was – nadzieja chwały (Kol 1, 24-27). św. Paweł mówi o tajemnicy ukrytej od wieków i pokoleń, która teraz została objawiona. Chodzi tu właśnie o mądrość krzyża, o życie mocniejsze od śmierci, o Miłość Boga i o tę radość, której chrześcijaninowi nikt nie odbierze, a która pochodzi ze zwycięstwa Chrystusa nie tylko kiedyś – dwa tysiące lat temu, ale i dziś w tych, którzy z Niego czerpią swe życie. Dlatego Paweł może powiedzieć raduję się w cierpieniach i nie być masochistą ani cierpiętnikiem. Rzeczą najważniejszą nie jest to, że Jezus dużo cierpiał, ale to, że Bóg wszedł w śmierć, że samo ŻYCIE weszło w śmierć, w najdalsze odmęty ludzkiej egzystencji i że tam właśnie przełamało śmierć, że tam zajaśniało Zmartwychwstanie. 
 
Także nasze cierpienia i krzyże same z siebie nie zbawiają nikogo. Mają taką moc tylko wtedy, gdy w nas jest ta miłość, wierność i ufność, która była w Jezusie, kiedy przez cierpienie i krzyż chrześcijanina codziennie przechodzi Jezus Chrystus i daje mu życie, swoje życie. A takie życie jest widoczne dla innych i w ten sposób dopełniamy udręk Chrystusa, gdyż świat widzi w nas moc i miłość Boga, która jedynie zbawia, a której nie może teraz zobaczyć konkretnie w Jezusie uwielbionym, przebywającym w niebie. Tak więc w cierpieniach chrześcijanina objawia się moc i miłość Boga. Inni doświadczają tego i w ten sposób buduje się Kościół. Kościół bowiem rodzi się i rozwija przez świadectwo. Dlatego chorzy i cierpiący są dla niego takim skarbem. 

Mistyka cierpienia

 
Wkrótce po swym wyborze na Stolicę Piotrową Jan Paweł II odwiedził w szpitalu swego chorego przyjaciela kard. Andrzeja M. Deskura. Powiedział tam wtedy do chorych znamienne słowa: "Jesteście tak mocni, jak mocny jest Chrystus ukrzyżowany", wyrażając tę prawdę, że w ludzkiej niemocy objawia się moc Boga. Niezwykłe świadectwo dała temu też św. Faustyna, która rozwinęła swoistą mistykę cierpienia. Ograniczę się tu tylko do dwu cytatów z jej Dzienniczka, będących niezwykle wymownym świadectwem tejże mistyki. Siostra Faustyna pisze: "Jezu, Ty wiesz, że kocham cierpienie i pragnę kielich cierpień wysączyć aż do kropelki, a jednak naturę moją lekki dreszcz i lęk przeszedł, i zaraz ufność moja w nieskończone miłosierdzie Boże obudziła się z całą potęgą i wszystko przed nią ustąpić musiało, jak cień przed promieniem słońca. O Jezu, jak wielka jest dobroć Twoja; ta nieskończona dobroć Twoja, którą znam dobrze, pozwala mi samej śmierci śmiało spojrzeć w oczy. Wiem, że nic mi się nie stanie bez zezwolenia Jego. Pragnę wysławiać nieskończone miłosierdzie Twoje w życiu, w godzinie śmierci i w zmartwychwstaniu, w nieskończoność" [1]. I drugi równie niezwykły fragment: "Aniołowie, gdy[by] zazdrościć mogli, toby nam dwóch rzeczy zazdrościli: pierwszej - to jest przyjmowania Komunii świętej, a drugiej – to jest cierpienia" [2]
 
Widać w nich moc, jaką s. Faustyna czerpie z Jezusa i jak ta moc pozwala jej kochać coś, co wstrząsa jej ludzką naturą. To jest niezwykłe objawienie się mocy Jezusa w jej słabości. Co więcej, św. Faustyna stawia cierpienie obok Komunii świętej jako najcenniejszą rzecz w życiu, nie ze względu na samo cierpienie, ale ze względu na Jezusa i możliwość Jego przekonującego dla świata objawiania się w jej cierpieniach. To jest ten szczyt, do którego kierownik dorasta wraz z osobą przez niego prowadzoną.

Stanisław Łucarz SJ

________________________

Przypisy:

[1] Św. Faustyna Kowalska, Dzienniczek, Warszawa 1993, 697
[2] Tamże, 1804.
 
strona: 1 2 3 4