DRUKUJ
 
Paweł Porwit OCD
Wiara, czyli życie bez pogańskiej obawy
Głos Karmelu
 


Nie ma osoby, która nie byłaby rozczarowana Bogiem, innymi, sobą, a nade wszystko życiem. Mamy przecież swoje obietnice, skrzętne wyobrażenia naszego szczęścia – wymarzoną ziemię i potomstwo, na które czekamy. Są to nasze marzenia o spełnieniu w różnych dziedzinach życia, które nierzadko ogniskują spojrzenie na jednym punkcie oczekiwania. Jedynie osiągnięcie tego punktu odczytujemy jako pomyślność i szczęście. Nawet nie dopuszczamy myśli, że błogosławieństwo przyjdzie z innej strony.
 
Róża wpięta w klapę płaszcza
 
Poznali się poprzez mailową korespondencję, mieszkając tysiące kilometrów od siebie. Wszystko dzięki wszechobecnemu internetowi. Zadzierzgnęli bliższą więź na tyle, że wreszcie postanowili się spotkać, nie wiedząc jeszcze, jak wyglądają. On – naturalnie jako mężczyzna, wielokrotnie prosił ją wcześniej o przysłanie zdjęcia. Ona jednak przekonała go, aby zaczekać do momentu spotkania. Użyła argumentu, że przecież może wysłać zdjęcie mniej lub bardziej korzystne, a on nie musi się z nią od razu żenić. Mogą zostać przyjaciółmi. Po kilku latach, gdy on miał możliwość przyjazdu do USA, umówili się w Central Parku (ona była mieszkanką Nowego Jorku). Znakiem rozpoznawczym miała być róża wpięta w klapę płaszcza. Podekscytowany mężczyzna oczekiwał więc w napięciu, w umówionym miejscu i o ustalonym czasie. W pewnym momencie spostrzegł, iż w jego stronę idzie młoda, atrakcyjna kobieta, o smukłej linii, pięknych blond włosach i zgrabnych nogach. Jej krok był pewny i zdecydowany. Śmiało podążała naprzeciw niego parkową aleją. Mężczyzna z nadzieją spojrzał na jej gustowny płaszcz, elegancko dopasowany do smukłej sylwetki. Niestety, nie dostrzegł wymarzonej róży. Wymienili tylko krótkie, przypadkowe spojrzenie. Kobieta przeszła obok niego, idąc dalej przed siebie. Rozczarowany postanowił jeszcze chwilę zaczekać. Zaledwie po minucie pojawiła się inna kobieta w tym samym wieku, ale znacznie mniej atrakcyjna. Szczerze mówiąc – mało atrakcyjna. Im bardziej zbliżała się do niego, tym wyraźniej dostrzegał mankamenty jej urody. Nagle zobaczył to, czego nie chciał widzieć – czerwoną różę. Była niedbale wpięta w ciemny płaszcz, do którego wyraźnie nie pasowała. Pierwszy jego odruch mówił: „Uciekaj!”. Po sekundzie jednak odezwało się sumienie i wrażliwość, które przypomniały mu, iż wymienili ze sobą tyle ciepłych słów. Poza tym obiecał jej przecież spotkanie w kawiarni. Podszedł do idącej z przeciwka kobiety, która zdążyła już zauważyć konsternację na jego twarzy. Jeszcze raz, wysilając spojrzenie, upewnił się, co do nieszczęsnej róży, która stercząco tkwiła w klapie płaszcza. Niestety, była tam wpięta bez finezji i smaku. Mężczyzna niepewnym głosem przedstawił się i wydukał: „Tak, jak obiecałem, chciałbym cię zaprosić na kawę”. W odpowiedzi usłyszał:
 
„Ja bardzo pana przepraszam. Nie wiem, o co tu chodzi, ale ta piękna kobieta, która szła przede mną, wpięła mi tę różę i powiedziała, że jeśli pan mnie zaprosi na kawę, to ona będzie czekać na pana w kawiarni dwie przecznice dalej”.

Ile potrzeba wiary, aby żyć obietnicą
 
Ta krótka historia, która prawdopodobnie nigdy nie miała miejsca, może nam pomóc zrozumieć, że potrzeba wielkiej odwagi, aby przyjąć to, co nieidealne. Wedle naszych wyobrażeń spełnienie obietnicy wiąże się z czymś idealnym i atrakcyjnym. Przyjęcie więc tego, co tak mało atrakcyjne w naszym życiu, wymaga odwagi i twórczości. Jak rozpoznać w nieciekawych i niepozornych szczegółach prawdziwą obietnicę? Ile potrzeba wiary, aby żyć obietnicą, nawet wtedy, gdy bardziej oczywiste wydaje się jej niespełnienie?

 
Nie ma osoby, która nie byłaby rozczarowana Bogiem, innymi, sobą, a nade wszystko życiem. Mamy przecież swoje obietnice, skrzętne wyobrażenia naszego szczęścia – wymarzoną ziemię i potomstwo, na które czekamy. Są to nasze marzenia o spełnieniu w różnych dziedzinach życia, które nierzadko ogniskują spojrzenie na jednym punkcie oczekiwania. Jedynie osiągnięcie tego punktu odczytujemy jako pomyślność i szczęście. Nawet nie dopuszczamy myśli, że błogosławieństwo przyjdzie z innej strony. Dotyczy to szczególnie wyobrażeń duchowego wzrostu. Bardzo chętnie kreujemy własną drogę realizacji świętości. Wiarę traktujemy jako ekspansywną strategię zdobywania co nóż nowego trofeum dla Boga. Nie ma chyba bardziej męczącej wizji wiary. Mimo tego, często chcemy tak dojrzewać, selekcjonując fakty godne zaakceptowania. Chcemy realizować się duchowo według własnej jednowymiarowej mapy. Jest to jednak tylko spełnianie siebie. Tymczasem abrahamowa wiara jest zaprzeczeniem samowystarczalności, gdyż dysponuje wędrowca do bycia cudzoziemcem, który potrafi porzucić oczywistość, aby wyjść poza dotychczasowe granice myślenia i przeżywania. Wiara to przyjmowanie Bożego działania. Dodajmy – działania tajemniczego. Abraham wierzył i ufał niekonwencjonalnemu działaniu Boga. W taki sposób Boża obietnica toruje sobie drogę przez wydarzenia życia naznaczone różnymi trudnościami.
 
strona: 1 2