DRUKUJ
 
Joanna Brodniewicz, Paweł Kozacki OP
Daję, abyś dawał
Miesięcznik W drodze
 


z księdzem Stanisławem Orzechowskim, duszpasterzem akademickim rozmawiają Joanna Brodniewicz i Paweł Kozacki OP
 
Trzeba duszpasterzowanie lubić, aby przynosiło ono owoce. Mam coś takiego w naturze jak rolnik, nie lubię opuszczać zasadzonej rośliny. Bardzo rzadko idę spać, jeżeli wiem, że pelargonie nie są podlane. Tak samo w stosunku do ludzi, zanim zasnę, jeszcze dwa razy pomyślę o wszystkich, z którymi byłem. Mnie interesują ludzie. Nie muszę się do tego zmuszać. Młody człowiek zawsze jest dla mnie nową książką.

Ksiądz może spojrzeć na duszpasterstwo akademickie z perspektywy prawie trzydziestu lat. Jak zmieniało się ono przez ten czas? Czy można porównać to sprzed dwudziestu pięciu, trzydziestu lat i obecne? Czy zmiana systemu w 1989 roku miała jakieś znaczenie?
 
Uznałbym ten rok za zasadniczą linię dzielącą styl duszpasterstwa. Przed 1989 rokiem istniała rzeczywista potrzeba ukazywania prawdy. Poszukiwanie jej przez młodych ludzi było tym bardziej podsycane, im bardziej była ukrywana. Kościół zdradziłby swą misję, gdyby nie pokazywał prawdy. Najwięcej młodych pojawiało się na wykładach, na których odkłamywało się historię. Siła prawdy przyciągała młodzież, a zwłaszcza wtedy, gdy nie brakowało odważnych duszpasterzy. To pociągało ludzi, a przy okazji przygotowywało elity, które pomogły w eksplozji pewnych zjawisk.
 
Pamiętam, że w 1989 roku nagle spostrzegłem, że należałoby się bardzo gruntownie zastanowić nad argumentacją w nauczaniu w duszpasterstwie akademickim. Raczej nie mówię kazań z kapelusza, zawsze zapisuję jakieś punkty, więc mogłem się przyglądać stosowanym przeze mnie argumentom. Okazały się one takie, jakie były na ogół wszędzie. Bożo–ojczyźniane. W tym wszystkim chodziło o prawdę i o wolność. Narzucała to sytuacja. Nagle wszystko się zmieniło. Współtworząc duszpasterstwo z młodymi ludźmi, zauważyłem, że moje przepowiadanie nie dociera do nich. Dzięki Bogu, że chwyciłem się — tego trzeba było trzymać się od początku — Biblii... Mordowałem się z tym głoszeniem i myślę, że nawet troszkę wpadłem w skrajność. Od tamtego czasu prawie nie widzę w moich naukach spraw publicznych. Nie dlatego, żebym nie chciał o nich mówić, ale dlatego, że młodzież nie chce. Może trzeba znaleźć inną formę? Młodzi mają dość czarnowidztwa obecnego wśród polityków. Dla nich ważne są konkretne perspektywy przyszłości — mniej ideologii, a więcej praxis.
 
Wraz z pojawieniem się argumentacji biblijnej na naszych oczach rozkwitły grupy modlitewne. To mi dało praktyczną odpowiedź na pytanie: „Po co duszpasterstwo?”. Jeżeli elementarna odpowiedź jest taka, że trzeba budzić wiarę, to dobrym na to sposobem jest solidnie przygotowane seminarium wiary. Daje ono fundament, na którym można budować wszystkie inne formy. Bardzo ważne są w tej chwili duszpasterstwa szkół średnich, gdyż one przygotowują akademickie. Stąd też Biały Dunajec — duszpasterski obóz adaptacyjny dla rozpoczynających studia. Przetrwał już lata. Warto pomyśleć o innych sposobach wychodzenia do młodzieży z przesłaniem wiary.
 
Jest Ksiądz mocno związany z Odnową w Duchu Świętym. Jak ten związek wpływa na prowadzone przez Księdza duszpasterstwo akademickie? Czy to jest dominująca nuta, czy inne nurty — Taizé, Medjugorie — istnieją samoistnie?
 
Teoretycznie nie powinno być żadnych zgrzytów, żadnej niejasności. Jeżeli się właściwie ustawia seminarium wiary, to nie będzie ono zatrzymywać ludzi przy niczym innym jak przy Kościele. Przy obudzeniu wiary przez seminarium ujawniają się pewne charyzmaty, dary, talenty. Duch Święty w jakiś sposób to porusza. Powiem, jak to się stało u Jarka. Wpadł do duszpasterstwa jak bomba. Był rozbity. Powiada: „Chciałbym się pozbierać”. Ja mówię: „Szczęśliwie się składa. Właśnie zaczynamy seminarium”. Przychodził, a potem, jak skończył seminarium, stwierdził: „Teraz chciałbym coś robić”. Odpowiedziałem: „Zobaczymy, co umiesz najlepiej robić”. Okazało się, że był motorem trwającej do dzisiaj akcji. Najpierw była to jadłodajnia dla sierot, a w tej chwili jest to świetlica, gdzie studenci opiekują się dziećmi z rodzin rozbitych. On jest ilustracją — nie mógł nic zrobić bez wiary, jak się odnalazł i uwierzył, to zapytał: „Co mam robić?”. Właściwie wszyscy w Kościele powinni przejść przez seminarium wiary, żeby rozpalili swój charyzmat w tym, co robią.
 
Gdzie mogą wystąpić problemy? Najgroźniejsza jest sytuacja, gdy duszpasterz nie interesuje się Odnową, gdy jest ona prowadzona przez samych młodych ludzi. Ujawniają się wtedy różne charyzmaty, które trzeba rozeznać i ukształtować, bo są czasem jak czerwone żelazo wyciągnięte z ognia. Nie wiadomo, co z nich wyjdzie, można się poparzyć, a czasem trzeba je przekuć w coś, co będzie dobrze służyło i zahartować. Jak nie ma duszpasterza, a ktoś kończy seminarium i budzi się jako prorok, to wtedy mogą nastąpić wykolejenia. Wszystkie przejścia ludzi i wspólnot do sekt dokonały się dlatego, że brakowało duszpasterza.
 
Czasem sytuacja jest odwrotna. Ksiądz może za bardzo zapatrzeć się w Odnowę. Spotkałem młodych ludzi, którzy nie potrafią odnaleźć się do końca w modlitwie charyzmatycznej. Nie należy im udowadniać, że są kalecy, że muszą się leczyć, bo są zamknięci. Taka jest struktura ich osobowości i trzeba im zaproponować raczej medytację w stylu Taizé czy jakieś spokojne skupienie w oparciu o Biblię, czy nawet różaniec. Tu właśnie tolerancja duszpasterza jest ogromnie ważna.

Na czym polega specyfika akademickiego duszpasterstwa? Czy jest coś, co by je odróżniało od wszystkich innych grup?
 
Wśród studentów akcent powinien być położony na prawdę, czyli na to, co się nazywa studiowaniem: Biblii, Ojców Kościoła, Magisterium... To się studentom nie za bardzo podoba. Wolą zaklaskać „Abba, Ojcze” i przeżyć coś miłego, uczuciowego. Natomiast znacznie trudniej usiąść nad rewelacyjną encykliką. Trzeba szukać sposobów, by pogłębiać, odkrywać, nazywać rzeczy po imieniu. Przecież ci ludzie wchodzą potem w świat. Jak ktoś jest nadleśniczym, to promieniuje nie tylko na las, ale i na ludzi.
 
strona: 1 2 3 4