DRUKUJ
 
Joanna Brodniewicz, Paweł Kozacki OP
Daję, abyś dawał
Miesięcznik W drodze
 


Jak duszpasterstwo przygotowuje ludzi do wejścia w świat?
 
Ważnym zagadnieniem dla ludzi świeckich jest przygotowanie do pracy, która niestety, jak wspominaliśmy jest ciężko chora. Myślałem, że sam ustrój demokratyczny spowoduje uzdrowienie sytuacji. Niektóre zakłady funkcjonują na zasadzie sekt. Często szef jest guru. Pomyślałem, że dobrze by było przetrenować pracę. W Morzęcinie, w domu rekolekcyjnym DA, odkopaliśmy książkę kardynała Wyszyńskiego pt. Duch pracy ludzkiej. Okazała się rewelacją. Wyszyński pisał na przykład o radości pracy. Próbowaliśmy znaleźć radość na przykład w suszeniu siana. Młodych ogarnia lęk, z jednej strony, przed możliwością zatrudnienia, a z drugiej przed utratą pracy. To często powoduje niesłychane, wręcz sekciarskie podporządkowanie się machinie pracy, zwłaszcza w dużych zakładach. Zastanawiałem się, co duszpasterstwo może zrobić? Chciałbym zorganizować takie dni skupienia, na których kończący studia mogliby spotkać się z chrześcijańskimi biznesmenami czy właścicielami spółek, zakładów i próbowali prowadzić ze sobą dialog.
 
Uczenie chrześcijańskiej pracy prawie nie istnieje. Bardzo rzadko ludzie pojmują pracę jako współpracę z Bogiem. Niewiele osób pamięta o modlitwie na początku dnia. Mało jest takich, którzy za pracę dziękują, cieszą się nią. Morzęcin ma ambicje być miejscem próby, przetrenowania pracy w normalnych warunkach. Dla mnie to jest też miejsce, gdzie można odpocząć. Nie wiem jak długo pożyję, ale mam od wielu lat ciągoty pustelnicze.
 
Można Księdzu zadać pytanie jako doświadczonemu duszpasterzowi: jakie Ksiądz widzi niebezpieczeństwa stojące przed duszpasterzem, zwłaszcza młodym, który wchodzi w duszpasterstwo? Tak z perspektywy lat, własnych może błędów, własnych pomyłek, ale też i obserwacji tych czasów, w których teraz żyjemy. Co jest niebezpieczeństwem dla duszpasterza i dla duszpasterstwa?
 
Kiedy wchodziłem w duszpasterstwo akademickie, pamiętam, że ostrzegano mnie, żeby nie było ono kawiarniane. Widocznie gdzieś coś takiego było. Studenci przychodzili, popili sobie, porozmawiali i poszli. Spłycenie może być ciągłą pokusą duszpasterza i duszpasterstwa. Duszpasterz powinien dbać o pogłębienie duchowe. Można powiedzieć, że Seminarium Odnowy w Duchu Świętym uratowało mnie przed zramoleniem. Byłem już po czterdziestce. Wtedy rozpalił się mój charyzmat radości, siły przebicia, przepowiadania, lepszego, większego słyszenia Słowa Bożego. W nurcie odnowy charyzmatycznej pilnują rekolekcji. Po takich rekolekcjach, podobnie myślący księża, dla których mógłbym być ojcem, powiedzieli: „Może spróbowalibyśmy spotykać się nie tylko przy herbatce czy drinku, ale na modlitwie?”. W świecie księżowskim to wielka rewelacja. To już trwa trzeci rok. Spotykamy się co miesiąc na modlitwie, żeby nie spłycieć.
 
Niebezpieczna jest adoracja duszpasterza, jego kult przysłaniający wszelkie inne dobra. Stoją przy nim różne cherubiny, serafiny, trony i czasami nie dopuszczają normalnych owieczek, które gdzieś tam się błąkają. A duszpasterz może być bardzo zadowolony z tych kadzideł, „chórów anielskich”. Trzeba bardzo uważać i wpuszczać do duszpasterstwa szczupaka, który od czasu do czasu powiedziałby ostro, jak jest naprawdę.
 
Kiedy ciężka praca nad i z człowiekiem przynosi owoce i daje ogromnie dużo satysfakcji, to wtedy zwodnicza może być wdzięczność ludzka. Zaczyna się otwierać okienko do komnatki, gdzie rezyduje pycha, która niszczy duszpasterza i opuszcza go trzy dni po jego pogrzebie.
 
Każdy człowiek ma swoją wrażliwość seksualną. Duszpasterz też. Bardzo ważna jest tutaj czujność, zwłaszcza młodych duszpasterzy, chociaż starzy też muszą na to zwracać uwagę. Dzisiaj panuje bowiem pod tym względem duża swoboda. Kiedyś bardzo dowcipnie zagadnęła mnie starsza kobieta i zapytała, czy znam siedem sposobów uwodzenia duchownych. Na sroczkę, na przyjaciółkę, na gosposię, na choroby... Dlatego potrzebny jest dystans. Czasem z tego powodu jestem dosyć szorstki. Taka jest cena. Ta szorstkość jest obroną.
 
Mnie najbardziej prześladuje pokusa zamknięcia. Najgorzej, gdy duszpasterz zamyka się i studenci razem z nim. Zawsze mi się wydaje, że ktoś mówi, żebym patrzył na akademiki, żeby „idźcie ofiara spełniona” znaczyło: „idźcie do akademików, zobaczcie kogo w kościele nie było”. To jest otwarcie.
 
Istnieje też niebezpieczeństwo cieplarni, czyli stworzenia w świecie normalnym, jakim jest duszpasterstwo akademickie, czegoś nienormalnego. Potem wychodzą ludzie z duszpasterstwa i nie wiedzą, jak wejść w życie, bo nagle pospadały wszystkie klosze i zasłony.
 
Jaki powinien być duszpasterz, żeby nie narzucał swojego stylu działania, aby swoją osobą nie zniewalał ludzi, których ma pod opieką?
 
Na pewno nie taki, jak ja. To trzeba powiedzieć, ponieważ ja zdaję sobie sprawę, że jestem osobą przytłaczającą, uzależniającą, zniewalającą, wywołującą lęki. Ktoś przyszedł do mnie: „Od miesiąca się czaję, żeby przyjść. Strasznie się bałam”. Żeby duszpasterzowanie przynosiło owoce, to trzeba je lubić. Mam coś takiego w naturze jak rolnik, nie lubię opuszczać zasadzonej rośliny. Bardzo rzadko idę spać, jeżeli wiem, że pelargonie nie są podlane. Tak samo w stosunku do ludzi, zanim zasnę, jeszcze dwa razy pomyślę o wszystkich, z którymi byłem. Mnie interesują ludzie. Nie muszę się do tego zmuszać. Młody człowiek zawsze był dla mnie nową książką. Cieszę się na nowy rok akademicki, na Biały Dunajec, bo tam otwierają się „nowe książki” do czytania. Poznawanie tych nowych światów to frajda.
 
Duszpasterza powinna charakteryzować radość uczestniczenia w rozwoju człowieka. Najpierw go poznaję, a potem patrzę, jak się rozwija. Mogę mu towarzyszyć w drodze. Duszpasterz idzie, towarzyszy, pilnuje... Jest taki moment głupienia w czasie studiów, zwłaszcza, jeśli trafi się pierwsza miłość, to czasem trzeba go za bary złapać, wprost przytrzymać, ażeby mógł oddech chwycić, albo mu zimną wodę na łeb wylać. To też jest rola duszpasterza.
 
Duszpasterz nie powinien przywiązywać do siebie. Myślę, że to jest zwłaszcza niebezpieczne dla żeńskiej części duszpasterstwa, emocjonalnie zapatrzonej w duszpasterza. Niedobrze, jak ksiądz się tym bawi. Powinien coś zrobić, aby przerwać zbytnie przywiązania, bo potem ciężko jest tym dziewczynom i jemu też. Trzeba zadbać o dobry dystans, a jednocześnie mądrą bliskość... Tu nie chodzi o oziębłość, lecz o to, żeby serce było bez przerwy rozdawane. Oczywiście, jeżeli miałoby się rekrutować ludzi do duszpasterstwa akademickiego, to na początku postawiłbym pytanie: „Czy jesteś szczęśliwy?”. To ogromnie ważne wszędzie tam, gdzie się pracuje z ludźmi. Oni są sensem mojego życia i jestem z nimi szczęśliwy.
 
Rozmawiali Joanna Brodniewicz, Paweł Kozacki OP
W drodze  10/1999
 
strona: 1 2 3 4