DRUKUJ
 
o. Andrzej Ruszała OCD
Istota i aktualność ”małej drogi” św. Teresy od Dzieciątka Jezus
Zeszyty Karmelitańskie
 


Duch kompromisu

Przy lekturze św. Teresy trzeba pokonać jeszcze inną trudność. Jej życie w Karmelu zewnętrznie nie wyróżnia się niczym szczególnym, nie było w nim zewnętrznie nadzwyczajnych wydarzeń. Powierzono jej wprawdzie w wieku zaledwie 20 lat obowiązek pomagania mistrzyni nowicjatu, ale i to nie było nic niezwykłego, gdyż ten obowiązek w Karmelu nierzadko powierza się młodym siostrom, aby towarzyszyły nowicjuszkom w ich początkach życia zakonnego.

Prawdziwymi i niezwykłymi wydarzeniami, jakie miały miejsce w życiu Teresy, są więc nie te zewnętrzne, ale duchowe. W dużej mierze są to doświadczenia zmagań oraz cierpień fizycznych i duchowych. "Mała droga" wcale nie jest, jak się czasem sądzi, drogą łatwą, przyjemną, przez co też nierealną. Nie jest to droga kompromisu, który utożsamiałby "małość", o jakiej mówi Teresa, z akceptacją własnej letniości i przeciętności. Nie jest to też droga oszczędzania dziecku cierpień, trosk, problemów, by jak najszczęśliwiej i "sielankowo" przeżywało swe "dzieciństwo".

29 lipca 1897, kiedy Teresa zaczynała swoją długą agonię, jedna z sióstr podczas rekreacji wypowiedziała słowa: "Nie wiem, dlaczego mówią o siostrze Teresie jako o świętej. Pełniła ona cnotę, to prawda, lecz nie była to cnota nabyta przez upokorzenia i cierpienia". Teresa tak wyznaje potem matce Agnieszce: "A ja tyle cierpiałam od mego najwcześniejszego dzieciństwa! Ach, jakże to dobrze dla mnie znać opinię stworzeń w chwili mej śmierci!". Tak więc w wieku 24 lat Teresa posiadała dojrzałość, doświadczenie i mądrość osób, które przeżyły wiele lat, a jednocześnie zachowała niewinność dziecka.

Droga dziecięctwa duchowego nie polega zatem ani na marzycielskim infantylizmie, ani na duchu kompromisu z grzechem. Swoim życiem i doświadczeniem Teresa uczy natomiast właściwego rozumienia Jezusowych słów: "Kto nie przyjmie królestwa Bożego jak dziecko, ten nie wejdzie do niego" (Mk 10, 15). To właśnie stanowi jej osobiste odkrycie oraz istotę jej duchowej misji w Kościele.

Odkrywanie "małej drogi" przez św. Teresę

Odkrywanie tego, co stanowi istotę "małej drogi", było w życiu Teresy z Lisieux procesem rozciągniętym w czasie. Śledząc pod tym kątem życie i pisma Świętej, można stwierdzić, że szczególnie ważnymi w odkrywaniu drogi duchowego dziecięctwa okazały się trzy okresy, obejmujące już życie w Karmelu.

Pierwszym był czas pełnienia obowiązków formacyjnych w nowicjacie. 20 lutego 1893 jej rodzona siostra, m. Agnieszka od Jezusa, w wieku 33 lat zostaje wybrana na przełożoną Karmelu w Lisieux. Ona też, dostrzegając w swej siostrze zalety jej duszy, powierza jej obowiązek pomagania mistrzyni nowicjuszek, którą była wtedy m. Maria od św. Gonzagi.

Drugi okres to czas osobistych rekolekcji w lutym 1896. To, co wtedy Teresa przeżywała, znajduje wyraz w liście, napisanym podczas rekolekcji do swej siostry Marii od Najświętszego Serca. List ten znany jest dziś powszechnie jako tzw. Rękopis B.

Wreszcie trzeci okres to lipiec 1897, kiedy to Teresa przedstawia istotę "metody" "małej drogi".

Formatorka w nowicjacie
 
Urząd pomagania matce Marii od św. Gonzagi w formowaniu nowicjuszek Teresa pełniła aż do swej śmierci. Był to obowiązek tym trudniejszy i wymagający dużego wyczucia, że m. Maria pomimo swej niewątpliwej hojności, dobrej woli, miewała jednak zmienne nastroje. W tym czasie Teresa już bardzo blisko przeżywa swoją więź z Bogiem, przeżywa też swoje życie jako apostolat, a jednak właśnie wtedy pisze: "Z oddali wspieranie dusz, pobudzanie ich do większej miłości Boga, kształtowanie ich według tego, jak On patrzy i myśli - to wszystko wygląda całkiem różowo. Lecz kiedy spojrzy się na to z bliska, to okazuje się, że jest dokładnie na odwrót, różowe barwy gdzieś znikają i ogarnia nas przekonanie, że czynić dobrze jest rzeczą równie niemożliwą, co nakazać słońcu, aby świeciło nocą...".
 
Teresa nie ma złudzeń. Dzięki swej pracy z nowicjuszkami zaczyna jasno zdawać sobie sprawę ze swej własnej niemocy w przemianie ich serc. Mimo wszystko z radością wykonuje tę pracę z małą wspólnotą, do której 14 września 1894 dołącza jej rodzona siostra Celina, wstępująca do Karmelu. Teresa zauważa, że jest bardzo trudno przekazać innym własne doświadczenie duchowe, trudno jest także, kochając siostry, zgadzać się jednocześnie jako wychowawca na ich niewierności i słabości. Pośród tej pracy szybko zaczyna doświadczać swej małości i niezdolności do przemiany innych.

Szybko wtedy nabiera doświadczenia i jasności sądu eksperta w życiu duchowym. Pisze: "Czujemy instynktownie, że trzeba całkowicie zapomnieć o własnych upodobaniach, o własnych koncepcjach i prowadzić dusze tędy, którędy chce je prowadzić Jezus, nie próbując narzucać im naszej ścieżki". Jest to wymagające stwierdzenie, które stanowi jednocześnie lekcję dla wychowawców, przełożonych, rodziców i wszystkich w jakikolwiek sposób odpowiedzialnych za innych. Teresa jednak nie zniechęca się. Chociaż po ludzku, zadanie, które pełni, wydaje się jej niemożliwe, lecz wiara zwycięża w niej to odczucie. W tym momencie widzimy w zalążku właśnie postawę dziecięctwa duchowego, która później tak bardzo się w niej rozwinie. Pisze: "Panie, jestem zbyt mała, by wyżywić Twoje dzieci; jeśli chcesz im dawać przeze mnie to, czego potrzebują, to napełniaj moją małą dłoń, a ja, nie opuszczając Twych ramion, nie odwracając głowy, będę przekazywać Twoje skarby temu, kto przyjdzie się u mnie posilić".

Widzimy więc, że Teresa nie chce być niczym więcej, jak tylko pośrednikiem, narzędziem w ręku Jezusa. Małość i pokora przyciągają Go, pozwalają Teresie wypełnić swój obowiązek, w który sam Pan jest osobiście zaangażowany. Ona nie jest niczym innym jak tylko Jego współpracownicą. Co jest charakterystyczne w postawie Teresy, to fakt, że niejako instynktownie wyczuwa, iż właśnie tak postępując, będzie napełniona przez Boga potrzebnym światłem i wszelkimi łaskami. W lipcu 1897, niedługo przed swą śmiercią, patrząc retrospektywnie na te doświadczenia, pisze: "Odkąd pojęłam, że sama z siebie nic zdziałać nie mogę, przestałam uważać, że powierzone mi zadanie jest trudne, poczułam, że muszę tylko jednoczyć się coraz mocniej z Jezusem, a reszta mi będzie przydana. I rzeczywiście, nigdy się nie zawiodłam; zawsze, kiedy mi przyszło pokrzepić dusze moich sióstr, Dobry Bóg raczył napełnić mą małą dłoń. Przyznam Ci się, Matko umiłowana – pisze do swej przeoryszy Że gdybym choć trochę oparła się na sobie, to szybko bym się poddała...".
 
strona: 1 2 3 4 5