DRUKUJ
 
Fabryka.pl
Handlarz cudów
materiał własny
 


W ten sposób, na początku nieświadomie, pomagają sobie, a potem wręcz ratują się z opresji… Dzieciaki nie mówią, że chcą pomóc - one po prostu pomagają swoim istnieniem.

Borys Szyc: To prawda, chociaż pojawia się ponad tą trójką ta jakaś wymyślona Francja, do której chcą dotrzeć. Ojciec małych Dagestańczyków mieszka we Francji, na Stefana czeka Lourdes…  Ale pojawia się i zwątpienie - a jeśli tam nikogo nie ma, jeżeli nikt nam nie pomoże?

Czy na potrzeby filmu były robione ćwiczenia pomagające aktorom wyobrazić sobie sytuacje, w których mają zagrać?

Borys Szyc: W paru rzeczach życie mnie już przećwiczyło: akurat urodziło mi się dziecko.

Ile ma lat?

Borys Szyc: Teraz 5. Już zadaje dużo pytań; ta dziewczynka dużo już wie, kombinuje, zdaje sobie sprawę z relacji i zależności - już nie jest tak łatwo. Więc mam swoje doświadczenie życiowe i nie musiałem brać lekcji jak trzeba postępować z dziećmi. Chociaż one nas mocno zaskoczyły.

Czym?

Borys Szyc: Wiem, że reżyserzy długo szukali: i w Rosji, i w Polsce przejrzeli setki osób. Okazało się że najciemniej jest pod latarnią, bo Sonia uczy się w szkole baletowej w Warszawie i mówi też świetnie po polsku. Roma jest z Moskwy - on mówi tylko po rosyjsku. Oboje od razu trafili w swoje role. Sonia stała się dla nas ostoją, kręgosłupem moralnym. A my dwaj byliśmy jak dwa rzucające się psy: taki mały ratlerek i drugi – powiedzmy zmęczony przez życie buldog. Ona nas tonowała tą swoją siłą spokoju, oszczędnością ruchów, emocji i gestów. A z wyglądu przypominała mi trochę… Matkę Boską, która dla Stefana, mojego bohatera, jest bardzo ważną postacią. Chyba tylko raz wcześniej pracowałem na planie z dzieckiem, było to przy "Magicznym drzewie" Andrzeja Maleszki, ale to był dosyć lekki temat, tymczasem tutaj miałem wiele dramatycznych scen z dziećmi – bałem się ich. Byłem trochę w stresie.

Wydawałoby się, że mówimy o dzieciach a z pana opowieści wyłaniają się archetypy mężczyzny i kobiety. Ona – spokojna, prawie święta, niczym Matka Boska. Oni – nerwowi, trochę narwani, szaleni. Młody i starszy. Mają wiele wspólnych cech…

Borys Szyc: Ale już się sobie do gardeł rzucali.

Właśnie, zastanawiam się gdzie jest granica pomiędzy mężczyzną-dzieckiem a mężczyzną-dorosłym czyli między 10-letnim chłopcem a dorosłym facetem, który ma problem alkoholowy, rozwalone życie i próbując się ratować w wielu sytuacjach postępuje jak… 10-latek?

Borys Szyc: Myślę, że granica jest dosyć płynna i nie można jej określić, bo z takimi dziećmi jest troszeczkę inaczej, one chyba muszą wcześniej dojrzeć.

Takie dzieci, czyli te wychowywane bez rodziców?

Borys Szyc: Bez rodziców i w kulturze gdzie od dziecka się pracuje, opiekuje domem. Nie ma długiego dzieciństwa aż do upragnionej 18-tki i imprezy z prezentami, po której stajemy się dorosłymi ludźmi. Tam dorosłość przydarza się dzieciom wcześniej, jakoś surowy świat to na nich wymusza. Natomiast z kolei on, który żyje w takiej chorobie, to gdzieś tam chyba rozwój emocjonalny przez to że się pije gdzieś tam, zostaje zatrzymany.

A inne skojarzenie: Matka Boska, którą często widział pan w Sofii Mietielicy i ta prawdziwa - Matka Boska z Lourdes – do której Stefan pielgrzymował. W której było więcej Matki Boskiej?

Borys Szyc: Matka Boska z Lourdes jest tylko obrazem w jego głowie, do którego on dąży, ale pewnie bliższa jest ta, która jest blisko niego. Ta, która jest na ziemi, która - jak rozmawialiśmy wcześniej - łapie go fizycznie za rękę i mówi "uspokój się, opanuj". Po prostu potrzebny jest ktoś, kto nam ufa - wierzy, patrzy w oczy, mówi "uda ci się". Wtedy bardziej się chce i jest to bardziej namacalne, niż jakiś wizerunek na obrazie, jakaś daleka Francja, Bóg, i coś wirtualnego do czego dążymy.


 
strona: 1 2 3 4