DRUKUJ
 
Cezary Sękalski
Na falach medialnej piany
Głos Ojca Pio
 


Dzisiaj mówi się też o mediach opiniotwórczych, które z założenia opisują świat pod pewnym, własnym kątem widzenia. A ponieważ debata publiczna w Polsce zaostrza się, przeciętny czytelnik ma coraz większą potrzebę sięgania po czasopismo, z którym będzie mógł się bardziej identyfikować. Ono przeprowadzi go przez gąszcz informacji w taki sposób, żeby umocnił się we własnych poglądach na rzeczywistość, a nie po to, aby były one obiektywizowane... To z kolei prowadzi do coraz większej polaryzacji stanowisk...
 
Jeżeli sięgniemy do historii mediów, to one zawsze były związane z jakimś światopoglądem i określonym systemem wartości. Jedno drugiego nie wyklucza, zawsze tak było. Tak w Stanach Zjednoczonych, jak i we Francji kto inny kupuje gazety lewicowe, a kto inny prawicowe. Ja nie krytykuję tego, że media tożsamościowe istnieją, w końcu „Gość Niedzielny”, w którym pracuję, też do nich należy, bo jeśli ktoś kupuje tę gazetę, przyjmuje cały oferowany przez nią bagaż — jak powiedzą jedni — albo całą wolność — jak stwierdzą inni. To naturalne.
 
Posiadanie określonych poglądów nie zwalnia jednak mediów od rzetelnego podawania informacji dotyczącej otaczającego świata, nawet jeśli stawiają one w złym świetle osoby, z którymi sympatyzujemy.

Wokół jakich najważniejszych spraw toczy się obecnie debata publiczna w Polsce?
 
Debata ta ma charakter tożsamościowy. Jesteśmy w trakcie wojny kulturowej. Można powiedzieć, że każdy temat, jaki by nie był podejmowany, odczytywany jest w takiej właśnie perspektywie. Nie jest to tylko wojna między PO a PIS-em. Nie chodzi o problem partyjny ani polityczny, a jeśli już, to o metapolityczny. Dotyczy on kwestii, które określają nas jako ludzi wyznających pewien system wartości. To bardzo poważny spór. Nie pojawił się on teraz, bo kiedy prześledzimy całą historię Polski, zobaczymy, że toczył się zawsze.
 
Polski podział jest, oczywiście, dla wielu ludzi bardzo bolesny, ale myślę, że należy go przyjąć jako sytuację zupełnie naturalną. Tak już jest, że ludzie różnią się poglądami i spojrzeniem na świat. Ten spór przez politykę i przez część mediów jest obecnie brutalnie zaostrzany, co nie znaczy, że istnieje idealna rzeczywistość bez konfliktów. Jeśli bowiem będziemy udawać, że jest w ogóle możliwa taka sytuacja, w której wszyscy będziemy się zgadzać we wszystkim, to pozostaniemy w obrębie utopii.
 
Prawdą jest istnienie głębokiego podziału w polskiej rzeczywistości mającego odzwierciedlenie w historii i w biografiach bardzo wielu ludzi, co widać szczególnie w sferze mediów. Wielu ludzi broni dziś za wszelką cenę swoich biografii. Przywołam tu książkę Dariusza Gawina Wielki zwrot, która pokazuje, jak kształtowała się myśl inteligencji polskiej w końcowych dekadach PRL-u (1956-76). Pojawiają się w niej nazwiska ludzi bardzo wpływowych i znaczących w polskiej polityce i mediach. My, ludzie wierzący, wychowani w pewnej tradycji, także mamy swoje korzenie. To są dwie różne Polski, co jednak nie znaczy, że nie możemy żyć w jednym kraju i współpracować. Aby mogło tak się stać, musimy mieć dla siebie zrozumienie i szacunek, co w obecnej debacie publicznej nie zawsze się udaje.

Czy zgodzi się Pan z opinią, że siła i kształt państwa zależą od jakości debaty publicznej oraz od zdolności oddzielania w niej przez społeczeństwo ziarna od plew?
 
Tak, oczywiście. Niezwykle ważne jest postawienie diagnozy: czy żyjemy w społeczeństwie, które ma ukształtowany system wartości i swoje autorytety, czy też pogrążamy się w pewnej anarchii? Jesteśmy w ciekawym momencie, bowiem debata publiczna wychodzi z dobrze znanych obszarów, gdzie spotykali się nasi przedstawiciele mający konkretne dokonania, których obdarzamy autorytetem. Teraz coraz częściej wszyscy dyskutują ze wszystkimi, bo żyjemy w społeczności internetowej. Debaty toczą się na portalach społecznościowych, w blogosferze itp. Z jednej strony na tym właśnie polega wolność i demokracja, z drugiej jednak jest to też ogromne zagrożenie, bo dyskusje te nieraz pogrążają się w bagnie chaosu aksjologicznego, językowego i kulturowego.
 
Co więcej, debata, która rozgrywa się w Internecie, jest bardzo wrażliwa na wszelkiego rodzaju ataki histerii. Wystarczy, że wypłynie jakiś fakt, który nawet nie do końca został zweryfikowany i sprawdzony, a już jest on w stanie wywołać dziesiątki tysięcy komentarzy, które nawzajem się napędzają, tworząc efekt kuli śniegowej. Tego typu debata rządzi się własnymi prawami, emocje rosną jak tsunami, a kiedy opadną, okazuje się, że — jak się to mówi — góra urodziła mysz. I tak naprawdę nie wiadomo, o cośmy się tak bardzo emocjonalnie spierali.
 
Obecnie debata publiczna często nie ogniskuje się już wokół wartości czy problemów, ale wokół cytatów. Ktoś coś powie i ta wypowiedź żyje w sposób niesłychanie intensywny przez 24 czy 48 godzin. Potem pierwotne emocje opadają, bo znowu ktoś inny powiedział coś emocjonującego. Na końcu okazuje się, że jest to zwykła medialna piana, która niewiele ma wspólnego z debatą.
 
Jak w takim razie nauczyć się zdrowego dystansu od tego rodzaju przekazu? Jak nie dać się porywać przez medialną pianę?
 
Nie jest to oczywiście łatwe, bo kiedy korzystamy z jakiegokolwiek medium (zwłaszcza elektronicznego), widzimy, że wszystko żyje wokół pewnych cytatów i wypowiedzi. Moja rada jest taka: nie musimy tak często włączać się w ten nurt.
 
Patrzę na moich kolegów dziennikarzy, którzy są bardzo aktywni na Twitterze albo na Facebooku. Wydaje mi się, że przydałoby się, by w pewnym momencie wyjęli wtyczkę, przez chwilę się pomodlili, coś przemyśleli, złapali pewien dystans do tego wszystkiego, aby zyskać nieco szerszą perspektywę patrzenia, z punktu widzenia własnych wartości i swojej wiary. Czasem naprawdę trzeba policzyć do dziesięciu, zanim coś się powie. Dopiero wtedy można z powrotem się włączyć. Dobrze jest zrobić chwilę przerwy i przestać być nieustannie zaangażowanym w to wszystko, bo wtedy człowiek cały czas płynie na fali emocji i nie jest w stanie normalnie funkcjonować.
 
W mediach jest za dużo emocji i część z nich na pewno należałoby uspokoić. Nie należy dać się porwać falom gwałtownych polemik, trzeba uważać na słowa, bo czasem niektóre są jak kamienie, które zalegają na przedpolu, i trudno je w debacie odrzucić. Trzeba umieć ważyć słowa i nieraz wstrzymać się od komentarza, poczekać, aż fakty zostaną zweryfikowane i dowiemy się, jak było naprawdę. Nie należy spieszyć się z ocenami.
 
To najprostsze rady, jakich można dziś udzielić, żeby choć trochę opanować tę debatę i mieć poczucie, że nie jesteśmy manipulowani i porywani przez falę, która za chwilę może okazać się niepotrzebna i niczym nieuzasadniona.
 
Czyli mniej emocji, a więcej rozumu?
 
Zdecydowanie! Bardzo ważna jest dziś edukacja medialna. Przyzwyczailiśmy się do tego, że uczymy dzieci czytać i pisać, natomiast żyjemy w takim świecie, w którym trzeba uczyć także właściwie odbierać media i je dekodować. Od najmłodszych lat trzeba ludzi uczyć, żeby starali się przebijać przez medialną pianę i docierać do istoty rzeczy. Edukacja medialna jest nam bardzo potrzebna.
 
Cezary Sękalski 
 
strona: 1 2