DRUKUJ
 
o. Michał Zioło OCSO
Najważniejsze chwile...
Miesięcznik W drodze
 


Całe życie mnichów świadczy o tej jednej, jedynej prawdzie — Bóg jest obecny, jest tu ze mną, z nami, tu i teraz. Nie jest to jednak zimna obecność przedmiotu, ale obecność Osoby — z jej miłością, ciepłem, powagą i słowem, znakiem i zadaniem, obecność ta jednak najpierw jest odpoczynkiem, zaproszeniem do niego przez ufne powierzenie się rękom miłującego nas Ojca. Bóg jest jak morska otchłań — niezmierzony i głęboki, budzący niekiedy lęk — lecz wystarczy zaprzestać gwałtownych i rozpaczliwych ruchów i ufnie położyć się na wodzie, aby znaleźć ocalenie. On jest — mówią swoim życiem mnisi. Jest i kocha nas takimi, jakimi jesteśmy, i pragnie zarazem, abyśmy jeszcze bardziej stali się podobni do Jego Syna Jezusa Chrystusa.
 
Mnich mówi swoim życiem, które po prostu się dzieje, że: „zadaniem życia jest życie” — to najpierw. Potem doda jeszcze: „zadaniem życia jest życie w obecności Boga”. Życie kontemplacyjne jest właśnie życiem w obecności Boga, który zawsze pierwszy wychodzi ku człowiekowi. Nie jest więc ważne, jakie funkcje spełniamy i jaki mamy temperament lub przeszłość, i gdzie zamieszkujemy, nie jest ważna „technika” i „metoda” spotkania z Nim. Przypomnijmy bardzo nośne w tym względzie słowa Tomasza Mertona:
 
Jeśli uda ci się oczyścić swój umysł z każdej myśli i pragnienia, możesz się rzeczywiście wycofać do środka siebie i skoncentrować wszystko w sobie na tym wyimaginowanym punkcie, skąd twoje życie wytryskuje z Boga: jednak Boga i tak nie znajdziesz. Żadna własna praktyka nie może doprowadzić cię do decydującego kontaktu z Nim. Jeżeli On nie wypowie się w tobie, nie powie Swego imienia w samym środku twojej duszy, nie poznasz Go bardziej, aniżeli kamień zna ziemię, na której w swym bezwładzie spoczywa.
 
Bóg daje w zakład swoje życie
 
Mnisi składają na ręce swojego opata śluby posłuszeństwa. Chcą przez to powiedzieć: „będę Ci, Boże, wierny do końca mojego życia, będę się starał ze wszystkich sił żyć w Twojej obecności. Ty jesteś moją jedyną nadzieją. Chcę być Tobie wierny, bo Ty jesteś zawsze wierny”. Tak, Bóg jest obecny swoją przemieniającą nas obecnością, bo jest wierny. Pamiętam, jak wielkiego wstrząsu doznałem pewnego dnia, czytając podczas lectio fragment 15. rozdziału Księgi Rodzaju opowiadający o przymierzu, które Bóg zawarł z Abrahamem. Znałem przecież ten fragment doskonale... Posłuchajmy:
 
Wtedy Pan rzekł: „wybierz dla mnie trzyletnią jałowicę, trzyletnią kozę i trzyletniego barana, a nadto synogarlicę i gołębia”. Wybrawszy to wszystko, Abram poprzerąbywał je wzdłuż na połowy i przerąbane części ułożył jedna naprzeciw drugiej (...). A kiedy słońce zaszło i nastał mrok nieprzenikniony, ukazał się dym jakby wydobywający się z pieca i ogień niby gorejąca pochodnia i przesunęły się między tymi połowami zwierząt.
 
Według formuły starożytnego przymierza po wstępnej prezentacji zawierających przymierze osób następowała część poświęcona błogosławieństwom, które mają spłynąć na zachowujących przymierze. Potem przychodził czas na czynność rozcinania zwierząt, której towarzyszyło wyliczanie całego katalogu kar i przekleństw, które miały spaść na zdradzającego przymierze. Następnie zainteresowane przymierzem strony przechodziły między połówkami zwierząt, by w ten sposób ukazać swoją pełną świadomość skutków zerwania umowy. Gest ten oznaczał: „jeśli zerwę przymierze, niech będę poćwiartowany jak te zwierzęta!”. Bóg, przechodząc w postaci ognia między częściami zwierząt, wyraża taką samą prawdę: „Niech zginę, jeśli złamię ten związek!”. To ogromnie poruszające świadectwo wierności Boga żywego! Bóg, który daje w zakład swoje własne życie! On, który jest samym życiem!
 
Trzeba sobie odpowiedzieć
 
Nie jest ważne, czym się różnimy od innych i jak doskonała jest nasza organizacja — jeśli inni żyją w obecności Boga, tym lepiej, jeśli oni — podobnie jak my — znajdują Boga w Kościele, jego sakramentach, hierarchii, pasterzach, codziennej Mszy świętej i adoracji Najświętszego Sakramentu oraz czynnym zaangażowaniu w życie parafii — nie możemy być zazdrośni, że nie chodzą z nami. Wszyscy jesteśmy Kościołem i należymy do Chrystusa. W Kościele tym jednak Jezus wzywa poszczególne osoby do pójścia za Nim, udzielając im Ducha Świętego, który zapoznaje nas z drogą charyzmatu przeznaczonego dla nas — dla niektórych będzie to właśnie charyzmat Reguły św. Benedykta i zakonu cystersów–trapistów.
 
To nie my, lecz Duch Święty przez nas będzie przypominał nam i naszemu otoczeniu o prymacie modlitwy nad działaniem, o mocnym zakorzenieniu się w Bogu, które dokonuje się właśnie na medytacji, w klimacie ciszy, podczas lektury Pisma Świętego, w radosnym uczestniczeniu w Eucharystii i przez częste korzystanie z sakramentu spowiedzi. Ktoś wzruszy ramionami — przecież to „najzwyklejsze chrześcijańskie życie!”. Tak, ma rację, to zwykłe, chrześcijańskie życie.
 
Mnisi cystersi nie byli grupą wybranych i specjalnie „oświeconych” — byli „zwykłymi chrześcijanami”, którzy nie wymyślali niczego nowego, a jedynie starali się poważnie podjąć zobowiązania chrztu świętego. Dostępnymi każdemu chrześcijaninowi środkami pragnęli współdziałać z Bogiem w przywracaniu Bożego podobieństwa człowiekowi. Warto, aby każdy członek fraterni odpowiedział sobie na to pytanie — co to znaczy być „świeckim cystersem–trapistą”? W tej odpowiedzi nie można nikogo zastąpić. Dzięki tym odpowiedziom odkryjecie, jak różne osoby i w różny sposób mówią o tym samym. Po pewnym czasie wspólnota swoim sposobem życia i reagowania na otaczający ją świat ukaże innym to „coś”, właśnie „to” specyficzne i jedyne, i będzie łatwo rozpoznawalna na tle innych wspólnot kościelnych. Stanie się naprawdę bogactwem powszechnego i lokalnego Kościoła.
 
strona: 1 2 3 4