DRUKUJ
 
Dariusz Kowalczyk SJ
Wszechświat ma twarz Dziecka
Gość Niedzielny
 


Tymczasem Syn Boży mógł stać się człowiekiem, czyli ogołocić się z przejawów Boskości, ponieważ w odwiecznym życiu ogałaca się z miłości do Ojca w Duchu Świętym. Odwieczne zrodzenie umożliwia zrodzenie z Maryi, tak jak to śpiewamy w kolędzie „Pójdźmy wszyscy do stajenki”: „Witaj, Jezu, nam zjawiony, witaj dwakroć narodzony; raz z Ojca przed wieków wiekiem, a teraz z Matki człowiekiem”. W ten sposób Bóg nam objawia, do jakiego stopnia jest możliwa nasza z Nim wspólnota, jak dalece jest z nami solidarny i co to w praktyce znaczy, że nas kocha. Bóg nas kocha, czyli poświęca się dla nas i razem z nami się raduje. Ojcowie Kościoła nie bali się mówić, że Bóg stał się człowiekiem, aby człowiek stał się Bogiem. Oczywiście nie bogiem w takim sensie, w jakim Szatan kusił pierwszych rodziców: „Tak jak Bóg będziecie znali dobro i zło”, ale w sensie bycia przez Boga przebóstwionymi. Naginając trochę język polski, można by powiedzieć, że Bóg się wczłowieczył, aby człowiek został przebóstwiony. Boże narodzenie pokazuje, że skoro jest możliwe, aby Bóg stał się człowiekiem, to jest także możliwy ruch odwrotny, to znaczy nasze uczestnictwo w Boskiej naturze, czyli życie wieczne.
 
Świat bez Bożego Narodzenia?
 
W dotarciu do sedna tajemnicy Bożego Narodzenia może nam pomóc pewne ćwiczenie. Wyobraźmy sobie świat, w którym nie ma Bożego Narodzenia. Tak jak w mitycznej krainie z „Opowieści z Narnii”, w której zła czarownica rzuciła klątwę, w wyniku czego panowała „zawsze zima i nigdy nie było Bożego Narodzenia”. Roman Brandstaetter próbował napisać opowieść o tym, jak potoczyłaby się historia świata, gdyby Chrystus nigdy się nie narodził. Kiedy zaczął obmyślać fabułę, doznał wrażenia, jakby – jak sam stwierdza – „z głębi czasu zionęła ku mnie potworna otchłań niemożliwa do określenia. (…) Stanąłem oko w oko z demoniczną próżnią, w której ani siebie, ani sensu świata nie mogłem odnaleźć”. Święty Ignacy z Loyoli, założyciel jezuitów, lubił patrzeć w gwiazdy. Rosły wtedy w nim – jak sam wyznał – pobożność i dobre pragnienia. Bezkres kosmosu kierował jego myśli ku Stwórcy i Zbawicielowi. Czym jednak byłby ten bezkres bez narodzin Boga w Betlejem? Czyż nie byłoby tak, jak to ujął Romano Guardini: „W niezmierzonej przestrzeni kosmicznej porusza się maleńkie ciało, zwane Ziemią. Pokrywa je cienka warstwa czegoś w rodzaju pleśni, którą nazywamy krajobrazem, życiem, kulturą, i egzystują tam maleńkie istoty zwane ludźmi. Całe to zjawisko trwa krótką chwilę, a potem wszystko się kończy”? Jednak dzięki Bożemu narodzeniu ogrom wszechświata nie jest ślepym i głuchym przypadkiem – ma twarz Dziecka, które się do nas cudownie uśmiecha.
 
Nie lubię świąt!
 
Zaczęliśmy od pytania, które święta lubimy bardziej, ale są przecież tacy, którzy twierdzą, że w ogóle nie lubią świątecznego czasu. Warto się zastanowić, dlaczego? Szukając odpowiedzi, trzeba przede wszystkim podkreślić, że święta Bożego Narodzenia to nie jest po prostu czas wolny, w którym jest okazja zabawić się, pogościć, dobrze zjeść i popić. To jest czas, który w pewien sposób uwydatnia nasze radości, ale także i smutki. Jeśli na przykład ktoś cierpi na samotność, to święta mogą to cierpienie uwydatnić i zaostrzyć. Albo jeśli rodzina jest skłócona, a najbliżsi nie chcą lub nie mogą się autentycznie pojednać, to trudno się dziwić, że ktoś źle się czuje przy wigilijnym stole, a dzielenie się opłatkiem odbiera jako psychiczną torturę. Boże Narodzenie, czy tego chcemy, czy nie, może nam pokazać, że mamy coś do załatwienia, że powinniśmy coś zmienić w naszych relacjach z innymi, z rodziną. A to bywa trudne… Dochodzimy w ten sposób do tego, o czym mówiliśmy, a mianowicie, że miłość wymaga ofiary. By się radować w czas świąteczny, trzeba się oczyścić, przygotować, pojednać ze sobą i – o ile to możliwe – z innymi. W przeciwnym razie dopadną nas smutek, chandra i żal. Dlatego Kościół zaprasza na różne sposoby, by przed Bożym Narodzeniem, w czasie Adwentu, podjąć dzieło nawrócenia, uporządkowania tego, co da się uporządkować, i pogodzenia się z tym, czego nie jesteśmy w stanie zmienić. Oczywiście przyczyny nielubienia świąt mogą być bardzo różne, niekiedy całkiem prozaiczne. W każdym razie jeśli ktoś w święta czeka tylko na to, kiedy przyjdzie czas zwyczajny, to warto, by znalazł prawdziwą przyczynę tych negatywnych odczuć.
 
Głębia tradycji
 
Najgłębszy sens Bożego Narodzenia odkrywamy w Biblii i Tradycji Kościoła. Pomocą może być tutaj ostatnia książka Benedykta XVI, poświęcona dzieciństwu Jezusa. Ale nośnikiem głębszej prawdy są także bożonarodzeniowe zwyczaje: choinka, opłatek, prezenty, światełka czy też sianko i wolny talerz na wigilijnym stole. Z obyczajami może być tak, że z jednej strony, zaniedbywane, zamierają (pomijam fakt, że tu i ówdzie są celowo zwalczane), z drugiej zaś zostają przechwycone przez komercję i swoją merkantylną nachalnością niszczą w gruncie rzeczy święta i wykrzywiają ich sens. W tej sytuacji trzeba dbać o katolickie i polskie zwyczaje świąteczne, a jednocześnie odkrywać ich pełne znaczenie, aby pomagały nam, a nie przeszkadzały, w religijnym przeżywaniu świąt. Czytajmy zatem na temat bożonarodzeniowych tradycji, abyśmy na przykład umieli odpowiedzieć dzieciom na pytanie: dlaczego stroimy choinkę w naszym domu? A wychodząc od symboliki zielonego drzewka, możemy dojść do odpowiedzi na pytanie zasadnicze: dlaczego świętujemy Boże Narodzenie? Wszak choinka jest znakiem wielkiej tajemnicy życia, które rodzi się, by istnieć wiecznie w szczęśliwości: „Piekło zawarte, niebo otwarte, Słowo się ciałem stało”.

 
ks. Dariusz Kowalczyk  
 
strona: 1 2