DRUKUJ
 
Maria Rogaczewska, Grzegorz Roś
Jak wychowywać liderów chrześcijańskich?
Więź
 


Zwycięstwo musi kosztować 
 
Jednym z największych wyzwań współczesności jest wielość bodźców, podniet, możliwości i wynikające stąd problemy emocjonalne oraz notoryczny paraliż decyzyjny młodych ludzi. Współczesny młody człowiek – nie tylko jako konsument w sklepie, jako głosujący obywatel, jako pracownik, ale także i w życiu prywatnym, decydując o swoim powołaniu, o swoich relacjach – ma wielki kłopot z podejmowaniem zobowiązań i trzymaniem się ich. Młodzi ludzie nie potrafią określić, do jakiej „większej całości” chcą przynależeć – stąd ich podatność na fałszywych liderów i guru, którzy łatwo zdejmują z nich ciężar odpowiedzialności, ale też prowadzą ku mało wartościowym, a czasem destrukcyjnym celom.
 
Kluczem do odróżnienia lidera fałszywego od prawdziwego jest sprawdzenie, czego uczy młodego człowieka. Czy potrafi nauczyć, że ważne jest nie tylko skoncentrowanie się na jednym wybranym celu i na własnej grupie, lecz także szersza perspektywa, w której widzi się również dobro innych grup, innych ludzi, innych narodowości, przyszłych pokoleń...
 
Dobrą odtrutką na fałszywych liderów i guru, często uzależniających od siebie swoich naśladowców, jest uczestnictwo – od najmłodszych lat – w różnorodnych grupach i zespołach, chociażby sportowych. Dzięki temu młody człowiek buduje wiele relacji, czasem przyjaźni na całe życie; uczy się opierania wpływowi innych ludzi; poznaje ludzką różnorodność i nabiera zdrowego dystansu do siebie samego. Przekonuje się także, że jakkolwiek drużyna jest ważniejsza niż „ja”, to jeszcze ważniejszy od mojej drużyny jest powszechny duch sportowy, czyli fair play – pewne obiektywne zasady niezależne od własnej przynależności. Ktoś, kto trenuje systematycznie, uczy się brania odpowiedzialności za słabszych, zależności od innych i polegania na innych, zaufania i wzajemności.
 
Dodatkowo pewne dyscypliny sportu i sztuki, ale także nauka trudnego języka (np. greki czy łaciny) lub filozofii uczą młodego człowieka większej koncentracji i umiejętności pozbywania się rozproszeń. Jeśli akrobata wykonuje jakąś trudną figurę, to nie może patrzeć, kto wchodzi na salę, kto stoi za oknem i jakie trampki nosi trener. Koncentruje się na zmiennych istotnych tylko dla danej ewolucji – zachowaniu partnerów, ruchach wymagających skorygowania itd. To wszystko dzieje się bardzo szybko, właściwie automatycznie, ale zostało wcześniej wypracowane przez długotrwały trening.
 
Sport pozwala też poznać smak zwycięstwa. Uczy, że musi ono dużo kosztować. Tym samym jest zaprzeczeniem coraz popularniejszych dzisiaj tendencji, aby wychowywać dzieci w sposób „przyjemnościowy”, uwzględniający zachcianki i kaprysy. Dzieci przeskakują z zajęć na zajęcia, bo im się wszystko szybko nudzi. Wycofują się, gdy mija ekscytacja, a pojawia się trud. Trwa to tak długo, aż natrafią na kogoś – lidera w osobie trenera, rodzica czy nauczyciela – kto im wytłumaczy, że to właśnie wysiłek jest drogą do największych skarbów. Połączenie ze sobą sportu i filozofii to nie przesada. Musimy wymagać od młodych ludzi bardzo dużo! Im bardziej ich szanujemy, tym więcej musimy od nich wymagać.
 
Tylko że trud samej młodzieży wcale nie wystarczy, tym bardziej że pełna opresji i przemocy szkoła publiczna często niszczy to, co oni sami zbudują w swoim wnętrzu. Wysiłek młodzieży musi być stymulowany, dobrze zorganizowany, przeplatany zabawą i odpoczynkiem. Dlatego tak bardzo potrzebna jest współpraca rodziców, trenerów, księży, zakonnic, nauczycieli. Jak mówi stare afrykańskie przysłowie – potrzeba całej wioski, aby wychować dziecko. Zaś aby wychować młodego lidera, potrzeba bardzo szczególnej mobilizacji całej wioski.
  
Wychowywać „młodych dorosłych” 
 
Podsumowując, trzeba podkreślić, że liderzy są nam coraz bardziej niezbędni – i w społeczeństwie, i w Kościele – bo ktoś musi mieć odwagę zakwestionować rutynę, tworzyć długofalowe wizje, ryzykować utratę stanowiska i ostracyzm społeczny, być odpornym na konformizm i pociągać za sobą coraz bardziej zindywidualizowanych dziś ludzi.
 
Nie da się jednak zostać liderem zaledwie po jednym kursie (nawet jeśli jest on tak wspaniały, jak międzynarodowa szkoła letnia organizowana przez Instytut Tertio Millennio przy współpracy polskich dominikanów) czy po przeczytaniu wielu książek z dziedziny leadership. Stawanie się liderem – nawet jeśli opieramy się na wrodzonym talencie i charyzmie – to ciężka, mozolna robota, praca nad sobą młodego człowieka, która, zwłaszcza na pierwszym, rozstrzygającym etapie, wymaga szczególnej troski wychowawców i rodziców.
 
Przyszłość formacji i edukacji liderskiej w Polsce powinna, w naszym przekonaniu, stać się jednym z priorytetów duszpasterstwa dzieci, młodzieży i duszpasterstwa „młodych dorosłych” tuż po studiach w Polsce. Okres między ukończeniem studiów a podjęciem pracy i życia rodzinnego bardzo się wydłużył. Obecnie takie decyzje podejmują ludzie dopiero około 30. roku życia. Tymczasem systematyczne duszpasterstwo „młodych dorosłych” – osób, które są w fazie podejmowania decyzji życiowych o pracy, rodzinie, małżeństwie – praktycznie w Polsce nie istnieje. Poza powielanymi w internecie rekolekcjami głoszonymi przez kilku księży (np. ks. Piotra Pawlukiewicza) czy ofertą rekolekcyjną ze strony dominikanów, salwatorianów czy jezuitów nie ma dla nich propozycji na szerszą skalę. Brakuje zwłaszcza refleksji nad tym, co wydaje się „młodym dorosłym” najtrudniejsze: jak połączyć swoją szczerą wiarę, modlitwę, zaangażowanie religijne z codziennym życiem, pełnym trudnych wyzwań i dylematów, na które Kościół nie daje prostych odpowiedzi.
 
Kształcenie tych właśnie ludzi na przyszłych liderów i menedżerów kościelnych przedsięwzięć powinno być przedmiotem długofalowej strategii choćby kościelnych organizacji pozarządowych – muszą sobie one wychowywać następców i spadkobierców. Niestety, wiele tych organizacji, np. charytatywnych, cierpi z powodu nadmiernego sklerykalizowania – świeckim wciąż zbyt rzadko powierza się kierowanie i przewodzenie w Kościele.
 
Wreszcie, powinniśmy wszyscy w większym stopniu niż dotąd czerpać z wielkiej skarbnicy Kościoła, studiując wytrwale – podobnie, jak czynią to studenci biznesowych studiów MBA – case studies reform prowadzonych w ciężkich czasach przez wielkich liderów Kościoła, czyli święte kobiety i świętych mężczyzn, którzy skutecznie zmieniali jego oblicze. Uczmy się, w jaki sposób św. Benedyktowi z Nursji, św. Katarzynie ze Sieny, św. Teresie z Avila, św. Ignacemu Loyoli, bł. Janowi XXIII, słudze Bożemu Janowi Pawłowi II udawało się podjąć zdrową, pełną miłości krytykę pewnych zjawisk w Kościele, by je skutecznie przemieniać. Oni potrafili sprawnie komunikować się z otoczeniem, ze swoimi przeciwnikami, których potrafili w końcu pociągnąć za sobą. Działali w trudnych czasach i bardzo ciężkich warunkach, z wielką odwagą i śmiałością wizji. A na uwadze mieli nie siebie samych, własną pozycję i powodzenie, lecz losy Kościoła i przyszłych pokoleń.
 
 
Maria Rogaczewska, Grzegorz Roś   
 
strona: 1 2 3