DRUKUJ
 
Mariusz Majewski
Chrześcijaństwo to styl życia
Gość Niedzielny
 


O misji papieża Franciszka, reformie Kurii Rzymskiej, Biblii na czas kryzysu i chorobie obojętności religijnej z kard. Gianfranco Ravasim rozmawia Mariusz Majewski.

Jak godzić dialog i otwartość z misją głoszenia słowa Bożego i koniecznością – jak mówi św. Paweł – „nastawania w porę i nie w porę”?
 
Święty Paweł jest klasycznym przykładem tego, jak to robić. Podejmuje próbę wejścia w dialog ze światem, posługując się językiem tego świata. Oczywiście w tym spotkaniu, tłumaczeniu prawd wiary na język tego świata coś się pozyskuje, ale coś się również traci. Drugą cechą charakterystyczną św. Pawła jest to, że przechodzi, idzie do nowych środowisk. W ten sposób odwiedza Azję Mniejszą, Rzym, areopag grecki, ale jednocześnie zachowuje swoją tożsamość. Tym samym wpisuje się w wielką zasadę Chrystusa, by być zaczynem w świecie. Przetwarzać świat, nadawać mu smak. Musi być zasada równowagi pomiędzy tożsamością i dialogiem. Takie jest chrześcijaństwo.
 
Czy było jakieś szczególne spotkanie z kimś wątpiącym albo niewierzącym, które Księdza Kardynała poruszyło, utwierdziło w przekonaniu, że trzeba szukać płaszczyzny spotkania z takimi ludźmi?
 
Chciałbym powiedzieć o trzech takich wydarzeniach związanych z Dziedzińcem Dialogu. Pierwszym było spotkanie w Szwecji, w Sztokholmie, ze światem całkowicie zsekularyzowanym, który nie jest katolicki, tylko luterański. Drugie wydarzenie to Asyż i rozmowa z prezydentem Włoch, podczas której mogłem podjąć tematy ważne dla całego narodu. I trzecie wydarzenie – spotkanie w Albanii, gdzie panował całkowicie ateistyczny reżim. Nie tak jak w Polsce. U nas mimo komunizmu umacniał i rozwijał się katolicyzm, tam wyeliminowano wszystko. Władze Albanii ogłosiły, że ich kraj jest pierwszym państwem ateistycznym. Spotkanie na Uniwersytecie w Tiranie miało trwać 45 minut. Zrobiłem 15 minut wprowadzenia i reszta miała być przeznaczona na rozmowy. W efekcie spotkanie trwało 3 godziny. Ci młodzi ludzie w rzeczywistości duchowej pustyni potrzebowali się dowiedzieć, czym w ogóle jest religia. Zacytowałem im wówczas stwierdzenie pisarza amerykańskiego, niechrześcijanina, który mówił, że religia, tak jak sztuka, niczemu nie służy, oprócz tego, by pokazać sens życia. A to nie jest wcale mało. (śmiech)
 
Jak widzi Ksiądz Kardynał jako jeden z bliskich współpracowników ojca świętego misję papieża Franciszka, także w kontekście poprzednich pontyfikatów?
 
Ważne jest podkreślenie różnicy tych pontyfikatów. Jest ona związana z kontekstem historycznym. Papieże są synami swoich czasów. Muszą odpowiedzieć na pytania, które wspólnota ludzka, wspólnota wierzących przedkładają im w danym momencie. Na to nakłada się osobowość każdego z papieży. Pomyślmy o bogatej, bardzo rozwiniętej osobowości Jana Pawła II. Papież Benedykt używał języka i dyskursu bardzo precyzyjnego. Franciszek ogranicza się do esencjonalnych stwierdzeń, mówi krótkie, konkretne rzeczy. Każdy następca św. Piotra musi kierować się dwiema fundamentalnymi zasadami: troszczyć się o depozyt wiary i wprowadzanie tych prawd wiary w życie Kościoła i świata. Chrześcijaństwo to nie jest zbiór tez, ale sposób życia. Papież Franciszek mocno to podkreśla. To, że teraz mamy Franciszka i „ukrytego dla świata” Benedykta, pozwala lepiej widzieć, że obaj są konieczni dla tego czasu.
 
W Polsce często słowa papieża wykorzystuje się jako argumenty do krytykowania Kościoła. Wypowiedzi o ubóstwie księży zostały wykorzystane przez media jako bicz na duchownych.
 
Siła słów papieża Franciszka jest ważna, ponieważ w pewnym sensie jako chrześcijanie potrzebujemy wstrząsu i wezwania do przebudzenia. Mocno tego wstrząsu potrzebowało chrześcijaństwo w niektórych częściach świata i niektórych krajach. Fakt, że media chętnie wykorzystują papieskie wypowiedzi, trzeba przyjąć. Żyjemy w świecie, który można nazwać mocno skomunikowanym. Wiadomo, że wypowiedzi tego typu mają z jednej strony ogromną moc perswazyjną, porywają i przekonują. Z drugiej strony mogą być wykorzystywane do kreowania pewnego niezdefiniowania czy rozmycia. Nawet jeśli media wyrywają z kontekstu wypowiedzi papieża, to jednak wierzący i niewierzący są w pewnej harmonii wobec tych słów. Po prostu trafiają one do ludzi. I to jest ważne. Po prowokacyjnym efekcie słów papieża przychodzi zawsze okazja, aby spokojnie i szczegółowo porozmawiać o ważnych tematach, które się pojawiają. Takim przykładem jest temat rodziny, któremu ma być poświęcony synod biskupów.
 
W rewolucyjnym tonie utrzymane są informacje i komentarze na temat reformy Kurii Rzymskiej. O co chodzi w planowanych zmianach? Jakie będą miały one znaczenie?
 
Jestem pierwszym, który będąc wewnątrz Kurii Rzymskiej, głośno mówił o konieczności jej reformy. Stała się bowiem organizmem odnoszącym się tylko do samego siebie. Potrzeba pewnych uproszczeń, żeby zrobić z niej strukturę, która funkcjonuje. Kuria Rzymska musi być służebna wobec papieża i służyć Kościołom lokalnym. Ojciec święty, który w odróżnieniu od swojego poprzednika przychodzi z takiego Kościoła lokalnego, czuł potrzebę tej służebnej funkcji i energicznie zajął się tą kwestią. Stąd reforma Kurii Rzymskiej nie jest problemem czysto strukturalnym. Dotyczy Kościoła, jest to więc problem eklezjalny. I tak powinna być ta sprawa odbierana.
 
Jak widzi Ksiądz Kardynał swoją misję na stanowisku przewodniczącego Papieskiej Rady ds. Kultury?
 
Widzę cztery wyzwania, przed jakimi staję w imieniu Kościoła. Przede wszystkim relacja pomiędzy nauką i wiarą. Po drugie stosunek do rzeczywistości politycznej. Trzecim wyzwaniem jest język Kościoła. Czwarty problem to kultura i kultury ludzi młodych. Tutaj wchodzi to wszystko, co dzisiaj najkrócej określamy jako współczesność, nowoczesność. Włącznie ze sztuką czy muzyką tworzoną przez ludzi młodych, która stała się nową formą komunikacji. Musimy się mierzyć z tą nową rzeczywistością.
 
Co – biorąc uwagę całą tradycję i kulturę chrześcijańską – Kościół ma cennego, czym powinien dzielić się ze współczesnym światem?
 
Przeciwstawiając się tendencjom, pokusom niektórych wspólnot, zwłaszcza protestanckich, które chciały przesłanie chrześcijańskie uczynić bardziej miękkim i „przystępnym”, musimy wejść w nową perspektywę. Chrześcijaństwo w rzeczywistości musi powrócić do fundamentalnych wartości i spraw. I to nie tylko chrześcijaństwo pojęte jako katolicyzm, ale także prawosławie, protestantyzm.

Jakie to są „fundamentalne sprawy i wartości”?
 
Przede wszystkim trzeba wrócić do rzeczywistości transcendentnej, do misterium Boga. Do tematów takich jak życie, śmierć i życie po śmierci. Do kwestii cierpienia i zła. Nie tylko ograniczyć problemy do zwykłej seksualności, ale wpisać to wszystko w miłość, w napięcie miedzy miłością eros i agape, na co zwracał uwagę Benedykt XVI w encyklice „Deus caritas est”. W końcu powrócić do problemu prawdy: Czy istnieje jedna obiektywna prawda, czy nie? Powrócić do moralności jako podstawowego odnośnika w życiu człowieka. Taki powrót jest pewną formą uzdrawiania wielkiej choroby, którą dzisiaj jest indyferentyzm. Całkowita obojętność na sprawy nie tylko religijne, ale też społeczne, polityczne. Przypominanie tych tematów pozwoli wstrząsać człowiekiem, nie pozwoli mu tak łatwo wkomponować się w pęd i szarość współczesnego świata. Pozwoli zrozumieć, że to do niczego nie prowadzi.
 
Obojętność religijna jest aż tak wielką i groźną chorobą?
 
Tak. Ateizm jako świadoma koncepcja rzeczywistości, negująca wymiar transcendentny, jest dziś w dużym kryzysie. Bardzo groźny jest rodzaj „mgły umysłu i serca”. Przyczyniają się do tego konsumpcjonizm, nowe, bardzo powierzchowne formy komunikacji utrudniające zawieranie rzeczywistych relacji czy banalność emanująca z telewizji oraz internetu. Trzeba jednak pamiętać, iż mamy do czynienia z fenomenami, które nie są jedynie problemami religii, lecz generalnie problemami społecznymi.

W Polsce Ksiądz Kardynał znany jest jako biblista, autor wielu książek z tej dziedziny. Która z biblijnych postaci czy ksiąg Pisma Świętego najbardziej pasuje do „tu i teraz” Kościoła?
 
Wskazałbym trzy księgi, które trzeba przeczytać w odniesieniu do Kościoła i współczesnych czasów. Po pierwsze Księga Koheleta, ponieważ pokazuje sytuację kryzysu. Drugim tekstem jest księga Pieśń nad Pieśniami, bo uczy miłości jako odpowiedzi na kryzys. I po trzecie Ewangelia jako całość, aby poznać osobę Jezusa Chrystusa. Można te lektury proponować nawet niewierzącym, ale trzeba im towarzyszyć w czytaniu.

A Ksiądz Kardynał do których tekstów biblijnych najczęściej wraca w osobistych modlitwach, rozmyślaniach?
 
 
Przede wszystkim odnoszę się do ksiąg mądrościowych. Myślę o księgach Hioba, Koheleta, Psalmów i Pieśni nad Pieśniami. Mądrość to dużo więcej niż inteligencja. Wiedza pochodzi od łacińskiego terminu sapere, co nie jest związane z poznaniem czegoś, tylko raczej z zasmakowaniem czegoś. Prawdziwy mędrzec to taki, który potrafi dać odpowiedź na pytania fundamentalne, nawet jeśli z punktu widzenia kultury intelektualnie wie mało. 

Mariusz Majewski