DRUKUJ
 
Bogdan Kosztyła
Narzeczeni - do rozmów!
Szum z Nieba
 


Kto w twojej przyszłej rodzinie będzie dysponował samochodem, a kto gotował obiady? Jak będziecie sprzątać mieszkanie – na zmianę, czy razem? Czy po urodzeniu dziecka żona chce zostać w domu? Warto o wielu rzeczach zacząć rozmawiać przed ślubem, żeby poznać oczekiwania swojego przyszłego współmałżonka. Zaoszczędzi nam to wielu nieporozumień, a może też łez i cichych dni.
 
Myślę, że pragnienia, z jakimi współcześni ludzie wchodzą w małżeństwo, ulegają pewnej ewolucji. Na pewno wspólne dla wielu par jest pragnienie stabilizacji, doświadczenia stałości, poczucie bezpieczeństwa, samorealizacji, bycia kochanym. Drugie pozytywne pragnienia dotyczą rodzicielstwa – o tym mówią zwłaszcza kobiety. Podejrzewam też, choć rzadko to słyszę, że istnieje również motywacja lękowa skłaniająca do zawarcia małżeństwa – kobiety obawiają się odtrącenia, mają kłopoty z samoakceptacją, niepewnością czy ktoś jest w stanie je pokochać, a małżeństwo jest taką pozytywną deklaracją. Na pytanie o powód zawierania małżeństwa, panie najczęściej odpowiadają: bo się kochamy, bo jest nam dobrze ze sobą.
 
Z kolei dla mężczyzn małżeństwo i rodzina jest wejściem w pewną rolę. Podzielają również pragnienia kobiet dotyczące stabilizacji, troszczenia się o innych, dowartościowania się, zamknięcia pewnego etapu i rozpoczęcia kolejnego. Panowie jednak mniej mówią o tym, że coś zyskują dla siebie. Pytani o motywacje swojej decyzji, często odpowiadają: świetnie się znamy i chcemy dalej coś razem robić. Małżeństwo też jest pewnym sposobem samorealizacji. Niestety, u wielu młodych ludzi dostrzegam też pewien pragmatyzm – oni już myślą, jaka strategia będzie najbardziej efektywna w ich związku. Kalkulują, jak się zabezpieczyć przed niepowodzeniem małżeństwa, czyli o czym mówić, a o czym nie mówić przyszłej żonie lub mężowi.
 
Samotni w grupie
 
W różnych ruchach kościelnych spotyka się wiele samotnych kobiet (i zdecydowanie mniej samotnych mężczyzn). Czemu nie wyszły za mąż? Wydaje mi się, że niektóre z nich są same, ponieważ mają trudność w budowaniu relacji. Na zewnątrz deklarują jednak, że nie spotkały satysfakcjonującego mężczyzny. Mają w sobie dużo lęku, żeby się nie pomylić w wyborze partnera, bo tkwi w nich stereotyp faceta, który jest nieczuły, nudny, pije albo jest pracoholikiem. Mając wyraźne oczekiwania, kobiety w sposób bardziej świadomy doświadczają lęku, czy kandydat będzie w stanie je spełnić. W społeczeństwie istnieją też pewne stereotypy mężczyzn, których kobiety starają się wystrzegać: niedojrzały chłopiec „Piotruś Pan”, brutal-macho, „sierotka życiowa”... Wiele kobiet, nie znajdując kogoś, kto spełniłby wszystkie ich oczekiwania – nie przełamuje swojego lęku i pozostaje na etapie biernego wyczekiwania.
 
U mężczyzn też istnieje tendencja do szukania doskonałej partnerki życiowej. Idealna kandydatka na żonę musi mieć: super sylwetkę, urodę, być życiowo zaradna i sprawdzić się jako dobra matka. Z moich rozmów z mężczyznami wynika jednak, że… często boją się współczesnych kobiet. W tradycyjnym modelu małżeństwa rola mężczyzny była jasno opisana – on miał być głową rodziny, zapewniać jej byt, bezpieczeństwo, podejmować kluczowe decyzje. Teraz oczekuje się od mężczyzny, że będzie empatyczny, będzie umiał się komunikować i być dobrym partnerem. Trudno oszacować, na ile współcześni mężczyźni są już otwarci na taką zmianę. Na szczęście wielu panów odnajduje się w nowej sytuacji i świetnie radzi sobie jako wrażliwi i empatyczni małżonkowie czy zaangażowani tatusiowie.
 
Nieprzewidywalne, bo we dwoje
 
Dużą trudnością w podejmowaniu decyzji o małżeństwie jest… świadomość nieprzewidywalności życia we dwoje. Małżeństwo jest pasjonującym wyzwaniem, ale niesie też ze sobą pewną przypadkowość i zmienność, której nie da się kontrolować. Łatwiej zostawać po pracy w firmie, poświęcać 12 godzin dziennie na podnoszenie wyników firmy, bo to szybko przełoży się na sukces finansowy. Trudniej zdefiniować sukces w małżeństwie. A co będzie sukcesem rodzicielskim? Trudno przewidzieć, jak potoczy się w naszym życiu „Projekt Dziecko” – tu nie będziemy mieli poczucia panowania nad materią. Dlatego łatwiej młodym mężczyznom iść po pracy do pubu na „nasiadówy” dotyczące pracy, niż wrócić do domu i poświęcić czas rodzinie.
 
Wydaje mi się, że ważnym problemem na poziomie duchowym jest oczekiwanie, aby Pan Bóg jak markerem zaznaczył właściwą osobę na mojego życiowego partnera: „O, to ta!”. A tu wsłuchując się w swoje wnętrze – trzeba samemu podjąć ryzyko. W Biblii opisywane są małżeństwa, które Pan Bóg sam zaaranżował i nimi pokierował (np. historia Tobiasza, proroka Ozeasza). Zapewne wielu chciałoby takiej interwencji, takiego modelu, bo wtedy nasza odpowiedzialność byłaby mniejsza i mielibyśmy, kogo obwinić za kryzys w małżeństwie: „Panie Boże, o co tu chodzi, przecież nie pomyliłem się”. Szukając głębszej perspektywy dla życia małżeńskiego, warto pamiętać, że każdemu małżeństwu Pan Bóg daje jakieś zadanie, np. małżeństwo proroka Ozeasza było dla innych znakiem wierności Boga, a niewierności człowieka (żony proroka). Jako małżonkowie mamy objawiać światu miłość Boga do człowieka. To znaczy również, że małżeńska miłość czasem realizuje się w trudnych doświadczeniach.
 
Przy podejmowaniu decyzji o małżeństwie warto pamiętać, że ona dokonuje się raczej w spotkaniu z drugą osobą, nie w samotności. Pewność decyzji dojrzewa podczas budowania wzajemnej relacji – tego, co wspólnie przeżywamy i doświadczamy. To drugi człowiek mnie przekonuje do małżeństwa, a nie samo małżeństwo jako instytucja.
 
„W dobrej i złej doli”
 
Znam osoby, które decyzję o związku na całe życie podjęły po miesiącu znajomości. To trochę ryzykowne, co nie znaczy jednak, że nie będą dobrym małżeństwem. Bardzo wiele zależy od ich determinacji. Jeśli oboje wiemy, że nasza decyzja jest niepodważalna – będziemy mieli więcej motywacji do rozwiązywania problemów. Trudniej jest, gdy zostawiamy sobie „margines na pomyłkę” i „furtkę do ewakuacji”. To łatwo zobaczyć w kontekście rodzicielstwa – znamy przykłady heroicznych rodziców, opiekujących się ciężko chorym dzieckiem lub wiernie kochających takie, które zeszło na złą drogę. O wiele łatwiej wycofać swoją miłość w stosunku do małżonka: „Zawiódł mnie. Co za drań!”. Gdy mam poczucie, że moje dziecko od nikogo nie dostanie wsparcia i miłości – to mnie motywuje do heroizmu. A w kryzysie małżeńskim mówię sobie: „To po co ja się z nią jeszcze męczę? Przecież można to zmienić”.
 
Jeśli ktoś wchodzi w małżeństwo z przekonaniem: „Podjąłem decyzję i będę konsekwentny, a problemy będę rozwiązywał. Wiem, że i ty myślisz podobnie” – to jest duża szansa na satysfakcjonujący związek.
 
A problemy małżeńskie są nieuniknione – różnej natury, w różnych obszarach. Natomiast, jeśli spotykam się z kimś i zastanawiam się 5, 7, 10 lat – „Chodzimy ze sobą, ale jeszcze nie mamy takiej pewności” – źle to rokuje. Oczywiście warto zadać sobie pytanie, co spowodowało taką sytuację. Czytałem badania amerykańskiego psychologa, z których wynikało, że im dłużej jakaś para spotyka się przed ślubem – tym gorzej im to wróży. Te fakty mocno podważają przekonanie, że wspólne mieszkanie i „życie na próbę” to gwarant szczęśliwego małżeństwa.
 
Ważne, by mieć świadomość, że udane małżeństwo nie polega na znalezieniu najbardziej kompatybilnej połówki, tylko na pokochaniu kogoś, kogo nigdy nie poznam w stu procentach. Zawsze może mnie czymś zaskoczyć – coś się wydarzy i odsłoni mi inny wymiar tej drugiej osoby. Wydaje mi się, że analogia „obdarowania kogoś sobą, podarowania siebie i przyjęcia drugiego jako daru” – lepiej ukazują dynamikę małżeństwa.
 
Spotkanie dwóch posągów
 
Poznawanie drugiego człowieka wydaje się bardzo ciekawe. Dlatego warto go obserwować w różnych sytuacjach, zadawać sobie nawzajem pytania: jakie są nasze priorytety, cele życiowe (nie te deklarowane, ale te, którymi naprawdę żyjemy), normy, zasady, wartości. Czy jesteśmy gotowi szanować naszą odrębność? Co nas będzie łączyło: dzieci, religijność, duchowość? To wszystko poznajemy, spotykając się i słuchając. Wiele możemy wyczytać z tego, jak ktoś opowiada o swoim życiu, i przyglądając się, jak rozwiązuje problemy. Jeden w trudnej sytuacji powie: „No, co ty, w życiu trzeba kombinować, to jedyny sposób na przeżycie w tej dżungli!”., A drugi: „Może nie zawsze osiągnę sukces, ale są zasady, których się trzymam”.
 
Przygotowując się do małżeństwa, warto też porozmawiać o „posagu”, jaki wynosimy z domu. Jakie były małżeństwa naszych rodziców? Co mi się podobało w relacji między mamą i tatą, a co chciałbym zmienić? Jak oni okazywali sobie miłość, a jak kochali mnie? Jaki mam pomysł na małżeństwo, na rodzinę? Jaką rolę w małżeństwie przypisuję tobie – czym będziesz się zajmowała ty, czym ja, kto będzie podejmował decyzje? Pamiętam pewien żart: „Po czym poznać, kto ma władzę w rodzinie? Ta osoba dysponuje pilotem do telewizora i PIN-em do karty”. To duże uproszczenie, ale przed ślubem warto porozmawiać, kto za co chce być odpowiedzialny w przyszłym domu. I za co być nie chce…

Bogdan Kosztyła