DRUKUJ
 
ks. Przemysław Zgórecki
… i wrócił, widząc - radość z oglądania Pana
Przewodnik Katolicki
 


Świętujemy dziś czwartą niedzielę Wielkiego Postu, w tradycji chrześcijańskiej nazywaną Laetare, czyli Niedzielą Radości. Dlatego właśnie dziś Pan Jezus przychodzi do nas jako lekarz, który chce uzdrowić nasze duchowe oczy, abyśmy mogli już niebawem czerpać radość z oglądania chwały Zmartwychwstałego.
 
Niewidomy, którego spotykamy w dzisiejszej Ewangelii na ulicach Jerozolimy pogrążony był w stanie swoistej duchowej nocy – tak można bowiem nazwać zjawisko wewnętrznej ślepoty. Wewnętrzne ciemności towarzyszą nieraz i nam.
 
Chrystus otwierający nasze oczy
 
Doświadczamy ich zwłaszcza w chwilach, kiedy na modlitwie nie czujemy obecności Boga, gdy nasze emocje nie oddają radości bliskości z Nim. Takie z lękiem odkrywane w sercu błędne poczucie, że mimo trwania w stanie łaski uświęcającej, całe życie wewnętrzne jest bezowocne, to znak trwania w owej nocy – specyficznej formie duchowej ślepoty. W dzisiejszym uzdrowieniu Chrystus Pan, jako dobry lekarz, pokazał nam wszystkim ścieżkę uzdrowienia z tej bolesnej dolegliwości, którą konsekwentnie chce nas prowadzić.
 
Pan Jezus dokonuje dzisiejszego uzdrowienia w sposób nietypowy: nakłada błoto na oczy niewidomego i każe mu iść do sadzawki Siloe, która położona była najdalej od świątyni, na drugim końcu miasta. Z pewnością to zadanie było niełatwe zarówno pod względem fizycznym, jak i duchowym. Pan Jezus, jak się wydaje, nie tylko nie pomógł mu przejrzeć, ale jeszcze położył błoto na jego oczy. Drobinki piasku dostawały się do oczu, niemiłosiernie przeszkadzając i wywołując narastający ból. Ponadto niewidomy po omacku musiał przejść przez całe miasto, błądząc i wielokrotnie potykając się. Każdy upadek był z pewnością bolesny i zdawał się skłaniać raczej ku rezygnacji, niż zachęcać do dalszej walki. Jednak ślepiec z dzisiejszej Ewangelii nie zaprzestał walki, pragnienie przejrzenia było silniejsze niż ból i zwątpienie. Jego wiara została nagrodzona – wrócił, widząc. 
 
Droga do naszego Siloe
 
Podobnie jest z drogą naszego wychodzenia z duchowej nocy, z wewnętrznej ślepoty. Z początku postępując głębiej, w życiu duchowym dostrzegamy wyraźniej błoto naszych słabości, błędów, różnych przywar i grzechów, które przesłaniają nam oczy. Pan Jezus pokazuje wyraźnie, że nasze życie nie było wcale takie idealne, jak zwykliśmy przypuszczać. Pozwala nam zobaczyć, do czego nas powołał, i zarazem dostrzec, jak daleko jeszcze od spełnienia Jego planów jesteśmy. 
 
Następnie zaprasza nas, byśmy wyruszyli w duchową drogę do przejrzenia, do wewnętrznego oczyszczenia. Jednak jest to ścieżka niełatwa, na której czeka wiele potknięć, i na której łatwo zabłądzić. Ile razy przecież towarzyszy nam wprawdzie przekonanie, że jakoś naszą więź z Panem Bogiem trzeba naprawić, że pragniemy być bardziej z Nim, ale zupełnie nie wiemy, jak to zrobić. Modlitwa wydaje się raczej oschła i mało owocna, kolejne Eucharystie i spowiedzi nie przynoszą już być może takiej radości jak dawniej. Rodzi się zatem pytanie: o co chodzi? Co robię nie tak? To doświadczenie niepewności w życiu duchowym jest zaproszeniem do zaufania. Pan Jezus pokazuje nam naszą słabość, nasze błoto, ale nie po to, by zadać krzywdę, lecz by wzbudzić w nas tym większe pragnienie uzdrowienia i świętości. Musimy podążać dalej drogą wskazaną przez Pana, mimo trudności. Św. Tomasz z Akwinu w genialny sposób opisał wiarę jako połączenie dwóch elementów: wiary, w którą się wierzy i wiary, którą się wierzy (samego aktu wierzenia). Wiarę, w którą wierzymy wyznajemy podczas każdej Eucharystii niedzielnej. Jednak akt wiary jest czymś znacznie trudniejszym. 

Zobaczyć więcej niż może człowiek
 
Bóg pozostaje zawsze większy niż wszystko, co możemy o Nim powiedzieć lub pomyśleć. W tym stwierdzeniu zaczerpniętym z wielowiekowej tradycji chrześcijańskiej teologii zawiera się przekonanie, że Bóg zawsze pozostaje dla nas tajemnicą. Można czasem odnieść błędne wrażenie, że wiara, nasze religijne doświadczenia i praktyki, powinny prowadzić nas do całkowitego poznania Boga. Mamy nadzieję, że w pewnym momencie doświadczymy czegoś w naszej wierze, co doprowadzi do przełomu i usunie wszelkie wątpliwości – czegoś, co sprawi, że istnienie i bliskość Boga będą równie pewne jak istnienie i bliskość innych ukochanych osób. Tymczasem wiara wcale tego nie obiecuje, co więcej, nie jest zdolna do takiego odkrycia tajemnicy Boga. Bóg bowiem zawsze wymyka się wszelkim naszym pomysłom, przekracza absolutnie granice naszego rozumu i nawet najśmielszej wyobraźni.
 
Nazywamy przecież Boga Tajemnicą, w odróżnieniu od zagadki, na którą można znaleźć prostą odpowiedź. Misterium Boga natomiast nie jest czymś, co można odkryć, ale pozostaje ciągłym dążeniem. Możemy jedynie zbliżyć się nieco do odkrycia tej tajemnicy, ale wówczas ona znowu nam się wymknie. Jednak aby postąpić bliżej, trzeba zrobić krok – trzeba całym sobą podchodzić wciąż bliżej i bliżej tej wielkiej Tajemnicy. Odkrywamy ją, gdy jesteśmy z Nim, spojrzenie w Jego twarz jest źródłem łaski. Pozostaje On Misterium zawsze nieodkrytym i zawsze inspirującym do jego odkrywania zarazem.  
 
strona: 1 2