DRUKUJ
 
Joanna Świątkiewicz
Ja, Ty i Pan Bóg na ławie oskarżonych
Głos Ojca Pio
 


Istotną kwestią jest zatem samo-przebaczenie: przez akceptację własnej kruchości i przyjęcie daru przebaczenia od Boga, kogoś wyższego niż moje „ja”. Kiedy natomiast pielęgnujemy w sobie złość, niechęć, agresję, koło się zamyka, bo negatywne emocje nie są w stanie nam pomóc. Myślę, że doświadczenie dobrej spowiedzi to świetna szkoła przebaczenia sobie i innym. Nie tylko dawanie przebaczenia jest ważne, ale również umiejętność jego przyjmowania.
 
Jak przebaczyć Panu Bogu?
 
Paradoksalnie, Pan Bóg również może znaleźć się na ławie oskarżonych, na liście osób, do których mamy pretensje czy niewyrażone żale. Kiedy człowiekowi umiera dziecko albo ulega ciężkiemu wypadkowi, czy też kataklizm niszczy mu dorobek całego życia, zadaje on sobie pytanie, dlaczego coś takiego mu się przydarzyło i kto jest za to odpowiedzialny. Choć Bóg w rzeczywistości nie jest sprawcą zła, jednak w ludzkim myśleniu i potrzebie znajdywania przyczyn staje się winowajcą. Pośrednim lub bezpośrednim sprawcą zła, także z tego powodu, że mu nie przeciwdziałał.  Nie trzeba się gorszyć takim „ludzkim” podejściem do Boga.
 
Jedną z form przebaczenia Panu Bogu może być napisanie do Niego listu, w którym otwarcie i szczerze wyrazimy nasze pretensje. Wylanie na papier wszystkich negatywnych emocji, pretensji — i to bez żadnych ograniczeń — niewątpliwie jest bardzo dobrym lekarstwem nie tylko dla ducha, ale i psychiki.
 
Kiedyś sam tak zrobiłem pod namową mojego kierownika duchownego. Dzięki temu ćwiczeniu odkryłem, że tak naprawdę prawdziwym adresatem mojej złości i rozczarowania jestem ja sam, a nie Pan Bóg, który stoi zawsze po mojej stronie. Był to moment wewnętrznego oczyszczenia, pewnej ulgi, ale również czas dalszej mobilizacji. Odkrycia prawdy, że Bóg nie jest winowajcą, a tak naprawdę tym, który bardziej ode mnie walczy o mnie, o moje szczęście i dobro. Zawsze możemy się Mu powierzyć i stworzyć bardziej zażyłą relację.
 
Jak rozumieć stwierdzenie, że przebaczenie to przejaw wolności człowieka? W jakiej mierze?
 
Nie sposób wymusić aktu przebaczenia na nikim. Przebaczenie jest zatem wolną decyzją człowieka. Człowiek tym różni się od innych istot, że nie jest zdeterminowany i posiada zdolność wyboru. Viktor Emil Frankl, wiedeński psychiatra, który doświadczył koszmaru drugiej wojny światowej (przeżył obóz koncentracyjny), twórca logoterapii, czyli terapii skoncentrowanej na poszukiwaniu i odkrywaniu sensu w życiu, stwierdził, że nawet w najbardziej dramatycznych warunkach, gdzie następuje dehumanizacja człowieka, pozostaje on wolny i zdolny do decyzji. Prymas Stefan Wyszyński powiedział, że „przebaczenie jest przywróceniem sobie wolności, kluczem w naszym ręku do własnej celi więziennej”.
 
Przebaczenie zatem nie jest aktem dla kogoś, ale przede wszystkim darem dla siebie. Uwalnia ono od tego, co nas zatruwa i niszczy, a zarazem otwiera nowe horyzonty.
 
Boimy się przebaczenia, ponieważ ono wydaje się dawać przewagę krzywdzicielom i kojarzy się z przyzwoleniem na bezkarność. Jak zatem wybaczać przewiny, żeby nie rozzuchwalać złoczyńców?
 
Najważniejsze jest przebaczenie. Reakcja na ten gest może być bardzo różna: ktoś może podziękować, wyrazić zdziwienie, obiecać przemianę albo może być agresywny i nie widzieć problemu po swojej stronie. Uważam, że do oznajmienia drugiemu przebaczenia potrzebujemy takich cnót jak mądrość i roztropność. Chodzi o to, aby nie stworzyć sytuacji, w której oprawca rozumiałby nasz gest i naszą postawę jako akceptację lub pozwolenie na kontynuację zła. Przebaczam i mówię stanowcze „nie”, „dość”, „stop” dla krzywdy i zła. Nie ma określonych instrukcji przebaczania, dlatego myślę, że powinny mu towarzyszyć inne cnoty.
 
Co zrobić w sytuacji niezrozumienia, kiedy krzywdziciel nie zamierza zmienić swojego postępowania wobec nas? Może powinniśmy domagać się zadośćuczynienia albo rewanżu? Wtedy szanse się wyrównują.
 
Zdarza się, że krzywdziciel wcale nie zamierza się poprawiać czy zmieniać, bo być może nawet nie widzi, że nas krzywdzi, albo uważa, że ma do tego prawo. Idealna sytuacja wyglądałaby następująco: my mówimy o naszej krzywdzie, dołączamy do tego piękny gest przebaczenia, a nasz krzywdziciel przeprasza ze skruchą i przyjmuje postawę zadośćuczynienia. Oczywiście czasem trzeba domagać się zadośćuczynienia, ale nie należy od niego uzależniać gestu przebaczenia. Jeśli ktoś nas okradnie czy pomówi, to już w swoim sumieniu jest wezwany do naprawienia szkody. Choć wiemy, że niektóre z nich są nieodwracalne. 
 
 
strona: 1 2 3 4