DRUKUJ
 
ks. Tadeusz Gacia
Benedykt XVI - strażnik Tradycji i obrońca języka łacińskiego
Obecni
 


Wystarczyło 45 lat

Kwestia języka łacińskiego w Kościele jest dziś tematem niepopularnym, a może nawet trochę podejrzanym. Kapłan, który wyszedłby do ołtarza i – w najpełniejszej zgodzie z wszystkim przepisami – zacząłby sprawować Mszę Świętą w języku łacińskim, mógłby zostać uznany za lefebrystę! Wystarczyło 45 lat, by wyrosło pokolenie, które nie wie tego, że przez szesnaście stuleci jedynym językiem liturgii Kościoła katolickiego był język łaciński i że nikomu nie przychodziło do głowy, iż kiedyś może być inaczej. Do tego dochodzi upadek edukacji i humanistyki oraz cechująca współczesną kulturę pogarda dla tradycji. Nawet Kościół tego się nie ustrzegł. Wielu wiernych jest przekonanych, że od II Soboru Watykańskiego zaczął się nowy czas, że w Kościele zaczęła się wiosna, a wszystko, co było dawniej, było gorsze. Prawie nikt z wiernych świeckich nie wie, że przepis soborowej Konstytucji o Liturgii Sacrosanctum Concilium mówi: „W obrzędach łacińskich zachowuje się używanie języka łacińskiego, poza wyjątkami określonymi przez prawo szczegółowe” (KL 36) oraz: „Należy (...) dbać o to, aby wierni umieli wspólnie odmawiać lub śpiewać stałe teksty mszalne, dla nich przeznaczone, także w języku łacińskim” (KL 54). Konstytucja o Liturgii nie mówi o porzuceniu języka łacińskiego. Ponieważ nie było kolejnego soboru, prawnie rzecz biorąc, to postanowienie nie zmieniło się do dziś. A kto z wiernych wie, że mszał, którym kapłan obecnie się posługuje, czyli Mszał Rzymski Pawła VI, jest napisany po łacinie?! Na potwierdzenie tego rodzaju ignorancji podam przykład. Pewna osoba, uczestnicząca kiedyś w prywatnej dyskusji na temat liturgii, zatelefonowała do mnie w trakcie tejże dyskusji z jakimś szczegółowym pytaniem. Najsmutniejsze jednak, wręcz zbijające z nóg, było jej pytanie dotyczące Mszy Świętej w języku łacińskim odprawianej raz w tygodniu w kościele seminaryjnym w Kielcach: „To wy sobie tego sami nie przetłumaczyliście i tak sobie odprawiacie?” Wierni (a była to na dodatek osoba konsekrowana!) myślą więc, że teksty Mszy Świętej można sobie samemu tłumaczyć albo dowolnie układać. Czy ktoś wie, że wszystkie mszały są tłumaczone z mszału łacińskiego i że w ogóle liturgia odprawiana w językach narodowych to – ściśle biorąc – obchodzenie szerokim łukiem przepisu Kościoła?

Łacina jest chwałą Kościoła

Zanim przejdę do głównego tematu niniejszego artykułu, który nie jest oczywiście żadnym przyczynkiem naukowym, chciałbym przybliżyć Czytelnikom kilka bardzo znaczących wypowiedzi Kościoła na temat języka łacińskiego.
 
Dnia 22 lutego 1962 roku, a więc niedługo przed rozpoczęciem Soboru Watykańskiego II, Papież św. Jan XXIII podpisał Konstytucję Veterum sapientia. Choć minęło od niej już pół wieku, była ona i jest całkowicie przemilczana. Jan XXIII przedstawił teologiczne racje, dla których łacinę należy uważać za język Kościoła. Przywołam tylko jedną myśl Jana XXIII. Papież pisze, że łacina „nie bez zamysłu Bożego” (VS 3a) stała się oficjalnym językiem Imperium Rzymskiego i tak została przygotowana do tego, aby jako język Kościoła rzymskiego, stać się językiem Kościoła powszechnego. Dlatego Papież podkreślił wagę nauczania łaciny w szkołach i na uniwersytetach kościelnych, nie mówiąc już o seminariach duchownych. W 1966 roku w encyklice Sacrificium laudis Papież Paweł VI napisał, że „łacina jest chwałą Kościoła” oraz że „język ten jest źródłem cywilizacji chrześcijańskiej”. Obowiązujący od 1983 roku Kodeks Prawa Kanonicznego nakazuje przewidzieć w programie kształcenia kapłańskiego to, by alumni dobrze znali język łaciński (kan. 249). Tak mówią przepisy. Dziś jednak jest zupełnie inaczej. Utraciliśmy możliwość wspólnego modlenia się i śpiewu nawet na największych światowych spotkaniach, takich jak Kongresy Eucharystyczne, czy podczas liturgii sprawowanej przez Papieża, który jest ośrodkiem jedności Kościoła. Wierni myślą, że sprawowanie Mszy Świętej w różnych językach jest czymś normalnym i oczywistym, że liturgia sprawowana w języku łacińskim byłaby niezrozumiała, jakby od czasu wprowadzenia liturgii w językach narodowych – dzięki rozumieniu słów – ludziom przybyło wiary i jakby do kościołów garnęło się ich więcej! Młodsi księża nie znają wystarczająco języka łacińskiego. Liczba jego godzin dydaktycznych została w ostatnich latach w seminariach duchownych w Polsce zredukowana z 270 do 180 (w skali wszystkich lat studiów), a Msza Święta w języku łacińskim jest sprawowana – trochę jako wyjątek – zaledwie raz w tygodniu. Alumni, co trzeba przyznać, nie negują zasadniczo potrzeby Mszy łacińskiej w seminarium i nawet chętnie śpiewają elementy chorału gregoriańskiego, jednak ich znajomość łaciny jest tak niska, że myśl o samodzielnym sprawowaniu liturgii w tym języku dla większości z nich jest przerażająca. 
 
Upadek łaciny w Kościele

Czy można wyobrazić sobie jeszcze większy upadek łaciny w Kościele? Chyba już nie można, ponieważ sytuacja obecna jest zastraszająca. W tym miejscu przytoczę bardzo wymowną opinię, której autorem jest Prosper Guéranger OSB (1804-1870), Sługa Boży, odnowiciel zakonu benedyktyńskiego we Francji po kasacie dokonanej przez rewolucję francuską, liturgista i jeden z twórców ruchu liturgicznego, związany z opactwem Solesmes. Mówił on o nienawiści do łaciny i twierdził, że jest to cecha wrodzona wszystkim wrogom Rzymu. Wrogami Rzymu były wówczas dla niego wszystkie sekty protestanckie. Sądził, że pomimo wszelkich istniejących między nimi różnic jedno mają wspólne – usuwają ze swej liturgii łacinę. Uważał, że wrogowie Rzymu uznają łacinę za więź łączącą wszystkich katolików na całym świecie i za arsenał ortodoksji. Gdyby więc – twierdził – udało się im kiedyś język łaciński zniszczyć, byliby na prostej drodze do zwycięstwa. Jeśli nawet złagodzimy dziś trochę ostrość tezy Dom Prospera, dostrzeżemy, niestety, jej ogromną aktualność. Dom Prosper umarł w 1870 roku, czyli dokładnie sto lat przed momentem, od którego łacina praktycznie przestała być językiem liturgii. Oczywiście, nowego Ordo Missae nie wprowadzili wrogowie Kościoła. Trzeba jednak – piszę to nie bez ironii – „podziwiać” krótkowzroczność reformatorów liturgii, zauroczonych modnym soborowym hasłem aggiornamento (przystosowanie do dnia dzisiejszego) oraz brak wyobraźni i łatwowierność księży w Europie zachodniej, którzy czym prędzej, jeszcze zanim wyszedł nowy mszał, wprowadzali coraz to nowe zmiany, dla których Sobór ledwo trochę tylko uchylił furtkę. Przykładem jest choćby V Modlitwa Eucharystyczna i dwie Modlitwy Eucharystyczne o pojednaniu zamieszczone w obecnie używanym polskim przekładzie mszału. Ich wersje powstały oddolnie w różnych językach i nie miały tzw. verso typica, czyli łacińskiego oryginału.
 
strona: 1 2