DRUKUJ
 
Jacek Międlar CM
Rodzina na rozdrożu?
materiał własny
 


Ale kiedy biskupi wypowiadają się na temat in vitro, krytykują je, ale nie wskazują wiernym alternatywy jaką jest naprotechnologia.
 
Niestety, zmiany można osiągnąć jak się ma władzę, natomiast z naszej perspektywy możemy jedynie sobie wymieniać poglądy. Musi być pewna otwartość episkopatu na te problemu. Ważne, żeby biskupi nie tyle byli otwarci, ale wiedzieli jak to działa, funkcjonuje oraz jakie jest wyjście! Jak ja wiem jakie jest wyjście to mogę je zaproponować. Natomiast kiedy mam mgliste pojęcia to jest bardzo trudno proponować jak ja sam nie jestem przekonany do danej alternatywy.
 
Jest to przykre… Na szczęście abp Hoser jest otwarty na tego typu leczenie. Chce stworzyć Narodowy Program Zapobiegania i Leczenia Niepłodności. Czy ten projekt już jest realizowany czy spełzł na dobrej inicjatywie?
 
Pomysł jest świetny. Tylko kto to ma realizować? Ksiądz arcybiskup, który sam jest lekarzem chce zaproponować w najlepszej wierze świetną inicjatywę. Ale ona jest do realizowania przez świeckich. Tego nie mogą robić księża. Mogą otoczyć to modlitwą, dać pewną podbudowę etyczną, nakreślić pewien plan.
 
Może być koordynatorem.
 
Koordynatorem powinien być ktoś kto jest lekarzem-księdzem, kto ma dobrą znajomość etyczną, moralną i medyczną. Taką najczęściej mają księża, którzy przeszli określoną formację.
 
Tym bardziej chciałoby się, żeby abp Hoser tym zarządzał.
 
On jest biskupem diecezji i to są jego najważniejsze obowiązki. Gdyby Stolica Apostolska oddelegowała go do tego, to byłoby o czym rozmawiać. Poza tym, aby zrealizować taki projekt potrzebna jest ogromna pula pieniędzy do budowy szpitala, zakupu aparatury i opłacania specjalistów.
 
Przygotowując się do wywiadu zapytałem 10 par młodych jak wyglądały ich nauki przedmałżeńskie. W odpowiedzi usłyszałem, że nie dość że te przygotowania są bardzo krótkie to poziom merytoryczny konferencji jest wyjątkowo niski. Nic nie usłyszeli o naprotechnologii, a kiedy prelegent prowadził wykład o naturalnym planowaniu rodziny, swoją wiedzę opierał jedynie na starej metodzie kalendarzykowej z lat 50. XX wieku. Nóż mi się w kieszeni otwiera, kiedy uzmysławiam sobie, że większość z 200 tysięcy par rocznie jest po prostu oszukiwanych.
 
Nie określiłbym tego tak mocno. Musimy zdawać sobie sprawę, ze te kursy nie są po to żeby przygotować małżonków. To nie powinno być tak, że ludzie przychodzą i robią łaskę, że posłuchają konferencji. To nie instruktor będzie przeżywał ich małżeństwo, ale oni sami. Od tych ludzi jest wymagane, żeby sami się zatroszczyli o przygotowanie do małżeństwa. Po drugie naprotechnologia jest jako forma terapii stosunkowo nową formą leczenia niepłodności. Dlatego instruktorzy, którzy nie mają obowiązku swojej wiedzy uaktualniać, mogą być trochę niedoinformowani. Tym bardziej, że to jest temat dość specjalistyczny.
 
Tylko że takim miernym przygotowaniem można młodych ludzi poważnie skrzywdzić. Powróćmy do wspomnianego kalendarzyka, którego skuteczność waha się między 65-70% skuteczności, mając świadomość, że jest o wiele więcej moralnie godziwych i bardziej skutecznych metod.
 
Musimy uważać, żeby nie poprzestać na relacjach tych narzeczonych, których większość jednym uchem wpuszcza a drugim wypuszcza informacje usłyszane na kursach. Mi się nie chce wierzyć, że instruktor mówi im tylko o kalendarzyku. Ponieważ, jeżeli ktoś jest instruktorem i ma "papiery", musi przejść pewne szkolenie i w ramach tego szkolenia musi się zapoznać z metodą objawowo-termiczną, metodą Billingsów, metodą Rotzera. Księża nie powinni być instruktorami w takich sprawach, ponieważ podczas taki spotkań padają bardzo intymne, kłopotliwe dla księdza pytania. Do tego powinni być oddelegowane, specjalnie do tego przygotowane osoby świeckie.
 
Zatem dlaczego pary małżeńskie częściej korzystają z bogatych w skutki uboczne tabletek antykoncepcyjnych, prezerwatyw, zamiast korzystać (co się po pewnym czasie finansowo zwróci) z tych aparatur, które mają skuteczność zabezpieczenia 99,3 %: "Persona", "Lady-Comp", "Baby-Comp", "Cyclo-Test 2 Plus" – mierzą poziom hormonów w czasie cyklu kobiety i określają okresy płodności i niepłodności?
 
Po pierwsze, ludzie nie rozumieją tego zagadnienia. Po drugie, wprowadzenie w życie naturalnych metod planowania rodziny jest wymagające cnoty czystości małżeńskiej – wstrzemięźliwości seksualnej. Ta cnota porządkuje całe życie małżonków, bo jeżeli ktoś panuje nad sobą w dziedzinie seksualnej, zwykle panuje nad sobą w każdej innej dziedzinie. Antykoncepcja niszczy cnotę czystości, ponieważ zwalnia człowieka z porządkowania swojej sfery seksualnej według tych reguł, które związane są z poczęciem lub wstrzymaniem się z poczęciem nowego życia. Jeśli małżonkowie nie chcą poczynać nowego życia, to nie powinni w okresach płodnych współżyć ze sobą, ale żeby tak robić muszą panować nad sobą. To panowanie nad sobą, które wymaga wysiłku człowieka, jest owocem cnoty czystości. Natomiast antykoncepcja zwalnia ludzi z tego wysiłku. Ona niszczy cnotę czystości, niesie ze sobą konsekwencje w postaci nieopanowania i pewne skutki zdrowotne. Jeśli nawet nie bezpośrednio fizyczne to w postaci nerwic, które są związane z niewłaściwym życiem seksualnym.
 
Nie uważa, że Ksiądz że minister Ewa Kopacz przynależy do wspomnianego przez Księdza lobby in vitro?
 
Nie uważa, żeby ona była w lobby. Ona po prostu nie ma wiedzy. Przede wszystkim wiedzy dotyczącej strony moralnej. Jej się wydaje, że jak Kościół coś mówi to to jest złe, bo Kościół tak mówi! Tymczasem Kościół tak mówi, bo to jest złe. To jest zasadnicza różnica. Ponadto dzisiaj jest wielu ludzi, zwłaszcza polityków, którzy boją się wypowiadać tak jak Kościół, ponieważ boją się być określeni, zresztą niesłusznie, fanatykami religijnymi.

Patrzy Ksiądz optymistycznie na to co się dzieje w kwestii polityki prorodzinnej?
 
Patrzę na to z wielką nadzieją. Jeśli ludzie będą się modlić i będą wierni Panu Bogu to będzie dobrze. Poza tym trzeba pamiętać, że nad całym światem czuwa Opatrzność Boża i Pan Bóg jest większy niż wszystko. 
 
Rozmawiał Jacek Międlar CM  
 
strona: 1 2 3