DRUKUJ
 
Łukasz Stec OFMCap
Prowadzi mnie Maryja
Głos Ojca Pio
 


W ciągu ostatnich ośmiu lat tylko raz zdarzyło się, że nie mogłem uczestniczyć w wędrówce do Częstochowy. Cała sprawa jest dla mnie trochę tajemnicza, jakby nie przeze mnie prowadzona. Po tym, jak uznałem, że ten młodzieńczy sposób przeżywania wiary już się zakończył, pielgrzymka sama wróciła do mnie. Ojciec Bolesław nigdy mnie zbytnio nie namawiał. Ja także nigdy niczego nie obiecywałem, ale jakoś tak wychodziło, że znajdował się czas i przychodziło pragnienie. Myślę, że sama Maryja chce mnie na tych pielgrzymkach. Chce, żebym szedł do niej i przypomina mi o sobie oraz o miejscu, jakie chce zajmować w moim życiu.
 
Oczywiście szybko zdałem sobie sprawę, że pielgrzymowanie może mi zaoferować o wiele więcej, niż sądziłem, kiedy próbowałem ograniczyć jego funkcję w moim życiu tylko do młodzieńczego sposobu przeżywania wiary. Zrozumiałem, że pielgrzymka jest metaforą życia. Odkrycie to harmonizowało także z moim kapucyńskim powołaniem. Nasze konstytucje zakonne podkreślają, że mamy być jak pielgrzymi i przechodnie na tym świecie w drodze do Królestwa. Motyw pielgrzymowania razem z Ludem Bożym, blisko ludzi jest w naszej tradycji zakonnej bardzo mocny. Doświadczenie spotkań z ludźmi pokazało mi, że oni chcą nawiązywać z nami relacje braterskiej bliskości, może nawet pewnej dobrze rozumianej swobody. My natomiast także czujemy się w tej bliskości dobrze i pomaga nam ona w przeżywaniu naszego charyzmatu w Kościele.
 
Odnajdywanie śladów Pana Boga
 
Może zabrzmi to dziwnie, ale pielgrzymuję ze względu na możliwość poznania ludzi i przeżywania życia przez kilka dni tak jak oni. Pielgrzymuję nie tylko i nie przede wszystkim jako kapłan dla ludzi, ale głównie jako chrześcijanin, osoba wierząca. Potrzebuję zobaczyć na własne oczy złożony w braciach i siostrach przez samego Boga ich charyzmat, szczególny dar, powołanie. Oczywiście wiąże się to z wysiłkiem patrzenia z wiarą na historię każdego człowieka i odnajdywania w niej śladów obecności Najwyższego. Dla mnie, jako kapłana, jest to doświadczenie życiodajne. To okazja doświadczenia wielkich dzieł Boga, wielbienia Go, dziękczynienia za Jego dary, za bogactwo, jakie każdy z nas wnosi do Kościoła. Daję sobie prawo, żeby przede wszystkim czerpać, uczyć się i posługiwać. Historia mojego życia jest pokarmem dla mojej wiary, a dzieje życia moich braci i sióstr – umocnieniem.
 
Za każdym razem cieszę się, że mogę spotkać na szlaku znane twarze (często te same osoby, nawet tak samo ubrane), powrócić do omawianych wcześniej tematów, posłuchać jak Pan Bóg działa w życiu innych ludzi. Dostrzegam wtedy sens życia, który On niekiedy pokazuje w sposób dla nas niepojęty.
 
Prowadzi mnie Maryja
 
Czas pielgrzymki daje możliwość pozostawienia miejsca posługi i codziennej aktywności, by wyruszyć (jak Maryja do Elżbiety) ku innym. Odejście od swoich zajęć i kontakt z człowiekiem oraz naturą owocują później większym spokojem, harmonią, dystansem do siebie, innych ludzi, do spraw, które wydają się czasem najważniejsze i do załatwienia wyłącznie przez siebie samego.
 
Klimat pielgrzymowania jest szczególny także dlatego, że patronuje mi Maryja. Ten piękny rys charakterystyczny dla Kościoła katolickiego może na pielgrzymce zajaśnieć w pełni: to Maryja, pokorna Służebnica Pańska, we właściwy sobie sposób gromadzi całe bogactwo Kościoła, wszystkie stany, różne grupy, ruchy i stowarzyszenia. Ta jedność jest możliwa właśnie w klimacie maryjnym, pełnym cichości, zasłuchania, otwartości, robienia miejsca drugiemu. Także ten rys duchowości maryjnej jest mi bliski, bo przecież św. Franciszek wybrał małość (minoritas) jako jedyną słuszną postawę człowieka wobec Boga, drugiego brata i siostry oraz stworzenia.
 
Jest jeszcze jeden wątek maryjny, który szczególnie przeżywam na pielgrzymce. Myślę o wydarzeniu w Wieczerniku po zmartwychwstaniu Chrystusa, kiedy wraz z apostołami oczekiwała na Ducha Świętego (Dz 1,14). Ten moment pokazuje, że Maryja była obecna już u początków pielgrzymowania Kościoła. Ta, która, jak mówi św. Franciszek, „stała się Kościołem”, wciąż pielgrzymuje ze swoimi dziećmi i uczy życia we wspólnocie.
 
Maryja w ikonie jasnogórskiej wskazuje na swego Syna. Nie chce zatrzymywać naszej uwagi na sobie, nie chce przesłaniać sobą Jezusa, ale do Niego kierować. Z Maryją Ewangelia staje się bardziej zrozumiała i prosta. Z Maryją można najłatwiej spotkać Tego, który nazwał siebie Drogą (J 14,6).
 
Łukasz Stec OFMCap
Głos ojca Pio 93/3/2015

fot. Linus Statue of the Virgin Mary, Spring Grove Cemetery, Cincinnati, Ohio 
Flickr (cc)  
 
strona: 1 2