DRUKUJ
 
Anna Karoń-Ostrowska
Radykalna bliskość
Więź
 


Czyli każdy ma prawo do swojej odrębności, do tego, że drugi człowiek nie może go tykać bez powodu?
 
Tak, każdy jest nietykalny. Oczywiście przestrzeń dystansu nie oznacza jakiejś demarkacyjnej próżni, jest wypełniona instytucjami, prawami, zwyczajami, konwenansami itd. Jednocześnie są różne stopnie zbliżeń. Może to być zbliżenie dopuszczone, wzajemnie akceptowane czy też nawet pożądane, może to być jednak i złamanie dystansu przemocą, akt agresji. Mówiąc o małżeństwie, mówimy o zbliżeniu dopuszczanym z jednej i z drugiej strony.
 
Jak daleko to może zajść?
 
Powiedziałbym, że moment zbliżenia maksymalnego – właśnie ta najdalej idąca i największa możliwa bliskość – to prawdopodobnie byłby również czysty fenomen więzi małżeńskiej. 
 
Ale dlaczego małżeńskiej, a nie miłosnej? Tworzenie więzi poprzez złamanie reguł relacji międzyludzkich pulsuje różnymi znaczeniami. Może to być przyjaźń, rodzaj jakiegoś braterstwa, relacja mistrz-uczeń i wiele innych, aż do doświadczenia fascynacji, wreszcie miłości…
 
Tu są także negatywne rzeczy, np. wojna. Przecież to również jest zbliżenie – tyle, że relacja zostaje tutaj złamana przemocą. Innym rodzajem zbliżenia jest także powrót syna marnotrawnego, to znaczy powrót dziecka do domu. A dzieci, które wyszły z domu, wcale nie muszą wracać, bo zbudowały już swój własny dystans. Są teraz kimś innym, zewnętrznie określonym wobec własnych rodziców.
 
Jest również doświadczenie umierania.
 
Z całą pewnością.
 
Dotrzeć do siebie całkowicie
 
Mamy zatem całą gamę relacji bliskości, dlaczego więc małżeństwo ma być czymś szczególnym?
 
Uważam, że tak maksymalne zbliżenie właściwie jest możliwe tylko w sytuacji kobiety i mężczyzny. W tym przypadku zbliżenie następuje przecież z maksymalnej odległości: z jednej strony dotyczy osób, które wyjściowo są sobie nieznane i obce, z drugiej zaś dzieli je owa granica płci. Na to nakładają się wszystkie aspekty społeczne: inna rodzina, inne światy, inna kultura, być może inna religia itd. Formalnych przeszkód jest zatem bardzo wiele. Najważniejszą jest jednak to, co współczesna filozofia wciąż tak usilnie penetruje – inność. Drugi człowiek – kobieta, mężczyzna – jest tu podwójnie inny. Po pierwsze – jako ktoś obcy, nadchodzący z daleka; po drugie – jako ktoś odmienny płciowo, przynoszący zupełnie inne doświadczenie siebie i świata. W małżeństwie mamy do czynienia ze zbliżeniem totalnym, w którym największa inność, z jaką mamy do czynienia, przechodzi w maksymalną bliskość. Do tego wszystkiego wcale to nie oznacza, że ta inność jest mniej inna. Wydaje mi się, że tego całego procesu nie da się po prostu sprowadzić tylko do miłości.
 
Co tu jest innego niż w miłości? Co więcej? Przełamanie barier, inność, bliskość? W miłości tak właśnie jest…
 
Miłość nie jest tylko miłością małżeńską. Istnieją przecież również inne formy miłości, w których ludzie zbliżają się do siebie lub doświadczają bliskości w sposób naturalny. Ale tylko w małżeństwie to zbliżenie przebywa tak długą drogę, która do tego prowadzi aż tak daleko, że gotów jestem zaryzykować tezę o znikaniu relacji. 
 
To znaczy, że w małżeństwie z „ja” i „ty” tworzy się „my” i już wtedy nie ma relacji? Zamiast dwojga jest bycie we dwoje…?
 
Chodzi o to, że nie ma dystansu w takim sensie, w jakim o nim mówiliśmy. Dystans czy relacja przestaje tu pełnić swą społeczną funkcję, czyli funkcję zabezpieczenia pozycji bycia kimś. Oczywiście, jeżeli odmiennie zdefiniujemy relację, idąc bardziej w kierunku rozumienia Buberowskiego, to będzie trzeba mówić o relacji. Ale ja to rozumiem trochę inaczej. To daje pewne dodatkowe możliwości. 
 
Ciągle nie widzę tego przejścia. Co to znaczy, że w małżeństwie kończy się relacja? Czy to znaczy, że znika relacja społeczna, zewnętrzna?
 
Znika w takim sensie, że już niczemu nie służy, nic nie daje i niczego nie dodaje. Gdy będziemy mówić o małżeństwie jako kategorii prawnej czy teologicznej, to języki te są wręcz naładowane semantyką relacyjną: wzajemne zobowiązania, kwestie własności, przyrzekanie sobie wierności itd. Mnie chodzi o to, żeby przynajmniej spróbować wyodrębnić pewną jednostkę fenomenologiczną. Zaryzykowałbym twierdzenie, że rdzeniem fenomenalnym małżeństwa jest pewien szczególny typ bliskości – prawdopodobnie maksymalnej, jaka jest nam dostępna w perspektywie ludzkiej. Myślę o takiej prawdziwej bliskości, w której ludzie docierają do siebie całkowicie – w tym sensie mówię o zniesieniu relacji.
 
Dlaczego taka bliskość miałaby nie być dostępna w relacji miłości?
 
Moim zdaniem, w przypadku innych postaci miłości doświadczenie bliskości nie idzie aż tak daleko. Weźmy przykład dojrzałej miłości do rodziców, gdzie bywają odejścia, powroty itd. Oczywiście, może to być więź bardzo głęboka, bliskość niemal bez jakiejś przestrzeni neutralnej, ale wciąż jest to przecież kompletnie inna sytuacja niż w małżeństwie. Zupełnie inaczej jest także w przypadku macierzyństwa, choć to też jest czysty fenomen, można powiedzieć, skrajnej bliskości. Różnica polega na tym, że w sytuacji nazwanej tutaj przez nas małżeństwem mamy zbliżenie, które wedle wielu danych mogłoby w ogóle się nie wydarzyć, które skazane jest przecież na grę wielu przypadków. Tak wiele jest powodów, by ta bliskość w ogóle nie nastąpiła. W naszych czasach ludzie bardzo sobie cenią swoją nietykalność. Powiedziałbym nawet, że żyjemy w czasach pewnej ideologii nietykalności. Stąd się bierze mnożenie praw podmiotowych, w ogóle apoteoza podmiotu, być może również i osoby.
 
Może kryzys małżeństwa również tu ma swoje źródło?
 
Ależ oczywiście, ludzie boją się dotyku. Dotyk jest niebezpieczny. Najmniejszy dotyk interpretowany jest jako agresja, naruszenie przestrzeni. Mówi się o złym dotyku. Właściwie niewiele zostało miejsca na dotyk dobry.
 
Ale z drugiej strony patrząc, ludzie są straszliwie tej bliskości spragnieni, wręcz zgłodniali.
 
Owszem.
 
I Pan im mówi, że małżeństwo daje w gruncie rzeczy szansę największej bliskości.
 
Uważam, że można interpretować małżeństwo właśnie jako fenomen maksymalnej bliskości, jaka z ludzkiej perspektywy jest osiągalna. Niesamowite jest to, że ta maksymalna bliskość nie anuluje inności.
 
 
strona: 1 2 3 4