DRUKUJ
 
Jacek Święcki
Szlakiem wód oczyszczenia
Mateusz.pl
 


Obecnie Jordan jest niewielką rzeczułką z mętnozielonkawą wodą, którą porastają z obu stron niewysokie drzewa, krzaki i trzciny. Jest tak dlatego, że jego wody są intensywnie wykorzystywane do nawadniania pól uprawnych zarówno w Izraelu jak i w Jordanii. Powoduje to, niestety, gwałtowne wysychanie i wzrost zasolenia morza Martwego. Patrząc na tę niezbyt imponującą strugę można zdziwić się, dlaczego to w Biblii przejście przez Jordan uważane było za tak trudne i wymagało niekiedy prawdziwych cudów (por. Joz 3,15-17 i 2Krl 2,8.14). Wtedy była to jednak znacznie szersza rzeka, a wiosną jej nurt nie był z pewnością łatwy do pokonania.
 
Jordan od zawsze był mętny. Dlatego właśnie syryjski wódz Naaman oburzył się, gdy prorok Elizeusz nakazał mu siedem razy wykąpać się w rzece, aby zostać uwolnionym z trądu (por. 2Krl 5,11-12). I został on uzdrowiony z pewnością nie z powodu czystości wód, w których się zanurzył, lecz jako zapowiedź zanurzenia Chrztu (hebr. tabal i gr. baptizo znaczy zanurzać [w celu oczyszczenia]), które uwalnia człowieka od nieporównywalnie groźniejszej od trądu dziedzicznej nieczystości grzechu Adama. Sprawia ona, że od chwili poczęcia (por. Ps 51,7) nie mamy naturalnej ufności do Boga i spontanicznie buntujemy się przeciw niemu. Dlatego właśnie tak często ulegamy rozlicznym pokusom owocującym następnie grzechami.
 
Źródło Elizeusza
 
Jezus, który sam jest czysty, zanurza się w wodzie mętnej nie tylko z powodu rzecznego mułu, ale także od duchowej nieczystości wyznających swe grzechy Izraelitów. Na wielu dawnych ikonach przedstawiających tę scenę Jordan jest wręcz fioletowy, prawie czarny. Jezus sam jest bez grzechu, ale wchodzi w te wody, aby wypełnić całą sprawiedliwość (por. Mt 3,15). Sprawiedliwość, którą pełni Syn Boży, nie polega jednak na tym, aby oddać człowiekowi według jego czynów, ale na tym, aby go uczynić sprawiedliwym.
 
Wnętrze człowieka o upadłej naturze przypomina zatrute źródło, z którego picie prowadzi stopniowo do licznych chorób i nieuchronnej śmierci. Aby rodzaj ludzki ostatecznie nie zginął, musi być ono oczyszczone i uzdrowione. Przypomina nam o tym cud proroka Elizeusza, który wydarzył się nieopodal miejsca Chrztu Pańskiego, w pobliskim Jerychu:
 
Mieszkańcy miasta [Jerycho] mówili do Elizeusza: «Patrz! Położenie miasta jest miłe, jak ty, panie mój, widzisz, lecz woda jest niezdrowa, a ziemia nie daje płodów». On zaś rzekł: «Przynieście mi nową misę i włóżcie w nią soli!» I przynieśli mu. Wtedy podszedł do źródła wody, wrzucił w nie sól i powiedział: «Tak mówi Pan: Uzdrawiam te wody, już odtąd nie wyjdą stąd ani śmierć, ani niepłodność». Wody więc zostały uzdrowione aż po dzień dzisiejszy – według słowa, które wypowiedział Elizeusz. (2Krl 2,19-22)
 
Jezus poprzez gest swego zanurzenia w Jordanie zapowiada, kim jest i po co przychodzi: to on jest ozdrowieńczą Solą, którą Jan Chrzciciel – prorok większy od Elizeusza! – wrzuca w mętne nurty, aby dokonało się uzdrowienie skażonego wnętrza upadłej ludzkości. Nieprzypadkowo w przedsoborowym rycie sakramentu Chrztu podawano nowemu członkowi Kościoła nie tylko świecę do ręki, ale też i sól do ust…
 
Jerycho przypomina nam także o czymś innym: było ono pierwszym miastem, jakie zdobyli Izraelici po przekroczeniu Jordanu pod wodzą Jozuego. Podbój ten dokonał się bez walki, jedynie mocą wiary (por. Joz 6,1-5). Zawalenie się murów Jerycha (por. Joz 6,20) zapowiada także inny skutek chrztu, jakim jest zawalenie się w człowieku systemu obronnego, którym odgradza się od Boga (por. 2Kor 10,4 i Iz 59,2). W podobny sposób i w tym samym mieście Jezus zdobył także celnika Zacheusza, czego niemym świadkiem jest sykomora, którą można tam oglądać do dziś (por. Łk 19,4). Nie jest to, co prawda, to samo drzewo, ale jest ono zasadzone przez krzyżowców dokładnie na miejscu innej sykomory, na którą miał według miejscowej tradycji wdrapać się ów niski – zarówno wzrostem jak i dotychczasowymi postępkami – poborca podatkowy.
 
Do Jerycha, obecnie sporego miasta w Autonomii Palestyńskiej, jest stosunkowo łatwo dojechać. Mnóstwo biur podróży w Jerozolimie organizuje tam krótsze lub dłuższe wycieczki, a nawet pobyty w luksusowych hotelach. Zwiedzanie rozpoczyna się na ogół przed centrum turystycznym, gdzie przybysze mogą podziwiać piękne fontanny zasilane wodą ze źródła Elizeusza. Większość turystów udaje się stamtąd do strefy archeologicznej, gdzie są wyeksponowane pozostałości wczesnostarożytnego grodu. Niewielu przychodzi do głowy, aby podejść kilkaset metrów w bok, do miejsca, gdzie bije potężne źródło, które do dziś dostarcza mieszkańcom Jerycha doskonałą wodę pitną. A tam naprawdę jest na co popatrzeć!
 
Pierwszy znak w Kanie
 
Znad Jordanu przenieśmy się teraz do Kany Galilejskiej, miejsca pierwszego znaku Jezusa, gdzie przemienił on wodę w wino (por. J 2,1.11). Jest tam łatwo dotrzeć, ponieważ miasteczko (zwane obecnie po arabsku Kafr Kanna) znajduje się w odległości zaledwie siedmiu kilometrów od Nazaretu. Znacznie mniej prawdopodobna jest inna lokalizacja Kany w południowolibańskiej wiosce o identycznej nazwie. Gwoli ścisłości należy jedynie dodać, że dokładne miejsce cudu nie jest znane.
 
Przybywających do Kany pielgrzymów może czekać spore rozczarowanie: mamy znów do czynienia z kolejnym zaniedbanym osiedlem o chaotycznej zabudowie. Kościół katolicki, do którego dochodzi się uliczką pomiędzy biednymi domami i sklepikami, jest niewielki i bynajmniej nie imponuje architekturą. Zaś stojący naprzeciw niego „konkurencyjny” kościół prawosławny jest przeważnie zamknięty na cztery spusty. Mieszkańcy żyją, zdaje się, przede wszystkim ze sprzedaży „weselnego wina” i innych podobnych pamiątek
 
Atmosfera miejsca nie sprzyja specjalnie odnawianiu przyrzeczeń małżeńskich. Bo gdyby tak Kana choć trochę tylko przypominała oazę En-Gedi nad morzem Martwym, scenerię Pieśni nad Pieśniami (por. Pnp 1,14)… Niestety, zupełnie nie przypomina. Ma się wręcz wrażenie, że pielgrzymi są tam brutalnie konfrontowani z obrazem małżeństwa jako czegoś małego, szarego, banalnego, a z czasem coraz bardziej zaniedbanego. W dodatku przechowywane w podziemiach naczynia nie są autentycznymi kamiennymi stągwiami, w których w czasach Jezusa przechowywano wodę do dokonywania oczyszczeń, choćby takimi, jakie można zobaczyć w jerozolimskim muzeum Wohla. Powiedzmy, że są to „nastrojowe atrapy”. No a jakość sprzedawanych tuż obok win… oczywiście nie ma większego znaczenia, bo ważne jest przecież tylko to, że wino jest z Kany i że ma odpowiednią etykietkę ilustrującą scenę cudu.
 
 
strona: 1 2 3