DRUKUJ
 
Jacek Pleskaczyński SJ
Kto ma uszy do słuchania, niechaj słucha
Życie Duchowe
 


Naglące napomnienie, bo „czas jest krótki” 

Mojżesz zwołał całego Izraela i rzekł do niego: „Słuchaj, Izraelu, praw i przykazań, które ja dziś mówię do twych uszu, ucz się ich i dbaj o to, aby je wypełniać” (Pwt 5, 1). Ale oni nie chcieli słuchać. Przybrali postawę oporną i zatkali uszy, aby nie słyszeć  (Za 7, 11). Czy nie w ten właśnie sposób można by opisać człowieka? Arcydzieło Stwórcy, uczynione przez Boga (por. Rdz 1, 26), istota słysząca i ucząca się, dbająca o wypełnienie wypowiadanego doń słowa. Posłuszna w najwyższym stopniu, cała jakby zatopiona uchem serca w zadziwiającej prostocie praw i przykazań, a właściwie tylko jednego: Będziesz miłował (Mt 22, 39). A Bóg widział, że wszystko, co uczynił, było bardzo dobre (Rdz 1, 31).
 
Czy nie takim słyszeniem otaczającego ogrodu cieszył się człowiek, gdy jako dziecko, zawsze dziecko, pozostawał wolny od samotnego i samodzielnego roztrząsania, gdzie dobro, a gdzie zło, bo słysząc głos mówiącego Ojca, nie odwracał się od nieskończonego dorastania w dziecięctwie? Wzrastanie człowieka – Jeszcze się nie ujawniło, czym będziemy (1 J 3, 2) - zależało od wkorzeniania się w miłość Boga. Aż do dnia, gdy nie chciał słuchać, gdy nauczył się zatykać uszy i zawzięcie trwać w oporze.
 
Wtedy poszukał własnej „dojrzałości”: Nie będę prosił i nie będę wystawiał Pana na próbę (Iz 7, 12). Mimo tak zdecydowanej gotowości człowieka do ogłuchnięcia (na zawsze?), odezwał się Głos: Słuchajcie więc, domu Dawidowy: [...] Pan sam da wam znak: Oto PANNA pocznie i porodzi Syna, i nazwie Go imieniem EMMANUEL. [...] Chłopiec będzie umiał odrzucać zło i wybierać dobro (Iz 7, 13–16). Słuchajcie więc! W odpowiedzi na bunt Bóg posłał Syna – Słowo. Słuchajcie więc! Dobrze wszystko uczynił. Nawet głuchym słuch przywraca i niemym mowę (Mk 7, 37).
 
Tylko trzy lata otrzymał Jezus na misję skierowaną do ludu o stwardniałym sercu, niewidzących oczach i niesłyszących uszach. Wcześniej przez trzydzieści lat wsłuchiwał się w głos Ojca, ale równocześnie dostrzegał niekończący się przemarsz ślepych i głuchych, nie rozumiejących i nie widzących. Miał przecież stać się Pasterzem, którego głos owce rozpoznają, za którego głosem będą podążać. Jak to uczynić? Przez trzydzieści lat wzbierał w Nim ocean ojcowskiego Miłosierdzia. Jakże głębokie musiało być pragnienie, by usłyszano, że to już, że Bóg „dosyć napatrzył się na udrękę swego ludu” (por. Wj 3, 7), że „dokonało się”. Tylko trzy lata na spełnienie misji: Uczyńmy człowieka – na nowo, uczyńmy człowieka – widzącego Ojca: Kto Mnie widzi, widzi także i Ojca (J 14, 9). Podobnie też miał być usłyszany, nie mówił bowiem sam od siebie, ale to tylko, co Ojciec nakazał, aby powiedział i oznajmił (por. J 12, 49). Zatem kategoryczne wezwanie: Kto ma uszy, niechaj słucha! pozostanie naglącym napomnieniem, bo zawsze „czas jest krótki” (por. J 5, 35).
 
Kto ma uszy do słuchania, niechaj słucha!

Ten okrzyk serdecznej zachęty w Ewangeliach u synoptyków pojawia się siedem razy, siedmiokrotnie też zostaje użyty przez św. Jana w Apokalipsie. Gdzie znajdujemy te zdecydowane zachęty i co one znaczą?
 
Może najpierw trzeba zapytać, czy mam uszy do słuchania? Czy i jak słucham Boga? Czy chcę Go słuchać? Jezus mówi uczniom, że ich uszy są „szczęśliwe” (por. Mt 13, 16), ale nie wszystkich swoich słuchaczy tak postrzega. O niektórych z nich powie, że otwartymi uszami nie słyszą ani nie rozumieją. To bardzo zagadkowe i niepokojące postawienie diagnozy. Można pytać, czy i jak rozpoznaję ten rodzaj szczęśliwości, gdzie go szukam i jak znajduję w nim upodobanie. A skoro wiara rodzi się z tego, co się słyszy, tym zaś, co się słyszy, jest słowo Chrystusa (Rz 10,17), to wszystko inne, co wyławiają nasze uszy, ma wartość tymczasową. Przemija bowiem postać tego świata (1 Kor 7, 31).
 
Każde słowo Jezusa Chrystusa mogłoby być – zasadnie – opatrzone wezwaniem Kto ma uszy, niechaj słucha! Pierwsze wyróżnione tym wezwaniem słowa to świadectwo Jezusa o Janie Chrzcicielu (por. Mt 11, 7). Słuchający ma się jasno określić: czy nadal szuka tylko prawdy ubranej w miękkie szaty, chwiejnej i kruchej jak trzcina na wietrze, czy – przeciwnie – dojrzał do usłyszenia głosu więcej niż proroka (Mt 11, 9). Jak prorok – pełny surowej, ale przecież porywającej powagi, Jezus mówi to do ludzi jeszcze niezdecydowanych, pytających: Czy Ty jesteś Tym, który ma przyjść, czy też innego mamy oczekiwać? (Mt 11, 3). Zaraz też Jezus surowo osądzi współczesnych sobie jako pokolenie kapryśne jak dzieci (por. Mt 11, 16-19).
 
Naturalnie, dzisiaj należałoby dopowiedzieć niejedno, używając nieznanych wówczas słów, na przykład skrajny relatywizm, hedonizm, religijny indyferentyzm, nihilizm i wiele innych – zawsze opisujących to samo: większe umiłowanie własnych uczynków – ciemności niż światła. Tak więc ta pierwsza sytuacja jest kategoryczna, bo uświadamia, że oto słuchacz znalazł się w miejscu przejścia ze Starego do Nowego Testamentu, a Jezus oczekuje, iż Jego wezwanie zostanie usłyszane. Kto ma uszy do słuchania, ma usłyszeć – oto początek zupełnie nowej sytuacji. Każdy, kto przyjmie królestwo niebieskie, większy jest niż ostatni prorok Starego Testamentu.

Szczęśliwe oczy wasze, że widzą, i uszy wasze, że słyszą
 
Kto ma uszy, niechaj słucha! Aż pięciokrotnie powtarza się to wołanie w kontekście przypowieści o siewcy i ziarnie. Tak zdecydowane wyróżnienie tej przypowieści nie pozostawia wątpliwości co do znaczenia przesłania. Oto już bez pośredników – proroków – sam Bóg aktualizuje kierowane wcześniej do poprzednich pokoleń „Szema Israel”. Na tę godzinę dziejów wyczekiwali od dawna sprawiedliwi, oni tylko mogli pragnieniami wybiegać w zagadkową przyszłość, niejako zapowiadając pytanie Maryi, dociekali: Jakże się to stanie? (Łk 1, 34).
 
I oto stało się, a zatem każdy, do kogo skierowane jest to słowo – ziarno Siewcy, otrzymuje największy skarb. Szczęśliwe oczy wasze, że widzą, i uszy wasze, że słyszą (Mt 13, 16). Istotne zatem jest, jak dar ten jest przyjmowany, jakiej odpowiedzi udziela słuchacz i jaka jest jego miara i potrzeba odpowiedzialności. Nie wystarczy bowiem usłyszeć powierzchownie, płytko, w pośpiechu – los ziarna zasianego na drodze, ziemi skalistej czy zarośniętej cierniami zawsze jest jednaki – zostaje zmarnowane. To właśnie, jak człowiek słucha i czy rozumie, decyduje o wydaniu oczekiwanego plonu. Sytuacja ze wszech miar jest poważna, chodzi o owoc całego życia, o jego końcowy sens. W Ewangelii św. Łukasza prawdziwy słuchający Boga to człowiek o sercu szlachetnym i dobrym, umiejącym słowo zatrzymać (w sobie), wreszcie zdolnym dzięki wytrwałości do wydania owoców życia – miłości. Jakie zatem jest moje serce? Tego pytania nie sposób ominąć.
 
Nie do przeoczenia są także liczne konsekwencje, na jakie Jezus wskazuje, ostrzegając przed lekkomyślnym zmarnowaniem Jego zasiewu. Zamknięcie uszu na niepowtarzalne znaczenie Słowa wyjdzie na jaw i w swoim czasie zostanie poznane. To dobry moment, by odnieść się do chwili, gdy wobec Boga i wszystkich ludzi oraz aniołów usłyszy każdy z nas: Pójdźcie, błogosławieni u Ojca mojego, weźcie w posiadanie królestwo, przygotowane dla was od założenia świata! (Mt 25, 34) albo Idźcie precz ode Mnie, przeklęci, w ogień wieczny, przygotowany diabłu i jego aniołom! (Mt 25, 41).
 
Każdy zatem ma budzić się do odpowiedzialnej czujności; ziarno słowa Bożego może być zagłuszone troskami, powierzchownym życiem, szukaniem przyjemności. Może przez to nie mieć warunków do wzrostu czy wręcz zostać porwane przez diabła, który zabiera słowo z ich serca, żeby nie uwierzyli i nie byli zbawieni (Łk 8, 12). Na pytanie, co decyduje o takim otwarciu słuchającego serca, by nie zagubiło najważniejszego i najcenniejszego kierunku, skąd dochodzi głos zapraszający do wiecznej radości, odpowiedzieć można słowami samego Jezusa: Kto jest z Boga, słów Bożych słucha (J 8, 47).
 
Ale co znaczy zatem „być z Boga”?

Czy można szukać innych wyjaśnień na innych drogach niż ta, która okazuje się prawdziwą Drogą? Drogą Tego, który sam o sobie mówi, że jest posłuszny we wszystkim, że czyni to tylko, co się podoba Ojcu. Oto miara pragnienia serca, jaka jest nam zadana. Przez nieustanne wsłuchiwanie, co się bardziej podoba Bogu, człowiek staje się prawdziwie słuchającym. Niejako coraz wrażliwiej „monitorującym”, jak i czego słucha. Przykładem może być z pewnością św. Ignacy Loyola i jego wrażliwość rachunku sumienia czynionego co godzinę, gdy usłyszał bicie zegara. Potrzeba czujności, by nic nie uronić z tajemnic każdego dnia, wszak Słowo przemawia nieustannie przez tyle znaków, wydarzeń – to niepojęta, a przecież dająca się coraz lepiej słyszeć symfonia. Zapewne można powiedzieć o świętych, że to, co w nich nas zachwyca i buduje, to opowiedziana ich życiem partytura, którą usłyszeli!
 
Jezus budzi zresztą zaciekawienie, czym jest tak niepowtarzalna, osobno dla każdego z nas, zapisana opowieść. Jesteśmy bowiem Jego dziełem, stworzeni w Chrystusie Jezusie do dobrych czynów, które Bóg z góry przygotował, abyśmy je pełnili (Ef 2, 10). To właśnie ma być usłyszane! Wręcz intrygujący staje się fakt, że owocność tego słuchania dla odbiorcy, po ludzku biorąc, jest kompletnie nieprawdopodobna, a u Boga całkiem możliwa. Tylko słyszący wydają plon, nawet stokrotny. Pomyśleć (czy to możliwe do wyobrażenia, to już zupełnie inna sprawa) choćby o jednym plonie życia, jednego człowieka – Karola Wojtyły...
 
A ja...?
 
Powtarzające się wezwania Jezusa, by słuchać Jego głosu, nieuchronnie prowadzą do tych miejsc Ewangelii, które wskazują na dojrzałość słuchającego. Jest to zatem człowiek świadomy niezwykłego wyróżnienia – ma on być solą ziemi, a jego życie wyraźnym znakiem w świecie jak światło na świeczniku (por. Mt 5, 14-16). Taka perspektywa, przeciwna przystosowaniu się do tego świata i uległości mu, nie jest do osiągnięcia tylko własnymi siłami. Wymaga raczej czujności serca pytającego nieustannie „Dokąd mnie Pan prowadzi?”. W Ewangelii św. Jana Jezus stwierdza kategorycznie: Głosu Dobrego Pasterza słuchają Jego owce (por. J 10, 3). A będą go słuchać w przyszłości i te także, które dziś jeszcze „nie są z tej zagrody” (por. J 10, 16).
 
Chodzi nie tylko o to, by kierować się głosem Pasterza. To, oczywiście podstawa, ale równocześnie ma być dostrzegana perspektywa zatroskania o „inne owce”. Takiego wysłuchania oczekuje Ten, który posyła z misją aż na krańce świata. Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu! (Mk 16, 15). To zadanie, wpisane przecież w życie każdego ochrzczonego, może być podjęte tylko z przyjętego mandatu Posyłającego.
 
To jest mój Syn umiłowany, Jego słuchajcie! (Mk 9, 7).
 
Jacek Pleskaczyński SJ
Życie Duchowe 37 (2004) 
 
 
fot. Epicantus Headphones
Pixabay (cc)