DRUKUJ
 
Przemysław Radzyński
Zmaterializowali kazanie na górze
eSPe
 


Wrócę do pytania o Ojców zadania w Pariacoto.
 
Do 1989 roku w Pariacoto nie było na stałe kapłanów. Część ich obowiązków spełniali katechiści. Dostosowaliśmy się do zastanej sytuacji i w pierwszej kolejności postawiliśmy na formację świeckich. Druga rzecz to walka z ubóstwem i zajęcie się sprawami socjalnymi miejscowej ludności, zwłaszcza, że w tym czasie doświadczyliśmy dwóch kataklizmów – suszy (przez dwa lata nie spadł deszcz) i epidemii cholery. Trzecia sprawa to rozpoczęcie formacji dla przyszłych franciszkanów – tuż przed śmiercią Michała i Zbyszka mieliśmy już trzech postulantów.
 
Praktycznie od podstaw budowali Ojcowie Kościół.
 
Budowanie Kościoła w tamtym czasie było czymś pięknym, bo Kościół rozpoczynał się od tych, których najbardziej kocha Chrystus – od najbiedniejszych. Zbyszek i Michał bardzo jasno nam mówią, aby być dla tych, którzy są wykluczeni, żyją gdzieś daleko, z którymi nikt nie chce być, bo rzeczywiście są biedni pod względem duchowym i materialnym. To jest to, co Pan Bóg kocha najbardziej.
 
Przez śmierć Zbyszka i Michała Pan Bóg chce nam pokazać swoje misterium wobec całej ludzkości. Trzeba być po stronie tych, którzy są poniewierani, których się używa, którzy są dotknięci strukturalnym grzechem niesprawiedliwości, eksploatacji. W Zbyszku i w Michale spełnia się jedna z najpiękniejszych definicji nowej ewangelizacji, która polega na życiu między ludźmi, jak apostołowie, jak uczniowie Chrystusa. My nie jesteśmy na tym świecie, aby pouczać, aby dawać recepty, aby mówić jak postępować – pierwszą siłą ewangelizacji jest nasz styl życia. I tylko dotknięte takim życiem serce potrafi się zmienić. Zbyszek z Michałem to byli ludzie, którzy żyli a potem przepowiadali.
 
To piękne świadectwo ich życia, które Ojciec kreśli przerwała męczeńska śmierć. Ojciec był wtedy na urlopie w Polsce. Jak Ojciec wspomina te tragiczne wydarzenia?
 
Dla mnie to było wyjątkowo smutne, bo o śmierci Zbyszka i Michała dowiedziałem się z Teleexpressu. To był rok 1991, więc komunikacja np. telefoniczna była dość ograniczona. Pan Bóg tak to poukładał, że tę wiadomość usłyszałem w gronie rodziny, która żegnała mnie przed powrotem do Peru. Dostałem wtedy od nich bardzo dużo wsparcia.
 
Natychmiast przyjechałem do Krakowa, skąd mogłem porozumieć się z Peru, ustalić szczegóły i sporządzić raport. Wówczas w Polsce trwały Światowe Dni Młodzieży a w tę niedzielę papież Jan Paweł II na krakowskim rynku beatyfikował Anielę Salawę. Po uroczystościach przyszedł do naszego kościoła pomodlić się przy jej grobie, więc miałem okazję się z nim spotkać. To był jedyny człowiek, który mnie wtedy rozumiał, bo był w Peru, widział miejsca, w których rodzi się terroryzm a w języku keczua, jak Inka, krzyczał z mocą: „nie zabijajcie się!”. Wręczyłem ojcu świętemu raport, któremu dałem tytuł: „Oddali życie za Chrystusa”. Po chwili zadumy powiedział: mamy nowych świętych męczenników.
 
Po męczeńskiej śmierci swoich współbraci Ojciec stawiał sobie na nowo pytanie o jego powołanie?
 
Po ich śmierci długo zastanawiałem się jakie jest moje miejsce. Teraz też się zastanawiam jakie jest moje miejsce po beatyfikacji. Każdy z nas ma jakąś misję do spełnienia. Wysiłek polega na tym, żeby odkrywać – także przy pomocy ludzi – znaki, które są wokół nas i koncentrować się na tym, jak do nas mówi Pan Bóg, gdzie nas posyła. Ten stan jest w człowieku permanentny. Plan na nasze życie zaczyna się tworzyć w dialogu z Bogiem. Ważne, żeby nie postrzegać Pana Boga na sposób ludzki, ale być otwartym na słuchanie Go i być jedynie przekazicielem tego, co rodzi się z tego osobistego spotkania, z tej jedności między nami.
 
Komu ci męczennicy będą patronowali jako błogosławieni? Czy jest jakiś charakterystyczny rys ich kultu?
 
Zbyszek bardzo kochał chorych, bardzo dyskretnie ich odwiedzał. Dziś ludzie przychodzą do grobu i modlą się do niego jako do swojego lekarza. Michał był wielkim miłośnikiem dzieci i młodzieży, bardzo dużo czasu z nimi spędzał, uczył ich pieśni. Dla wielu osób był kierownikiem duchowym. Był bardzo blisko ludzi – tę bliskość czuć, gdy dziś ludzie zwracają się do nich o pomoc.
 
Ojciec mówi, że o. Michał miał bardzo dobry kontakt z młodzieżą. Ale przecież oni sami byli bardzo młodymi ludźmi.
 
Zbyszek miał 33 lata, a Michał 31. Ich śmierć, ich męczeństwo jest wielkim wezwaniem do młodych ludzi – pytaniem, na jakim fundamencie budują swoje życie. Czy będziemy szli w kierunku dzikiego konsumizmu i indywidualizmu czy będziemy wrażliwi na tych, z którymi nikt nie chce być? Czy chcemy uczestniczyć w projekcie miłości Pana Boga, czy chcemy kochać i być solidarnymi z tymi, którzy są prześladowani, ubodzy, z marginesu?
 
Obserwuję, zwłaszcza w mediach czy wśród polityków, wielki infantylizm kultury religijnej. Zbyszek i Michał mówią nam o tym, że być uczniem Chrystusa, to znaczy przyjąć i zidentyfikować się ze stylem życia, jakie prowadził Chrystus. Oni swoim życiem pokazali, że wszystko co robili wynikało z więzi z Chrystusem. Dlatego ich beatyfikacja jest zaproszeniem do osobistego spotkania z Chrystusem, które będzie się materializowało w naszych kontaktach z ludźmi, w stylu bycia i tak dalej.
 
Pan Bóg najbardziej kocha tych, którzy są przedłużeniem pamięci o jego Synu tutaj na ziemi, czyli wybrali wszystkie wartości, którymi On żył. A On żył w sposób ekstremalny, uniżył się. Dlatego jak idziemy do najbiedniejszych, to powtarzamy to, co zrobił Chrystus. Pan Bóg to kocha. Niektórzy doświadczają tego w sposób ekstremalny i stają się męczennikami. A niektórzy, tak jak ja i ty, muszą dalej być uczniami Chrystusa, przedłużając pamięć o Nim. Nie tylko przez modlitwę, ale przede wszystkim przez styl życia.
 
Oni są obecni w Ojca modlitwach?

Od samego początku, kiedy Zbyszek z Michałem odeszli, czuję ich obecność. Było wiele różnych sytuacji w moim życiu a oni nigdy mnie nie opuścili, wstawiają się i są. Z drugiej strony prowokują mnie do osobistej świętości. Błogosławiony znaczy szczęśliwy. Przez akt beatyfikacji Kościół stwierdza, że Zbyszek i Michał są tymi, którzy niejako zmaterializowali kazanie na górze. Błogosławiony to święty, który ma odwagę żyć słowami Chrystusa.
 
Rozmawiał Przemysław Radzyński
eSPe 119 (01/2016)
 
fot. DasWortgewand evening 
Pixabay (cc)  
 
strona: 1 2