DRUKUJ
 
ks. Jan Sochoń
Błogosławieni prześladowani
Idziemy
 



Błogosławieni prześladowani

 

Ostatnie błogosławieństwo

Do kogo odnosi się ostatnie z Chrystusowych błogosławieństw? Wypowiadając błogosławieństwa, Chrystus miał na myśli wpierw samego siebie, dopiero potem odnosił ich znaczenia do wszystkich słuchających Go.

Błogosławieni, którzy cierpią prześladowanie dla sprawiedliwości.

Głównie i zasadniczo przykazanie to odnosi się do samego Jezusa, ponieważ w Nim jednoczą się ze sobą i znajdują ostateczne spełnienie ubogość ducha, cichość, posługa miłosierdzia, czyn pokoju i cierpienie dla sprawiedliwości, sięgające szczytu podczas męki krzyżowej. Skłonni bylibyśmy sądzić inaczej. To przecież o nas chodzi: my jesteśmy w pracy niedoceniani przez przełożonych, to nas oskarżają o najróżniejsze przewinienia i złe uczynki; my na co dzień jesteśmy prześladowani, choć może nie jest to dyskryminacja prowadząca do przelewu krwi. Dzieci często traktują rodziców jako swoich ciemiężycieli, kiedy ci domagają się na przykład, aby postępowali zgodnie z normami Ewangelii. Wołają: jesteśmy wolni, mamy prawo do osobistych (choćby i kontrowersyjnych) decyzji. Tworzymy swój świat, niekonieczne przystający do obowiązujących etycznych zasad.

Uczestnicy wydarzeń wiążących się z krzyżem mającym upamiętniać osoby, które zginęły tragicznie w katastrofie pod Smoleńskiem, mogą zdecydowanie powiedzieć (każda dysponując oczywistymi dla siebie racjami), że doznali ciężkich prześladowań, tak fizycznych, jak i psychicznych. Rzeczywiście, skupiamy troskę na samych sobie, niekiedy poddawani różnego rodzaju szykanom. Ojciec Święty rozumie tę naszą sytuację, choć wcale nie zamierza akceptować naszego, niekiedy bezkrytycznego podejścia do samych siebie. Jeżeli ktoś uświadamia nam, że niewłaściwie postępujemy, że nie przyjmujemy logicznych uzasadnień, trwamy w swym absurdalnym samozaparciu – nie oznacza to, że należy traktować go jako przeciwnika, obcego czy prześladowcę. Byłoby to wyrazem poznawczej i moralnej ślepoty.

Boży kierunek

Chrystus zachęca, abyśmy zmienili kierunek refleksji. Najpierw popatrzmy na samego Jezusa. On znajduje się w centrum doświadczenia wiary, a w jej głębi - wydarzenie Wielkiego Piątku.  Umarł nie tylko dlatego, że ludzie podjęli straszliwą decyzję zamordowania Go. Umarł, ponieważ taka była Jego wola. Chciał doprowadzić do naszego zbawienia na drzewie krzyża: belka pionowa wskazuje, że na krzyżu Zbawiciel przywrócił naszą łączność z niebem, rozciągnięte zaś na krzyżu ramiona – że im żarliwiej zwracamy się ku Ukrzyżowanemu, tym więcej wzajemnie dla siebie jesteśmy przyjaciółmi, którzy potrafią zrezygnować z siebie na rzecz kogoś drugiego. Mając to na względzie, jesteśmy w stanie wypowiedzieć główną zasadę chrześcijaństwa: Chrystus umarł za wszystkich ludzi, za wszystkie ich grzechy, bo każdy z nich był i jest Jego bliźnim. Wówczas to co nieskończone i niezmierzone weszło, jak to precyzyjnie określił Hans Urs von Balthasar, dzięki krzyżowi do miłości chrześcijańskiej.

Chrystus umarł, abyśmy mogli zasługiwać na zbawienie, czyli uczestnictwo w życiu Bożym, a my staramy się odpowiadać na tę donację gorącą wiarą i wiarygodnym świadectwem. Tym bardziej że Jezus zawsze jest przed nami, niejako na widoku publicznym. Tak było, kiedy nauczał w ziemi palestyńskiej, tak jest obecnie, kiedy realnie doświadczamy Go w sakramentalnej przestrzeni Kościoła. Nawet po zmartwychwstaniu zjawia się pośród wspólnoty, by zaświadczyć o swej więzi nie tylko z apostołami i wyznawcami, ale wszystkimi ludźmi, gdyż dar zmartwychwstania nikogo nie pomija.

To ważna sprawa. W miarę uświadamiania sobie Jezusowego zniżania się, widzimy, że właśnie w tym tkwi niewyobrażalny Boży majestat. Im bardziej zrzeka się Jezus swej siły na rzecz słabości w cierpieniu, tym przejrzyściej zdajemy sobie sprawę, że jedynie On ma moc, by życie swoje oddać za owce i by znów je odzyskać (J 10, 15-17), cierpieć i altruistycznie umrzeć za wszystkich, i powstać z martwych. W taki właśnie sposób działa Boża miłość, zawsze – nie wolno stracić tego faktu z oczu - narażona na odtrącenie i ryzyko. Czyż nie wiemy o tym, stawiając siebie pod cowieczorny osąd sumienia?

Świadome cierpienie

Oczywiście, zbawienie świata mogło przebiec inaczej, ale skoro dokonało się za sprawą bolesnej męki, starajmy się ją włączać w swoją egzystencję. Znaczy to, że jeżeli dotykają nas cierpienia, próbujmy, jak to tylko możliwe, przeżywać je jako współcierpienie ze zbawczym bólem Chrystusa. Wówczas możemy rozpoznać, że Jezusowa męka była świadomym cierpieniem dla sprawiedliwości, aby ludzie mogli odnaleźć ostateczne szczęście. Wypowiadając błogosławieństwa, Chrystus miał na myśli wpierw samego siebie; dopiero potem odnosił ich znaczenia do wszystkich słuchających Go. Staje się więc czymś oczywistym, że doznawszy cierpienia, zwracamy się do Jezusa. W Nim poszukujemy pełnego wsparcia i niewyczerpanej pociechy.

Jan Paweł II podkreśla to nad wyraz jasno: Chrystus jest prorokiem wielkim. W Nim wypełniają się proroctwa, bo wszystkie one na Niego wskazywały. W Nim równocześnie otwiera się proroctwo ostateczne. On jest Tym, który cierpi prześladowanie dla sprawiedliwości z pełną świadomością, że właśnie to prześladowanie otwiera przed ludzkością bramy życia wiecznego. Odtąd do tych, którzy uwierzą w Niego, ma należeć Królestwo Boże (Bydgoszcz, 7 czerwca 1999 r.). Nie zapominamy, że sam Jezus wystąpił jako Mesjasz, który celowo wybiera i akceptuje, by tak określić, status prześladowanego. Należy tedy odróżnić cierpienie od prześladowania. To pierwsze stanowi problem dotyczący wszystkich ludzi, nie wyłączając osób sprawiedliwych. Poprzez nie Bóg pragnie oczyścić grzesznika, wypróbować sprawiedliwego w jego miłości, czego dowodzi historia biblijnego Hioba.

Prześladowania zaś są wyrazem przeciwstawiania się zamysłom Bożym, róbą rozłączenia człowieka od Boga, który – jak z tego wynika – niekiedy posługuje się prześladowaniami, podobnie jak cierpieniem, aby ostatecznie doprowadzić do pełnego zwycięstwa prawdy.
Jak zaakceptować tę Bożą logikę? Otóż powinniśmy się podjąć rzeczy prawie nieosiągalnej. Chodzi o szczerą - a więc z zaangażowaniem woli i serca - akceptację krzyża rozpoznanego jako dar; dar Jezusa dla każdego z nas i dar kogoś drugiego dla nas. Bo, jak powiedział Jan Paweł II: "na Kalwarii wydawało się, że [Jezus] został opuszczony przez Boga i wydany na pośmiewisko ludzi" (tamże). Wielu zresztą ludzi wciąż zachowuje tego rodzaju przekonanie. Dlaczego?

Radykalna próba

Ewangelia wywoływała w przeszłości i wciąż wywołuje kontrowersje. Jezus był tego świadom. Wiedział, że pozostaje na zawsze w ludzkim świecie znakiem sprzeciwu i niekiedy zapiekłej niezgody. Ewangelista zapisał charakterystyczne reakcje tłumu przyglądającego się kalwaryjskiej agonii: "Jest królem Izraela: niechże teraz zejdzie z krzyża, a uwierzymy w Niego" (Mt 27, 42).  Jan Paweł II tłumaczył, dlaczego Jezus nie zareagował na te podszyte wyraźnym szyderstwem, ale i religijną naiwnością, głosy. Jest bowiem wierny Ewangelii. Cierpli niesprawiedliwość ludzką, gdyż jedynie w ten sposób może dokonać "usprawiedliwienia człowieka", który zapomina, że bardzo groźna bywa obojętność i pokładanie nadziei tylko w sobie samym. Że wiara jest wciąż narażona na osłabnięcie, a może nawet i całkowity zanik. Wystarczy zdać się na propozycje obecnego czasu, gdzie ceni się pluralizm, przypadkowość, doraźne satysfakcje, tolerowanie czegokolwiek, byleby życie było ciekawe, podniecające, pulsujące atrakcjami.

Warto do tego opisu dodać bezinteresowną zawiść. Gdy komuś udaje się dokonać czegoś ważnego, oryginalnego, potrzebnego, natychmiast sypią się podejrzenia, uprzedzenia, plotki. Na ogół nie umiemy cieszyć się sukcesami innych. Dlatego słowa błogosławieństw z trudnością przebijają się do ludzkiej świadomości, choć Jezus wyraźnie daje do zrozumienia, że to na Nim w głównej mierze sprawdzają się słowa z Kazania na Górze:  Błogosławieni jesteście, gdy [ludzie] wam urągają i prześladują was, i gdy z mego powodu mówią kłamliwie wszystko złe na was. Cieszcie się i radujcie, albowiem wasza nagroda wielka jest w niebie. Tak bowiem prześladowali proroków, którzy byli przed wami (Mt 5, 11-12).

Dar wierności

Trudno właściwie wyobrazić sobie życie w kręgu uczniów Jezusa bez realnej groźby dostąpienia przeciwności, udręk czy katuszy. Są one niejako wpisane w żywy nurt wiary. Historia chrześcijaństwa jest tego faktu widomym potwierdzeniem. Jan Paweł II przywołał św. Wojciecha, patrona Polski. Oddał on swe życie w słusznej sprawie. Wielu innych świętych przejawiało taką postawę. Warto wspomnieć trudny czas rozbiorów, okrucieństwa wojen światowych czy okresu PRL. Polscy patrioci, w imię wartości wyższych, godzili się na cierpienie. Represje polityczne odcisnęły ogromne piętno na psychice inwigilowanych, prześladowanych. Oni, pomimo wszystko, bronili prawdy i Ojczyzny.

Poświęcając się dla narodowej sprawy, chcieli żyć w realiach polskiej kultury i obyczajów. Ojciec Rafał Kalinowski, nazaretanki z Nowogródka, o. Maksymilian Kolbe, kard. Stefan Wyszyński, bp Michał Kozal, zamęczony w Dachau, ks. Jerzy Popiełuszko - wszyscy cierpieli dla Bożej sprawiedliwości, wiążąc autentyczny patriotyzm z duchem najgłębszej miłości do Chrystusa i ludzi. Powinniśmy - wskazywał Jan Paweł II - ów ich egzystencjalny testament wypełniać, zgodnie z przesłaniem wyrażonym przez św. Pawła: Nam bowiem z łaski Bożej dane jest to dla Chrystusa: nie tylko w Niego wierzyć, ale i dla Niego cierpieć, skoro toczymy tę samą walkę (por. Flp 1, 29-30).

Łatwe to nie jest i być nie może, lecz mając za wzór tylu świętych poprzedników, jesteśmy w stanie podejmować trud ewangelicznego świadectwa, podążając śladem chociażby kard. Wyszyńskiego. Jan Paweł II przypomniał ważny epizod z jego życia. W 1973 r., po wielu staraniach, Prymas Tysiąclecia uzyskał od władz komunistycznych pozwolenie na budowę w Bydgoszczy pierwszego po II wojnie światowej kościoła i nadał mu niezwykły tytuł: Świętych Polskich Braci Męczenników. W ten sposób dawał wyraz przekonaniu, że "doświadczona "prześladowaniem dla sprawiedliwości" ziemia bydgoska stanowi właściwe miejsce dla tej świątyni. Upamiętnia ona bowiem wszystkich bezimiennych Polaków, którzy w ciągu przeszło tysiącletnich dziejów polskiego chrześcijaństwa oddali swe życie za Chrystusową Ewangelię i za Ojczyznę, zaczynając od św. Wojciecha. Znamienne jest również, że właśnie z tej świątyni ks. Jerzy Popiełuszko wyruszył w swoją ostatnią drogę" (tamże).

Z refleksji tych jasno wynika, że błogosławieństwa Jezusa o cierpieniach prześladowanych dla sprawiedliwości obejmują również wielu ludzi, którym dane było cierpieć. Ich chwalebne czyny wypełniają całe strony dziejów Kościoła powszechnego. Najstraszniejsze były czasy od Nerona do Dioklecjana, choć prześladowania właściwie nigdy nie ustały i przejawiają się również współcześnie w różnych formach i sile natężenia. Ziemia polska zaznała wyjątkowego udziału w tej wielkiej martyrologii. Papież podkreślał stokrotne owoce męczeństwa w polskim narodzie, zwłaszcza te, które sprawiają, że nadal pozostajemy w blasku wartości chrześcijańskich. Poświadczał swoim osobistym życiem, że z krwi męczenników warto czerpać moce do codziennej ofiary, jaką mamy składać Bogu z naszego życia. 

Męczeństwo wnętrza

Nawet ci, którzy byli najbliżej Jezusa, poznali Jego zwyczaje, sposób i styl życia, którzy, tak, jak Jan, mogli przytulić się do Niego – nie byli pewni swej wiary; do końca nie rozpoznawali ani nauczania, ani ostatecznego przesłania Chrystusowej nauki. Proszą więc: spraw, abyśmy nie poruszali się po omacku, nie trwali w ciemnościach, ale zdołali Tobie zaufać i w Twoje, Boże, ręce złożyli osobiste nadzieje. Sami zbyt łatwo ulegamy złudzeniom, podszeptom złego ducha, fałszującym rzeczywistość emocjom. Nie potrafimy, bez widocznego wsparcia, iść za Tobą i przyjąć faktu, że będziesz musiał wiele wycierpieć i umrzeć na drzewie krzyża. Rzadko bywamy świadkami, którzy pozostają wierni Bożemu słowu aż po zawsze możliwe cierpienie, a nawet śmierć.

Tymczasem taka właśnie jest istota chrześcijańskiego orędzia.
Jezus potwierdza obawy apostołów; wie, że należy pracować nad kształtowaniem ich religijnej świadomości. Nie wpada jednak w moralizatorski ton, jakby wiedział, że nikt tego nie lubi. Przybliża tylko obraz: Gdybyście mieli wiarę, jak ziarnko gorczycy! Mówi to również do nas, żyjących teraz w polskiej rzeczywistości. Wystarczy przecież zalążek wiary, kropelka na dnie serca, promyk ufności, a wówczas ogarnie nas pasja, chęć, pragnienie bycia z Tym, który zawsze jest blisko i który nigdy nie opuszcza własnego stworzenia. Wtedy też uświadomimy sobie nieodparcie, że wiara angażuje wszelkie nasze egzystencjalne strony, zarówno w porządku zaufania, którym obdarza się Boga, jak i w porządku intelektualnym, kiedy dzięki słowu i odpowiednim znakom staramy się uchwycić nieco z rzeczywistości aktualnie niewidzialnej. 

Służyć wraz z Nim

Oznacza to, że wiara wymaga aktywności. Nie jest tylko niezasłużonym darem, łaską jedynie. Wiara staje się trwała i silna dopiero w chwili, kiedy zmierza w stronę służby Bogu. Tym bardziej, że Chrystus wie, iż każdy z nas powinien służyć wraz z Nim, a to znaczy właściwie - służyć Jemu. Musimy o tej osobistej powinności nieustannie pamiętać. Inaczej stracimy jakąkolwiek szansę zasługiwania na zbawienie. Nie jest to droga prosta ani tym bardziej usłana przyjemnościami, ale właśnie dlatego zyskuje wymiar błogosławiony. Jan Paweł II mówi, że Chrystus nie obiecuje łatwego życia tym, którzy Go naśladują. Raczej zapowiada, że mogą nadejść chwile trudne, pełne niebezpieczeństw i boleści. Za cierpieniem Jezusa idą i nasze cierpienia. Taka jest zasada odkupieńczej miłości. "Jako chrześcijanie jesteśmy więc wezwani do dawania świadectwa Chrystusowi. Niekiedy wymaga to od człowieka wielkiej ofiary, którą trzeba składać codziennie, a czasem jest tak, że przez całe życie. Niezłomne trwanie przy Chrystusie i Jego Ewangelii, owa gotowość ponoszenia "cierpień dla sprawiedliwości" jest niejednokrotnie aktem heroizmu i może przybierać formy prawdziwego męczeństwa, dokonującego się w życiu każdego człowieka i każdej chwili, kropla po kropli, aż do całkowitego "wykonało się"" (tamże).

Papież zwraca tu uwagę na kwestię rzadko rozważaną. Ukazuje rodzaj męczeństwa ukrytego w tajnikach ludzkiego wnętrza; męczeństwa ciała i ducha, powołania i codziennego posłannictwa, wreszcie męczeństwa walki z sobą i przezwyciężania samego siebie. Mógłby ktoś stwierdzić, że to chyba jednak przesada: sugerowanie, że trud dobijania się do prawdy duchowego istnienia ma jakieś realne związki z męczeństwem. A jednak! Jan Paweł II proponuje bezwzględnie tego rodzaju terminologię. Jeżeli poważnie traktujemy swoją wiarę, musimy godzić się na zawsze możliwą ostateczną próbę, zapowiedzianą już w Objawieniu; stąd nie sposób usunąć jej z horyzontu własnego życia. Matka, która ofiarowuje siebie, aby ratować życie własnego dziecka; człowiek wierzący, który broni prawa do wolności religijnej i wolności sumienia – wszyscy oni cierpią dla sprawiedliwości i są błogosławieni.

Wobec prześladowań

Jaką postawę przyjmujemy wobec błogosławieństwa tych, którzy cierpią dla sprawiedliwości?  Najczęściej próbujemy unikać prześladowań. Nikt z ludzi bowiem nie chce cierpienia; oddala je, jak tylko może. Próbuje walczyć z wszelkiego rodzaju przejawami zła, niedogodności, strachu. To, jak się wydaje, godne pochwały nastawienie. Sprawa jest jednak, z punktu widzenia chrześcijaństwa, interpretacyjnie niezwykle subtelna. Wiadomo przecież, że bez krzyża nie ma prawdziwej jedności z Chrystusem. Jeśli Mnie prześladowali, to i was będą prześladować (J 15, 20).

Któż jednakże przyjmuje to zobowiązujące oznajmienie bez drżenia serca? Nawet wyjątkowo heroiczni święci przeżywali chwile trwogi i "ciemnej nocy". Dlatego Jan Paweł II nie daje prostych rozwiązań. Odsyła do historiozoficznej mądrości. Od początków Kościoła jego wyznawcy byli narażeni na dwojakiego rodzaju prześladowania: zewnętrzne i wewnętrzne. Zawsze znajdowały się osoby bądź całe środowiska, dla których chrześcijanie byli wyrzutem sumienia, wrzodem społecznym. Tak dzieje się i teraz. Czyż nie doświadczamy z wielu stron ateistycznego nacisku, medialnej perswazji i oficjalnych drwin?

"Chrześcijańska zemsta"

Nie możemy jednak odpowiadać złem za zło. Mamy miłować nieprzyjaciół. To nasza przedziwna "chrześcijańska zemsta", przynosząca, jeżeli zaistnieje, błogosławione owoce. I tylko w ten niełatwy sposób przerywamy pasmo zła, rozświetlamy mroki religijnej obojętności. Kiedy więc sprawujemy Eucharystię, łączymy się z Chrystusem, ale również i z tymi, którzy cierpieli prześladowanie dla sprawiedliwości. Ogarniamy ich prostolinijną modlitwą i osobistym zaangażowaniem. Radujemy się, ponieważ udział w Jezusowym cierpieniu jest udziałem w chwale i zmartwychwstaniu.

Oto sedno wiary, sedno prześladowania, sedno ewangelicznej konsekwencji i ostatecznego zawierzenia Stwórcy,

ks. Jan Sochoń