DRUKUJ
 
wywiad z ks. Krzysztofem Grzywoczem
Uczucia niechciane cz. I
Miesięcznik W drodze
 


Jeśli ktoś nie umie przyjmować uczuć negatywnych, to będzie miał kłopot z uczuciami pozytywnymi albo przeżyje je powierzchownie i nigdy nie doświadczy radości czy zadowolenia z siebie. Z ks. Krzysztofem Grzywoczem rozmawiają Katarzyna Kolska i Roman Bielecki OP.

Skąd w Kościele taka powściągliwość w mówieniu o uczuciach oraz kładzenie nacisku na intelekt i rozumowe przeżywanie wiary?

Chyba stąd, że w ten sposób łatwiej nam zrozumieć siebie. Uczucia są trudniejsze, wymykają się spod kontroli rozumu. Nie jest łatwo pojąć, dlaczego w danej chwili pojawia się takie, a nie inne uczucie, i jakie ono ma znaczenie dla mnie, jaki jest jego sens i przesłanie.

Myślę też, że ta nieufność wynika z tego, że przez długi czas w Kościele bardziej kładziono nacisk na to, o czym się myśli, niż na to, co się czuje. Stąd mamy obecnie lękowe podejście do uczuć i traktujemy je jako coś gorszego, a nasza duchowość stała się bardzo intelektualna. I w takim ujęciu świat uczuć jawi nam się jako nieznany i niekontrolowany, zagrażający naszej wolności.

Nie lubimy rozmawiać o uczuciach, wstydzimy się ich. Dlaczego?

Może z lęku przed zranieniem. Mówiąc, co czujemy, odkrywamy swój intymny świat, który można zranić. Ktoś powie o swojej tęsknocie i zostanie wyśmiany. To będzie go bolało.

Jak w takim razie postępować z uczuciami? Jak oswajać lęk przed nimi?

Jest to pewien proces, na początku którego trzeba przyjąć, że każde uczucie, które się w nas pojawia, jest czymś wartościowym i cennym. Inaczej mówiąc, że nie ma bezsensownych uczuć i żadne nie pojawia się bez powodu, że ma swój sens i chce się przyczynić do mojego rozwoju. Jeżeli z góry zakładam i klasyfikuję jedne uczucia jako dobre, inne jako złe, potrzebne, niepotrzebne, a nie daj Boże, moralne czy niemoralne, to proces przyjęcia uczuć jest mocno zakłócony.

A co z tymi, którzy tego sensu nie widzą i w chwili bólu, gniewu albo złości mówią, że nie chcą takiego uczucia?

Cóż… będzie im trudno zrobić krok w swoim rozwoju wewnętrznym. W wypadku odrzucania uczuć należałoby się zatrzymać i zapytać konkretnego człowieka, co się stało w jego życiu, że nie chce przyjąć z zaufaniem jakiegoś uczucia? Co go do tego skłania w sensie intelektualnym?

Zwykle w takiej sytuacji najpierw trzeba oczyścić sferę poznawczą. Każde uczucie ma jakąś otoczkę intelektualną. Na przykład gniew kojarzy nam się z krzywdą, zranieniem czy poniżeniem. Dlaczego? Bo nie nauczono nas, że gniew można zamienić w coś dobrego.

Takie przyglądanie się uczuciom, po to żeby przyjąć je i potraktować inaczej niż do tej pory, jest długim procesem i wymaga czasu. I póki sam siebie nie przekonam, że chcę z tym stanem pobyć, posadzić moje uczucie na fotelu naprzeciw mnie i dokładnie im się przyjrzeć, to nic w moim życiu się nie wydarzy. Tylko to, czemu zaufamy, może się rozwijać. Uczucia pojawiają się po to, żeby lepiej kochać i być dojrzalszym człowiekiem. Rozum to źle interpretuje. Jestem zły, więc muszę komuś wygarnąć albo kogoś poniżyć. A przecież są dziesiątki możliwości, które mówią, że możemy coś innego zrobić z tym uczuciem.

 
strona: 1 2