DRUKUJ
 
Małgorzata Szewczyk
Pragnę... obgadać mój Kościół
Przewodnik Katolicki
 


By zabrać głos

Od Wiżajn po Zgorzelec i od Słubic po Zosin każdy Polak jest ekspertem przynajmniej w dwóch dziedzinach życia. Wszyscy znamy się na... medycynie i Kościele.

Imieniny cioci, kolacja u przyjaciół, rodzinny obiad... Niedomaga wujek? Syna boli ząb? Siostra urodziła bliźniaki? Chrześniaczka idzie do Pierwszej Komunii Świętej? Klęska żywiołowa? Każda okazja jest dobra, by zabrać głos na temat służby zdrowia albo zupełnie bezsensownych (w naszym przekonaniu) wymagań księdza (sic!).

Oba zagadnienia budzą emocje do tego stopnia, że trudno określić, kto bardziej rozgrzewa temperaturę dysput: lekarz czy kapłan? Niebywały fenomen korelacji tych tematów tkwi chyba w tym, że – zakładając oczywiście dobrą wolę uczestnictwa w życiu Kościoła – wcześniej czy później zetkniemy się z przedstawicielami tych instytucji.

Co on (tutaj: lekarz) ci przepisał? Nie, to na pewno nie pomoże. Takie drooogie... A to badanie? Tylko ci zaszkodzi...

Po co zaświadczenie? Co go (tutaj: ksiądz) obchodzi, z kim mieszkam? Świeca, książeczka do nabożeństwa, alba? Słyszeliście dzisiejsze kazanie? Co on wie o małżeństwie? Znowu przed kościołem ksiądz na coś zbierał...

To tylko nieliczne przykłady „świętego oburzenia” Polaków. Dla wielu to słuszne argumenty za podjęciem debaty w sprawach niebagatelnych i niebłahych, bo dotyczących każdego z nas. To także dobry powód, by skierować ostrze krytyki w instytucję, z którą ostatnio mieliśmy do czynienia.

My i Kościół

Jaki jest nasz stosunek do Kościoła? Naiwny? Krytyczny? Bo raczej nie akceptujący.

Gdyby zapytać przeciętnego Polaka o jego wiedzę na temat Kościoła, to okazałoby się, że nie jest z nią najlepiej. Zabierając jednak głos w sprawach dotyczących wspólnoty wiernych, zapominamy, że my, wierzący, sami do niego należymy, niezależnie od tego, czy deklarujemy, że to „mój”, czy „nie mój Kościół”.

Niewiele jest rzeczy równie złowrogich dla jednostek i społeczności jak bezkrytycyzm.

Przyklaskujemy więc chętnie tezie: kto ma mówić o słabościach Kościoła jak nie katolicy? Będzie to brzmieć wówczas i przyzwoiciej, i kulturalniej, bo na własnym podwórku ma się mimo wszystko szersze możliwości działania. Niektórzy żyją negatywnymi informacjami o Kościele. Ostentacyjnie pokazują, jaką to mają satysfakcję z „kłopotów” Kościoła.

Prawdą jest, że za miażdżącą, bolesną krytyką kryje się nierzadko pragnienie uzdrowienia bolesnych chorób w Kościele. Niekiedy jednak nie stać nas na merytoryczne argumenty, powielamy więc obiegowe opinie czy slogany zaczerpnięte z mediów lub zasłyszane w kolejce do kasy w supermarkecie.

Nie pamiętamy, albo nie chcemy o tym pamiętać, że jako ochrzczeni w Kościele, przede wszystkim zawsze jesteśmy świadkami Ewangelii Jezusa. Nie zdajemy sobie sprawy, jaki możemy mieć wpływ na innych wiernych.

 
strona: 1 2 3 4 5