DRUKUJ
 
Michał Gryczyński
Fenomen polskiej Wigilii
Przewodnik Katolicki
 


Wigilia jest w polskim roku obrzędowym dniem szczególnym. Chociaż poprzedza święta Bożego Narodzenia, to dla wielu z nas jest najważniejszym dniem w całym roku. Nasi słowiańscy przodkowie, którzy oddawali cześć bóstwom solarnym, nazywali ów dzień "świątkami" albo "godami" i powiadali, że to noc "co gody styka". Wigilię obchodzimy 24 grudnia, bo w IV wieku papież Kalikst II ogłosił...
 
Wigilia jest w polskim roku obrzędowym dniem szczególnym. Chociaż poprzedza święta Bożego Narodzenia, to dla wielu z nas jest najważniejszym dniem w całym roku. Nasi słowiańscy przodkowie, którzy oddawali cześć bóstwom solarnym, nazywali ów dzień "świątkami" albo "godami" i powiadali, że to noc "co gody styka".
 
Wigilię obchodzimy 24 grudnia, bo w IV wieku papież Kalikst II ogłosił bullę, w której wyznaczył datę świętowania Bożego Narodzenia na 25 grudnia, czyli dzień przesilenia zimowego; po nim noce stają się krótsze, a dni dłuższe. Była to próba zasymilowania pogańskiego rytuału ku czci "niezwyciężonego Słońca" i przeciwstawienia mu ceremonii na cześć tajemnicy Wcielenia Jezusa Chrystusa – "Światłości świata". Reminiscencją owych kultów był niegdyś rozpowszechniony obrzęd ognia: palono drewniane kloce, spuszczano z pagórków ogniste koła, a jedliną rozniecano ogniska. 

Kto rano wstaje...
 
Już w przededniu Wigilii – jak powiadano: w Wiliję Wilijii – każdy starał się zerwać z posłania o brzasku. Miała to być swoista próba generalna przed Wigilią, kiedy należało wstać jak najwcześniej, aby nie narazić się na rózgi, bo wszyscy wiedzieli, że "W Wiliją rankiem dzieci biją". Pamiętano także inne przysłowie: "Kto rano w Wigilię wstaje, ten przez cały rok nie będzie ospały". Skoro każdy dzień roku miał być taki jak Wigilia, to trudno się dziwić, że wszyscy już od rana zabiegali o to, aby zapewnić sobie pomyślność w nadchodzącym roku. I dlatego rybak zarzucał sieci, myśliwy starał się coś upolować, a nawet złodziej próbował cokolwiek ukraść. Unikano w tym dniu waśni, nie odwiedzano się po domach i nawet karczmy świeciły pustkami.
 
Gospodynie już od świtu szykowały dla swych pociech serwetki z łakociami i ukrywały je pod poduszkami, aby następnie zapytać je, co też przyniosła im Boża Dziecina. A potem już rozniecały ogień pod paleniskiem, bo przygotowanie wieczerzy zajmowało zwykle cały dzień. 
 
Od wieczerzy do Pasterki
 
W tradycji polskiej wieczerzę nazywano "postnikiem". Baczono, aby liczba potraw była nieparzysta, a później starano się skosztować każdej z nich, wierząc, że "kto ilu potraw nie spróbuje, tyle go ominie przyjemności w nadchodzącym roku".
 
Wieczerzę spożywano przy stole nakrytym białym obrusem, pod którym układano siano. Zdobiono więc główną izbę, w której miał stać stół, podłaźniczką – małą jodełką, przybijaną wierzchołkiem ku podłodze, sadem – chojaczkiem sośniny zawieszanym u powały albo "światem" – czyli różnobarwnymi opłatkami podwieszonymi do belki tragarzowej. Dopiero później, na przełomie XVIII/XIX wieku pojawiła się choinka, która przywędrowała do nas od zachodnich sąsiadów. Natomiast w kątach izby ustawiano snopy pszenicy, owsa, żyta i jęczmienia. Kiedy na niebie pojawiła się pierwsza gwiazda, gospodarz przełamywał się ze wszystkimi opłatkiem, życząc im do siego roku, czyli dożycia sędziwego wieku. Potem zasiadano, podług wieku, i śpiewano pierwszą kolędę...
 
Po wieczerzy gospodarz szedł zwykle z opłatkiem do bydła i do sadu, gdzie obwiązywał powrozami nieurodzajne drzewa. Młodzież zabawiała się w tym czasie wróżbami matrymonialnymi, wyciągając spod talerzy ukryte tam wcześniej przedmioty, a spod obrusa – kłosy. I tak, przy śpiewie kolęd, spędzano czas aż do Pasterki. Po jej zakończeniu młodziaki pędziły na dzwonnicę; który pierwszy uderzył w dzwon, mógł już dawać na zapowiedzi. Potem wyruszali, ze śpiewem na ustach, kolędować po wsi, natomiast dziewczęta spieszyły boso do strumienia, aby obmyć twarz, co miało im zagwarantować gładkie lica.
 
Wigilia dzisiaj
 
W tym niezwykłym dniu budzi się w nas pragnienie kultywowania tradycji przodków. Chociaż nie stawiamy w mieszkaniach snopów zbóż i nie ciskamy kłosami o strop, tak jak przodkowie łamiemy się opłatkiem i – ze śpiewem kolęd – zasiadamy do wieczerzy. 
 
Przy stole wigilijnym ujawnia się nasza nostalgia za własnym domem rodzinnym; stajemy się konserwatystami kulinarnymi i najchętniej jadamy te potrawy, które znamy od lat. Cóż, jeśli uroki Wigilii lat dzieciństwa pozostawiły w pamięci ślad tego co najpiękniejsze, to trudno się dziwić, że chcemy jeść takie same potrawy, jakie przyrządzała kiedyś mama, a wcześniej nasza babcia. 
 
W Wigilię pościmy nie tyle z nakazu Kościoła, ile raczej zwyczajowo. Ale szczególny to post, skoro stoły uginają się, najczęściej, od obfitości potraw. Powinno ich być przynajmniej siedem, albo dziewięć – bo tyle miało być u żłóbka chórów anielskich – a może nawet, jak u magnatów, jedenaście.
 
Najmniej kontrowersji budzi obecność ryb, których grecka nazwa ichthys jest zaszyfrowanym odpowiednikiem słów: "Jezus Chrystus, Syn Boży, Zbawiciel". W zdecydowanej większości domów jest to karp, obok którego pojawiają się – stosownie do upodobań, apetytu i zasobności portfela – także inne ryby, m.in. pstrągi, szczupaki, liny, sandacze, śledzie czy łososie. Namiętnych sporów nie wywołuje również kapusta z grzybami albo grochem – mającym zapewniać płodność – ani pierożki z grzybami. Inaczej rzecz się ma z zupami: jedni nie wyobrażają sobie wieczerzy bez barszczu, skoro buraki zwiastują urodę i długowieczność, drudzy powiadają, że to musi być migdałowa z rodzynkami albo orzechowa, inni – że grzybowa, najlepiej z borowików, ewentualnie rybna, np. z łbów karpi, a jeszcze inni – że owocowa, oczywiście z owoców suszonych. W wielu domach z takich owoców przyrządza się jednak nie zupę, lecz aromatyczny kompot. Podczas wieczerzy pojawiają się również słodkie delicje z bakaliami: makiełki, czasem kluski z miodem i makiem – a we wschodnich regionach Polski pszeniczna kutia – gwarantujące dobre urodzaje.
 
Zanim rozbłyśnie pierwsza gwiazda i zasiądziemy do stołu, ustawmy, jak każe tradycja, zastawę dla niespodziewanego gościa. A może w tym roku zamiast oczekiwać aż ktoś zapuka do drzwi, sami zaprosimy na wieczerzę samotnego sąsiada? Nie żałujmy gardeł na śpiewanie pięknych, polskich kolęd, dzielmy się z bliskimi wspomnieniami z dawnych Wigilii, przywołujmy pamięć o tych, którzy już odeszli, a wtedy dobrze wykorzystamy czas do Pasterki.
 
Michał Gryczyński
Przewodnik Katolicki 51/2005
 
 
fot. Sweta Meininger | Unsplash (cc)