DRUKUJ
 
Natalia Brachowicz
Szukam ojca, nie próbówki
Imago
 


Ze łzami w oczach albo krzykiem

Kilka miesięcy temu oglądałam jeden z licznych programów o in vitro. Nie jestem ich zwolenniczką, chociaż zawsze kibicuję tym, którzy mają energię i kompetencje, aby przekrzykiwać się z rozmówcą w obronie wartości, które i ja wyznaję. Oglądany program wpisywał się w schemat: przeciwnicy reprezentowani przez księdza i działaczkę pro life, zwolennicy przez nowoczesną parę trzydziestoparolatków, z przekazu wynikało, że są rodzicami dziecka poczętego drogą in vitro.

Słuchając wypowiedzi i obserwując ponadprzeciętne zaangażowanie tych ludzi, zrozumiałam, że najgorliwszymi i najgłośniejszymi zwolennikami metody in vitro nie są lekarze, właściciele klinik i reszta beneficjentów tego złotego interesu. Metody jak niepodległości bronią i będą bronić rodzice dzieci z "próbówki". I robić to będą z największym przekonaniem i mocą, jakiej pozbawiony jest lekarz; będą to robić ze łzami w oczach albo krzykiem, w zależności od sytuacji.

Dzięki in vitro ich marzenie spełniło się: są rodzicami, są szczęśliwi. I nikt im nie będzie wmawiał, że osoba, którą kochają najmocniej na świecie, nie powinna zaistnieć. Żaden Kościół im nie będzie mówił, że coś jest nie tak, bo Pan Bóg widzi ich szczęście i miłość, jaką darzą dziecko. To jest najważniejsze.

Kłopotliwe pytania o tożsamość

Zastanawiam się, co ze szczęściem chociażby dzieci poczętych z gamet dawców, gdy za kilkanaście lat dziecko zapyta: jak to było? I kto naprawdę jest jego tatusiem? I czy gdzieś żyje jego rodzeństwo? I nie daj Boże, aby mu przyszło do głowy kogoś szukać!

Nie są to problemy odległe i abstrakcyjne. Takie pytania są stawiane. W Stanach Zjednoczonych powstało forum (www.anonymousus.org) dla ludzi, którzy poczęli się w wyżej opisany sposób. Dorośli ludzie opowiadają na nim o swoich odczuciach i przeżyciach. Założyła je Alana S., 24-letnia muzyczka i pisarka z San Francisco, która sama została poczęta tą metodą.

Jeden z anonimowych użytkowników pisze o bólu, jaki sprawiają mu bezmyślne żarty na ten temat. Większość jego znajomych nie wie, a ci, którzy wiedzą, milczą, bo nie wiedzą, co powiedzieć w tej sytuacji. Sam nie potrafi od tego uciec, informacje promujące dawców są wszędzie, a samo pojęcie "dawcy" wydaje mu się nieodpowiednie. W końcu chodzi o jego ojca.

29-letnia kobieta od dwóch miesięcy nie może sobie poradzić z informacją o tym, że jest dzieckiem z próbówki poczętym z nasienia anonimowego dawcy. Analizując swoje życie, zrozumiała wreszcie powód, dla którego była traktowana przez rodziców inaczej niż jej brat. Cierpi. Sama ma problemy z płodnością, przeszła już pierwszą inseminację (różną od in vitro technikę wspierania rozrodu), jednak po poznaniu prawdy na swój temat zmieniła zdanie: "Teraz wiem, że sama nie skorzystam z dawcy nasienia, ponieważ wiem, jakie problemy wiążą się z uzyskaniem tej informacji [o tożsamości dawcy, NB] po latach".

 
strona: 1 2