DRUKUJ
 
Małgorzata Szewczyk
Którędy do nieba?
Przewodnik Katolicki
 


"W prawo? W lewo? Zaraz, zaraz, tata mówił, że za rondem przy trzecich światłach otworzyli «Siódme niebo»... To na pewno musi być tam!”.

Z pamiętnika sześciolatki, cz. 1

– A dokąd ty się wybierasz? – zapytała mnie mama, kiedy wyposażona w plecak, zimowe buty (a był to maj albo czerwiec) i płaszcz przeciwdeszczowy typu przezroczysta folia stanęłam w drzwiach naszego mieszkania. – Jak to dokąd? – zapytałam szczerze zdziwiona. – Idę  zobaczyć, jak jest w niebie.

Jedna z moich pierwszych dziecięcych wypraw jak szybko się rozpoczęła, tak też i zaraz się skończyła, choć zainspirowała mnie do jej podjęcia... lekcja religii. Siostra, która uczyła nas katechezy, zadała następującą pracę domową: „Jak wyobrażacie sobie niebo?”. No, jak ja sobie je wyobrażam? Właśnie miałam je obejrzeć, a mama udaremniła moją ekspedycję. – Mamo, a dlaczego niebo jest niebieskie, a chmury białe? Czy w niebie będę musiała rozwiązywać zadania z matematyki? Czy będą mnie tam gryzły komary? Czy będę mogła jeść codziennie czekoladę? Czy ja się nie będę tam nudzić? Kiedy już miałam otrzymać odpowiedź, zadzwonił telefon...

„Na początku Bóg stworzył niebo i ziemię...” (Rdz 1, 1)

W naszym doskonałym supermarketowym świecie każdego dnia przesuwamy granicę poznania, doświadczenia, czasu i przestrzeni, próbując odnaleźć szczęście, długowieczność i spełnienie. Chodzimy z nosami przy ziemi, szukając radości i wiecznej szczęśliwości tam, gdzie jej nie ma. Tylko od czasu do czasu zadzieramy głowy, by spojrzeć w niebo i sprawdzić, czy przypadkiem... nie spadnie deszcz albo śnieg. A przecież chrześcijanin powinien delektować się pojęciem nieba, smakować je i raz na zawsze wpisać w swój GPS jako najważniejszy cel ziemskiej podróży! Nie chodzi mi tutaj bynajmniej o przestrzeń kosmiczną, w której krążą przeróżne gwiazdy, ale o niebo jako źródło religijnego przeżycia i zachwytu.

Niebo nie przemawia już do nas jak rozpięty nad nami firmament, nie fascynuje.

Może za wiele już powiedziano? Niegdyś objawiało potęgę i grozę świata i tajemniczą moc nim rządzącą. Różne religie umieszczały Boga w górze, zgodnie z symbolicznym wyobrażeniem miejsca wyjątkowego, przeznaczonego dla istoty wyższej.

Wyobrażenie to obecne jest i w Starym, i w Nowym Testamencie. Określa świat położony „ponad ziemią”, sferę prowadzącą do właściwej siedziby Boga. Jezus uczy nas słów: Ojcze nasz, któryś jest w niebie, a wstępując do nieba (Dz 1, 10), łączy się w chwale z Ojcem, by zasiadać po Jego prawicy „w niebiosach”.

Wszystko, co w górze, odnosi się nie tylko do tego, co nad nami dominuje, ale do tego, co jest dobre. Człowiek dawnych kultur potrafił odczytać pojawiające się na nieboskłonie znaki. Lazur czy czerwień nieba, groźne, granatowe chmury, Słońce, fazy Księżyca – wszystko to niosło ze sobą jakąś ważną informację lub ostrzeżenie. Pokora wobec nieba – te słowa chyba najczęściej pojawiały się na ustach ówczesnych ludzi.

Blaise Pascal pisał: „Cisza nieskończonych przestrzeni przeraża mnie”, a półtora wieku po nim Immanuel Kant zwierzał się: „Dwie rzeczy napełniają moje serce wciąż nowym i wciąż rosnącym szacunkiem, im częściej i wytrwalej zastanawiam się nad nimi: niebo gwiaździste nade mną i prawo moralne we mnie”.

Człowiek, patrząc w niebo, uzmysławiał sobie swoją nicość i kruchość. Uświadamiał potęgę świata i przypadkowość swojego bytu. A dzisiaj?

Nasze wyobrażenia nieba po prostu nas nie poruszają, bo są nudne, banalne, mdłe i ckliwe. Jesteśmy znudzeni i wypaleni. Kilkadziesiąt lat temu radzieccy kosmonauci powrócili na Ziemię z wiadomością, że nie widzieli Boga ani nawet anioła. Dzisiaj nadal z uporem maniaka bardziej szukamy planety, na której byłoby życie, niż Stwórcy wszechświata...

Wielu z nas, współczesnych zatraciło to, co było sensem i celem życia człowieka średniowiecza. Dla średniowiecznego chrześcijaństwa świat nadprzyrodzony nadawał doczesnemu światu decydujące znaczenie. „Ziemia była łonem nieba, niebo było sensem ziemi”, a człowiek dzieckiem Ojca, które wierzyło w ojcowską obietnicę, że zabierze je do domu. We wczesnej fazie malarstwa gotyku niebo wyobrażano przez kościół gotycki albo bramę, u wrót której stał niekiedy św. Piotr witający zbawionych.

Wszędzie i we wszystkim człowiek średniowiecza widział znaki niebiańskiej chwały. Obecnie średniowieczne obrazowanie, które nota bene niemal w całości jest obrazowaniem biblijnym, nie przemawia już do nas.

Ktoś wyrzucił do studni klucz do księgi średniowiecznych obrazów, stąd odczytanie ich w społeczeństwie nowoczesnej technologii – paradoksalnie – nie jest już możliwe. Dzisiaj straciliśmy nadzieję na niebo, zatraciliśmy umiłowanie nieba.

 
strona: 1 2 3