DRUKUJ
 
Przemysław Radzyński
W nim była jedność myśli i czynu
eSPe
 


O tym, w czym dziś naśladować bł. Pier Giorgia Frassatiego, mówi dr hab. Mirosław Górecki, pedagog społeczny z Uniwersytetu Warszawskiego oraz członek stołecznego oddziału Stowarzyszenia im. bł. Piotra Jerzego Frassatiego „Frassatianum”.
 
W jakich okolicznościach poznał Pan bł. Pier Giorgia Frassatiego?
 
Będąc jeszcze studentem odwiedziłem pewnego razu kolegę. Zauważyłem u niego fotografię osoby, której nie znałem. Powiedział, że to Pier Giorgio Frassati, a zdjęcie należało do jego żony, która miała szczególne nabożeństwo do tego – wtedy jeszcze – kandydata na ołtarze. W jego twarzy było coś szczególnego, że nie potrafiłem oderwać od niej wzroku. Wtedy bardzo krótko porozmawialiśmy na temat Frassatiego i na tym się skończyło.
 
Co było później?
 
Niedługo później, przechodząc koło jednej z warszawskich księgarń, zauważyłem tytuł: „Frassati”. To była książka siostry Kingi Strzeleckiej. Kupiłem ją i dopiero wtedy dowiedziałem się, kim był Frassati. Kolejną książką, którą przeczytałem to „Mój brat Pier Giorgio – Śmierć” autorstwa jego siostry Luciany Frassati. To po tej lekturze ta postać mnie zafascynowała i zacząłem się nią bardziej interesować.
 
Jakiś czas potem zaskoczyła mnie informacja, że pani Luciana Frassati ma otrzymać od prezydenta Lecha Wałęsy Order Orła Białego. Nie wiedziałem wtedy o jakichkolwiek jej związkach z Polską. Zadzwoniłem do ambasady włoskiej w Warszawie i dowiedziałem się o spotkaniu z Lucianą Frassati w Klubie Inteligencji Katolickiej. Tam poznałem siostrę Pier Giorgia i jego siostrzenicę – Wandę Gawrońską, która zajmuje się wszystkimi sprawami dotyczącymi Pier Giorgia. Wtedy rozpoczęła się moja znajomość z całą rodziną Frassatich. Pani Luciana zaprosiła mnie do Włoch, żebym zobaczył wszystkie miejsca związane z Pier Giorgiem oraz dokumenty i rzeczy, jakie po nim pozostały – z zaproszenia skorzystałem w 1994 roku.
 
Co po tych pierwszych lekturach dotyczących Pier Giorgia było w nim dla Pana tak fascynującego, że chciał poznać jego rodzinę?
 
To, co mnie zachwyciło, to zwyczajność w jego życiu. Można powiedzieć, że to życie było w zupełności normalne, ale konsekwencja i upór w dążeniu do określonego celu były czymś niesamowitym. Nadzwyczajna zwyczajność. Trudno spotkać osoby, które byłyby tak konsekwentne w myśleniu i w działaniu.
 
Bardzo przeżywałem czytając książkę o ostatnich dniach i umieraniu Pier Giorgia Frassatiego.
 
Dlaczego?
 
Bo on umierał w samotności…
 
Trzeba pamiętać, że kilka dni przed Pier Giorgiem zmarła jego babka ze strony matki, Linda Ametis i cała rodzina była zajęta jej umieraniem. Myślano, że Pier Giorgio przechodzi zwykłe przeziębienie i dopiero po pogrzebie babki okazało się, że jest to choroba Heinego-Medina i chłopak umiera. Ten wątek pojawiał się także w moich długich rozmowach z panią Lucianą – miała z tego powodu wyrzuty sumienia. Nikt, nawet ona, która go tak dobrze znała, nie zorientowała się, że to nie jest zwykłe przeziębienie, ale śmiertelna choroba. Tyle lat upłynęło, a ona każdego dnia o tym myślała.

Pier Giorgio miał później wpływ na Pana życie, na Pana życiowe wybory?

Od samego początku miał i do tej pory ma wpływ. Zacząłem bardzo dokładnie poznawać jego biografię. Miałem też dostęp do wielu niepublikowanych materiałów. Dzięki uprzejmości pani Luciany mogłem korzystać z archiwum Pier Giorgia Frassatiego. Często rozmawiałem – w trakcie spotkań zarówno we Włoszech, jak i w Polsce – z panią Lucianą Frassati, Wandą Gawrońską i innymi członkami rodziny na temat Pier Giorgia.
 
Wyprosił Pan jakieś cuda w swoim życiu za wstawiennictwem bł. Pier Giorgia Frassatiego?
 
Gdy po raz pierwszy zobaczyłem Jego zdjęcie, to ten mój kolega powiedział, że to patron osób młodych, studentów, a szczególnie tych, którzy nie mają mieszkań. Byłem wtedy asystentem na Uniwersytecie Warszawskim i nie miałem mieszkania. Znajomy zasugerował, żebym modlił się do Błogosławionego. Nie wiem czy to zbieg okoliczności, czy działanie Pier Giorgia Frassatiego, ale w bardzo krótkim czasie zostało mi przyznane mieszkanie w hotelu asystenckim, gdzie mieszkałem 10 lat.
 
Prosiłem go też o pomoc w innych trudnych momentach w moim życiu, rodziny czy nawet obcych osób. Pamiętam, że gdy bywałem w Pollone, w willi Ametis-Frassatich, gdzie są zgromadzone wszystkie pamiątki po Pier Giorgiu, to kilkakrotnie pani Wanda Gawrońska prosiła, żebym poszedł do pokoju Pier Giorgia i modlił się o zdrowie dziecka, którego rodzice właśnie do niej dzwonili. Zawsze miałem poczucie, że modlitwy kierowane do niego przynoszą skutek, a prośby są wysłuchiwane.
 
Ostatnio jest głośno o prośbach słanych do papieża Franciszka, żeby Pier Giorgia ogłosić świętym…
 
Myślę że ten rozgłos bierze się stąd, że coraz więcej osób go poznaje. Bardzo dużą rolę na tym polu odegrał papież Jan Paweł II, który – jeszcze jako kardynał – otworzył w krakowskiej bazylice dominikanów wystawę o Pier Giorgiu, gdzie nazwał go „człowiekiem ośmiu błogosławieństw”. Jeszcze przed beatyfikacją Pier Giorgia powiedział, że to właśnie on miał bardzo duży wpływ na jego życie. Po beatyfikacji także następcy Jana Pawła II – Benedykt XVI i Franciszek wielokrotnie wspominali o Pier Giorgiu. Jego relikwie były obecne na ŚDM w Krakowie.
 
Myślę że jest potrzeba, aby wynieść Pier Giorgia na ołtarze i żeby był dostępny nie tylko lokalnemu Kościołowi, ale na całym świecie. Do pani Wandy Gawrońskiej z wielu krajów docierają informacje, że bardzo dużo osób pragnie, aby ten moment nastąpił.
 
Pier Giorgio był przykładem, szczególnie dla osób młodych, jak żyć i co w życiu jest najważniejsze. I co istotne – był osobą świecką, a to wyraźnie pokazuje, że świętość jest drogą nie tylko dla duchownych.
 
Co według Pier Giorgia Frassatiego było receptą na szczęśliwe życie?
 
Miał dwie cechy – stale rosnącą pobożność oraz ogromną wrażliwość na ludzką nędzę i biedę. W jego życiu były dwa filary – Wiara i Miłosierdzie. Miłość do Boga i heroiczna służba ubogim powodują, że można osiągnąć pełnię dojrzałości życiowej. W tym wymiarze Pier Giorgio może być dobrym przykładem dla osób młodych, szczególnie w dzisiejszych czasach, gdy nasze życie jest anonimowe, w którym koncentrujemy się na własnych problemach. Frassati żył w całkiem inny sposób – dla niego kimś ważniejszym był drugi człowiek, który był w trudnej sytuacji, borykał się z rozmaitymi problemami czy odczuwał cierpienie.
 
Pier Giorgio Frassati to święty sprzed stu lat. Czy takie życie można naśladować w XXI wieku?
 
Mimo że czasy się zmieniły, to na pewno bardzo dużo można skorzystać znając jego biografię.
 
Frassati dużo środków na swoją działalność charytatywną brał z własnej kieszeni. Wprawdzie pochodził z bogatej rodziny i miał takie możliwości, ale trzeba zwrócić uwagę także na jego pomysłowość w zdobywaniu różnych środków. Uciekał się do pożyczek od kolegów, chodził do redakcji „La Stampy”, gdzie ojciec był dyrektorem; pożyczał nawet od służby, ale później skrupulatnie wszystko zwracał.
 
Był typem zaangażowanego „katolika – społecznika”. Prowadzona przez niego działalność jest kontynuowana przez rozmaite grupy frassatiańskie, także w Polsce, które wiążą szerzenie jego kultu z działalnością charytatywną.
 
Co na podstawie życia Pier Giorgia można dzisiaj doradzać młodym, którzy dokonują życiowych wyborów, rozeznają swoje powołanie?
 
Jeśli chodzi o powołanie Frassatiego, to wiedział, co chciał w życiu osiągnąć, ale nie udało mu się tego zrealizować. Po ukończeniu studiów miał skoncentrować się na służbie najbiedniejszym, ale jego ojciec miał inne plany na przyszłość syna – chciał, żeby pracował w jego czasopiśmie „La Stampa”. Pier Giorgio ze względu na posłuszeństwo rodzicom zrezygnował ze swojego powołania i zgodził się spełnić oczekiwania ojca. Ostatecznie do tego nie doszło, bo krótkie życie Pier Giorgia przerwała śmierć.
 
Patrząc na swoich studentów myślę, że niektórzy mają ogromny potencjał w sobie – wiedzą, co chcą w życiu osiągnąć. Niekoniecznie musi to być jakiś wolontariat, ale często jest to coś, co może służyć realizacji pewnych wartości, jak solidarność, współdziałanie, współpraca czy równość i sprawiedliwość społeczna. To są wartości uniwersalne, które wprawdzie trudno zrealizować, ale samo takie pragnienie jest już czymś bardzo istotnym. Jeśli ktoś to czuje w sobie, to wtedy zawsze znajdzie sposób, jak te plany zrealizować.
 
Jak dziś być „człowiekiem ośmiu błogosławieństw”?

Frassati był człowiekiem autentycznym, nie używał półśrodków, w jego relacjach nie było żadnych niedomówień, nie wchodził w układy, które przynosiłyby mu korzyści. Był też nadzwyczajnie skromny, szczery, naturalny; nigdy nie chwalił się tym, co robi; zawsze był życzliwy wobec innych i nie dbał o pozory czy konwenanse; nikogo nie osądzał. To jest bardzo istotne – często w życiu wszystkich i wszystko oceniamy, a tego nie było w ogóle u Frassatiego. Nigdy nie wypowiadał się krytycznie o drugim człowieku, ale raczej starał się go usprawiedliwiać a jeśli rzeczywiście była wina tej osoby, to milczał ale nic złego na ten temat nie mówił. W nim była jedność myśli i czynu.
 
Gdy pewnego dnia Pier Giorgio razem ze znajomą odwiedził chorych na trąd w Szpitalu św. Łazarza (Ospedale San Lazzaro) w Turynie powiedział: „Jak niezmiernie cenną rzeczą jest nasze zdrowie, którym się cieszymy. Przeto musimy je oddać w służbę tych, którzy go nie mają, bo w przeciwnym razie zdradzilibyśmy ten wielki dar Boga i Jego dobrodziejstwa”.
 
Bliskie są mi słowa kard. Giuseppe Gamby, arcybiskupa Turynu, który bardzo przeżył śmierć Pier Giorgia, tak wypowiedział się o nim: „Nie ziemia była jego światem, bo mówiąc po prostu to był już jego raj. Był wszak serafinem danym z nieba”.

 
Rozmawiał Przemysław Radzyński 
eSPe127