DRUKUJ
 
ks. Eligiusz Piotrowski
Oblicza Bożej miłości: zazdrość
Zeszyty Karmelitańskie
 


„Nie będziesz oddawał pokłonu bogu obcemu,
bo Pan ma na imię Zazdrosny (aN"aq;):
jest Bogiem zazdrosnym”.
(Wj 34,14)

Ja jestem Pan, Bóg twój...
 
Stary Testament bardzo często określa Boga Jahwe terminem „zazdrosny”. Bóg jest zazdrosny o swój Naród, o swoje stworzenie, jest zazdrosny o człowieka. Jest jednak zazdrosny nie ze względu na siebie samego, na swój boski majestat, lecz ze względu na tych, o których jest zazdrosny. W Księdze Powtórzonego Prawa czytamy: „Nie będziesz oddawał im pokłonu ani służył. Bo Ja jestem Pan, Bóg twój, Bóg zazdrosny, karzący nieprawość ojców na synach w trzecim i w czwartym pokoleniu – tych, którzy Mnie nienawidzą” (Pwt 5,9). Zazdrość dosięga pojedynczego człowieka, któremu „nie zechce Pan przebaczyć, bo już rozpaliły się gniew i zazdrość Pana przeciwko temu człowiekowi; spadną na niego wszystkie przekleństwa zapisane w tej księdze, a Pan wymaże jego imię spod nieba” (Pwt 29,19).
 
Nie ulega wątpliwości, że mówienie o zazdrości Boga czy o Bogu, którego imię Zazdrosny, nosi wyraźne rysy antropomorficzne. Z tego powodu tego rodzaju teksty bywały pomijane czy też wręcz lekceważone. Jednak dzisiaj egzegeci nie mają już wątpliwości, że wypowiedzi mówiące o zazdrości Boga mają ogromne znaczenie, ponieważ związane są z głównym roszczeniem wyłączności w oddawaniu czci. To zaś bezpośrednio wiąże się z najważniejszym przykazaniem: „Nie będziesz miał cudzych bogów obok Mnie!” (Wj 20,3).

Niewyobrażalnie płomienna żarliwość
 
Początków mówienia o Boskiej zazdrości w jej najpopularniejszej charakterystyce można upatrywać w tekstach Proroka Ozeasza, pochodzących z VIII w. p. Ch., w których po raz pierwszy dla zobrazowania relacji pomiędzy Jahwe a Izraelem pojawia się obraz relacji małżeńskich, zwłaszcza sytuacji tragicznej, jaką jest małżeńska zdrada.
 
Stary Testament w ponad połowie miejsc (na 85 istniejących), w których pojawia się najszerzej rozumiany kontekst zazdrości, mówi o teologicznej sytuacji odwołującej się do niewyobrażalnie płomiennej żarliwości Jahwe. Choć daje się zauważyć w nich pewną nieprzystawalność do ludzkich relacji, wynikającą z prostego faktu stosowania analogii, to jednak fundamentalna struktura wszystkich tych wypowiedzi jest wspólna. Chodzi w nich przede wszystkim o „namiętne”, pochłaniające bez reszty zaangażowanie na rzecz (bądź też przeciw) pewnej ważnej sprawy, osoby czy też całego ludu. Nie można wykluczyć, że źródłosłów dla biblijnej zazdrości stanowiło – mówiąc najoględniej – seksualne nadużycie w relacjach międzyludzkich. Do takiego przeświadczenia upoważnia Księga Ezechiela (Ez 16,38; 23,25nn).
 
Miejsca Starego Testamentu mówiące wprost o „zazdrosnym Bogu” nie pozostawiają wątpliwości, że nie chodzi tu o przejściowy nastrój czy też nastawienie Jahwe, lecz o istotowe scharakteryzowanie Boga, o samą istotę Boga. W przytoczonym powyżej tekście Wj 34,14, jak i w sformułowaniach Dekalogu w Wj 20,5 („Nie będziesz oddawał im pokłonu i nie będziesz im służył, ponieważ Ja Pan, twój Bóg, jestem Bogiem zazdrosnym, który karze występek ojców na synach do trzeciego i czwartego pokolenia względem tych, którzy Mnie nienawidzą”; por. także Pwt 5,9) chodzi o samookreślenia Jahwe. Bóg nie jest w stanie ścierpieć żadnej konkurencji, żadnego rywala, i to tak bardzo, że ta właśnie cecha, ten Jego „emocjonalny” stan, staje się nawet nie dodatkiem do imienia, lecz po prostu imieniem własnym Boga. W takim kontekście zazdrość oznacza absolutną wyłączność kultu jedynego Boga Jahwe w Izraelu. Siła tych wypowiedzi spotęgowana jest tym, że wszystkie odnośne wypowiedzi pojawiają się w kontekście zakazu czczenia obcych bogów. Z punktu widzenia religijnego rozwoju judaizmu jest to ważny etap w drodze do postępującego procesu „monoteizacji”, który w rozstrzygającym momencie przyjmuje kształt „radykalnie nietolerancyjnej monolatrii”. Jest to o tyle ważne, że mamy tu do czynienia z silnym politeistycznym kontekstem teologii Izraelitów, którzy w sposób zupełnie wyjątkowy na tle innych religii ogłosili „wyłączność kompetencji” Jahwe wobec swego ludu.

Święta zazdrość
 
Żar czy też namiętność miłości Boga wobec jego Ludu objawiała się w historii wiary Narodu poprzez rozmaite żądania. Mamy więc wystąpienia przeciw wszelkim formom synkretyzmu czy oglądania się na Asyrię, przeciw asymilacji i wyobcowaniu z własnej tożsamości i stanowcze domaganie się odwrócenia od obcych kultów i bogów. Towarzyszą temu groźby gniewu Jahwe i kar. Tego rodzaju wypowiedzi, mające formę pouczeń i wezwań, mówiące o Bogu, można opisać terminem „świętej zazdrości”. W czasach wygania i bezpośrednio po nim zazdrość Jahwe obraca się przeciw obcym ludom, które zostaną pokonane przez Jahwe niosącego Narodowi zbawienie (Iz 9,6; Ez 39,25; Jl 2,18). Taką tradycję potwierdzają także teksty Qumrańskie. Stary Testament mówi także o możliwości swego rodzaju zastępczego świętego gniewu zazdrości, jaki staje się udziałem ludzi, co miało miejsce w przypadku Pinchasa (Lb 25,7-11) czy Eliasza (1 Krl 19,9n).
 
Z tak krótkiego zarysu wynika, że teksty mówiące o zazdrosnym Bogu Jahwe nie mają na celu wyrażenia cechy Jahwe jako takiej, lecz w sposób metaforyczny starają się wyrazić jedyne w swoim rodzaju judaistyczne doświadczenie Boga. O zazdrości Boga można mówić jedynie w Jego relacji, która ze wszech miar ma charakter osobowy. Nie ulega wątpliwości, że określenie Jahwe jako zazdrosnego Boga wypływa z jego niepodzielnej i niezmierzonej miłości wobec swego Ludu. To ona jest źródłem tego rodzaju „emocjonalnego związku” (przy całym antropomorficznym zastrzeżeniu), który domaga się, wręcz żąda wyłączności. Ścisły związek Jahwe, jedyny w swoim rodzaju, niepowtarzalny, nie może tolerować żadnego w tej reakcji rywala.

Bóg jest „Bogiem z nami”, a nigdy bez nas



 
W takim kontekście należy rozumieć również teksty nowotestamentalne, w których pojawia się motyw „boskiej zazdrości”. Paweł w 2 Liście do Koryntian proklamuje: „Jestem bowiem o was zazdrosny Boską zazdrością. Poślubiłem was przecież jednemu mężowi, by was przedstawić Chrystusowi jako czystą dziewicę” (11,2). Mamy do czynienia z „żarliwym i namiętnym” zaangażowaniem na rzecz sprawy i wspólnoty Korynckiej, o którą Paweł zabiega w sposób nad wyraz czynny. W zazdrosnym uniesieniu Paweł ostro konfrontuje swoje działania z aktywnością innych „wielkich apostołów”, posuwając się nawet do szorstkich inwektyw. Tu także ujawnia się starotestamentalne roszczenie wyłączności relacji z Jahwe, opisane za pomocą ludzkiego afektu. A Bóg objawia się zawsze jako Bóg, który jest „Bogiem z nami”, a nigdy nie Bogiem bez nas, bez swego stworzenia. Skoro tak się rzeczy mają, to mówienie o Boskiej zazdrości nabiera jeszcze ostrzejszego wyrazu.
 
W kontekście nauki katechizmowej, która „usprawiedliwia” słuszność odrzucenia zazdrości jako grzesznej postawy człowieka, jawi się ona jako chęć posiadania tego, co zdaniem zazdroszczącego powinno być jego. To sprawia, że zazdrość jest zła. Jednak wobec naszkicowanych powyżej rozważań pojawia się pytanie, czy zawsze, kiedy spotykamy się z zazdrością, mamy do czynienia z sytuacją grzechu? Odpowiedź twierdząca, która wielu wierzącym wydawałaby się nad wyraz oczywista, postawiałby pod znakiem zapytania przekaz o Bożej zazdrości.
 
Żyjemy ciągle w rzeczywistości, w której dzieci przygotowujące się do Pierwszej Komunii Świętej recytują jednym tchem siedem grzechów głównych, a zazdrość pojawia się bezbłędnie zawsze na miejscu czwartym. KKK stwierdza, że „zazdrość jest wadą główną. Oznacza ona smutek doznawany z powodu dobra drugiego człowieka i nadmierne pragnienie przywłaszczenia go sobie, nawet w sposób niewłaściwy. Zazdrość jest grzechem śmiertelnym, gdy życzy bliźniemu poważnego zła” (2539). I dalej, „zazdrość jest jedną z form smutku, a zatem odrzuceniem miłości; ochrzczony powinien zwalczać ją życzliwością. Zazdrość często pochodzi z pychy; ochrzczony powinien starać się żyć w pokorze” (2540).

Decyzja odpowiedzią na miłość
 
Autorzy natchnieni mówili o zazdrości Boga na podstawie doświadczenia religijnego, swojego, swego pokolenia i pokoleń minionych. I nie można w punkcie wyjścia uznać, że zazdrość jest zła, co więcej, trzeba powiedzieć, że zazdrość, która trafiła do katalogu grzechów, od strony Boga jest uprawnionym roszczeniem do posiadania swego stworzenia. Wszystko, co na świecie, poza człowiekiem, mocą bycia stworzonym przynależy do Boga. Natomiast człowiek, choć także jest stworzeniem, musi sam zadecydować o swej do Niego przynależności. Taka decyzja jest zawsze odpowiedzią na miłość. W tym miejscu dochodzimy do momentu rozstrzygającego dla naszych rozważań: zazdrość jest obliczem Bożej miłości.
 
Zestawiając te dwie rzeczywistości religijne, obraz zazdrosnego Boga i powszechne przekonanie na temat zazdrości, zmuszeni jesteśmy dokonać rozróżnienia, które pozwoli mówić o dobrej i złej zazdrości (trochę tak, jak o złym i dobrym cholesterolu). Co więcej, można też twierdzić (co może wydać się ryzykowne), że takiej „dobrej zazdrości” możemy uczyć się od samego Boga. Bo jeśli kogoś ogarnia smutek z powodu dobra, które wymyka się, marnieje, zatraca, na skutek ludzkiej słabości, to wówczas Naród, który naraża Przymierze z Bogiem, małżonek (lub w równej mierze małżonka), który naraża świętość „przymierza małżeńskiego”, stają się adresatami zazdrości kochającego.

Pochodne miłości: zazdrość i gniew
 
Bardzo blisko zazdrości Boga znajduje się Jego gniew, a zarówno gniew, jak i zazdrość, są pochodnymi miłości. Więcej, gdyby Jahwe nie kochał swego Ludu, nie mógłby być o niego zazdrosny, ani też nie mógłby reagować gniewem. Nie mówimy więc o sytuacji poruszenia Bożej woli, w której dochodzi do podejmowania decyzji, lecz o wewnętrznej konieczności gniewu i zazdrości. Bóg, który kocha człowieka, musi (!) być o niego zazdrosny i musi (!), jeśli zajdą po temu okoliczności, okazywać mu swój gniew.
 
Czy w takim razie nie należałoby dokonać pewnych korekt w rozumieniu ludzkiej zazdrości i uznać, że nie każda jest zła? Bo czy mąż może być zazdrosny o żonę? Wydaje się, że nie tylko może, ale i powinien. Jeśli związek pomiędzy mężem i żoną jest darem absolutnym, jest całkowitym obdarowaniem sobą, to taki dar ma charakter ekskluzywny. To oznacza, że na tej płaszczyźnie relacji, którą określamy małżeństwem, nie może być miejsca na trzecią osobę, ktokolwiek by to był. Wiele małżeńskich problemów bierze się z tego, że ktoś trzeci wchodzi na płaszczyznę relacji zarezerwowaną dla męża i żony (nie ma znaczenia, czy będzie to przysłowiowa teściowa czy też kolega z pracy).
 
Oczywiste jest, że w związku małżeńskim przychodzą na świat dzieci, co jest jednym z celów małżeństwa. I powstaje nowy splot relacji, lecz mają one inny charakter. Może pojawić się (niedobra, grzeszna) zazdrość, kiedy dziecko (lub dzieci) staną się konkurentem w oczach współmałżonka. Wówczas należy mówić o jakiejś relacyjnej niedojrzałości, o pomieszaniu płaszczyzn. W przypadku rodziców pojawia się ona także wówczas, kiedy dzieci dorastają, stają na własnych nogach i chcą zakładać nowe rodziny, oparte (jak każde małżeńskie przymierze) na ekskluzywnej formie relacji. Zazdrość (zła) o własne dziecko może być powodem nieporozumień i życiowych tragedii.

Zazdrość jest wręcz zobowiązaniem
 
Nie może więc dziwić, że tam, gdzie mamy do czynienia z darem absolutnym, zazdrość jest dobra, jest uprawniona, jest wręcz zobowiązaniem. Takim darem Bóg obdarzył swój Naród, sam stając się podarowanym. Związał z nim swój los, w jego ręce złożył swoją reputację. Swoje „prawo do zazdrości” nieskończenie wzmocnił, wydając ludziom (w podwójnym znaczeniu tego słowa) swego Syna. Oddał wszystko. Stąd też w tym związku nie ma żadnego „ale”, nie ma klauzul, nie ma tekstów napisanych małym druczkiem. Bóg jest zazdrosny o dobro, jakim jest jego lud, który wybrał i z którym związał się Przymierzem, i nie chce tego dobra oddać „innym bogom”. We współczesnym świecie chętnych do przejęcia roli „innych bogów” jest bez liku i nie sposób nawet zarysować paletę możliwości: od zdrowia po pieniądze, od techniki po żołądek.
 
Skoro Biblia obrazuje relację pomiędzy Bogiem a ludem przy pomocy znanej i doświadczanej przez wszystkich relacji pomiędzy małżonkami (mężczyzną i kobietą), to wydaje się, że tym samym małżeństwo uzyskuje prawo po temu, by z natury swej być relacją zazdrosną, z góry niedopuszczającą żadnych „innych”. Wówczas ma szansę na trwałość, na skonsumowanie małżeńskiego przymierza w całości. Warto, bez wątpienia, wracać do obrazu „zazdrosnego Boga”, by ciągle na nowo odkrywać, na czym polega prawdziwa miłość.
 
ks. Eligiusz Piotrowski
Zeszyty Karmelitańskie 1/2010