DRUKUJ
 
Michał Golubiewski OP
Sługa i Król
Przewodnik Katolicki
 


Kościół nazywa Chrystusa Królem, ale czy Jezus chciał tak być nazywany i czy chciał być kojarzony ze wszystkim, z czym kojarzy się nam „królewskość”?
 
Koniec roku liturgicznego. Kościół czci Jezusa jako „Króla wszechświata”, przyjmując perspektywę Apokalipsy. Obejmuje wszystko jednym spojrzeniem, widząc jasno, że początek i koniec wszystkich rzeczy należy do Chrystusa, „Władcy królów ziemi” (Ap 1, 5), którego „panowanie jest wiecznym panowaniem” (Dn 7, 14).
 
Wspaniałość, majestat, władza… – za słowem „król” idzie cały szereg skojarzeń, żywych i głęboko zakorzenionych w naszej wyobraźni, chociaż niewiele dziś miejsc, gdzie istnieje monarchia. Kościół nazywa Chrystusa Królem, ale czy Jezus chciał tak być nazywany i czy chciał być kojarzony ze wszystkim, z czym kojarzy się nam „królewskość”?
 
Król, który się wymyka
 
Zachowanie Jezusa w Ewangelii wydaje się niejednoznaczne. Z jednej strony widzimy, że przyjmuje godność królewską. Nie protestuje, kiedy Natanael nazywa Go „Królem Izraela” (J 1, 49). Błogosławi Piotra, który w imieniu apostołów nazywa Go Mesjaszem, a więc oczekiwanym władcą (por. Mt 16, 16). Jego cuda ukazują Jego władzę nad naturą i złymi duchami. Wielu osobom pozwala się nazywać „synem Dawida”, co sugeruje Jego godność królewską; przyjmuje także uroczyste powitanie podczas swego wjazdu do Jerozolimy, kiedy tłumy krzyczą: „Błogosławiony Król, który przychodzi w imię Pańskie!” (Łk 19, 38). Wreszcie, kiedy Piłat Go pyta: „Czy Ty jesteś królem żydowskim?”, odpowiada jasno: „Tak, Ja nim jestem” (Mk 15, 2).
 
W tym wszystkim widzimy jednak pewną rezerwę, jakby Jezus chciał powiedzieć „tak, ale…”. Zabrania uczniom rozgłaszać, że jest Mesjaszem (por. Mk 8, 29; Łk 9, 20). Gdy tłumy wprost chcą Go obwołać królem po rozmnożeniu chleba, wymyka się im i odchodzi (por. J 6, 15). W rozmowie z Piłatem mówi o tym, że Jego królestwo „nie jest z tego świata” (J 18, 36).
 
To „ale” dotyczące królowania, odczytać można także z tego, co Chrystus mówi uczniom o władzy: „Wiecie, że władcy narodów uciskają je, a wielcy dają im odczuć swą władzę. Nie tak będzie u was. Lecz kto by między wami chciał stać się wielkim, niech będzie waszym sługą” (Mt 20, 25–26). Przez te słowa Jezus chce zmienić wyobrażenie uczniów o tym, na czym ma polegać władza, ale pomaga im też głębiej zrozumieć tajemnicę Jego własnego królowania. Przychodzi bowiem jako Król, ale inny od władców znanych z historii.
 
Władza i pokora
 
Jezus daje się poznać uczniom jako „Król-Sługa”, Ten, który „nie przyszedł, aby Mu służono, lecz aby służyć” (Mt 20, 28). Chyba najmocniejszym w Ewangelii obrazem, który to pokazuje, jest chwila, kiedy Jezus myje uczniom nogi podczas ostatniej wieczerzy. Jednak nie tylko na ten moment, ale na całą misję Chrystusa można popatrzeć w tej perspektywie. On jest Królem, który „nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi, stawszy się podobnym do ludzi” (Flp 2, 6–7). Bóg „schodzi w dół”, do stworzonego przez siebie człowieka, po to, żeby mu pomóc, Król przychodzi do poddanego, żeby go podnieść i obmyć, zaprosić do przyjaźni i mu „usłużyć”.
 
Jezus jest jednocześnie „Królem-Sługą Pańskim” z proroctw Izajasza i „Królem-Sługą ludzkim”, Sługą człowieka. Jest to tym bardziej tajemnicze, że Jego panowanie i służba wiąże się cierpieniem. Tak mówił o tym papież Franciszek w jednej ze swoich homilii: „Jezus nie wkracza do Miasta Świętego, by otrzymać honory przysługujące doczesnym królom, sprawującym władzę, panującym. Wkracza, aby być ubiczowanym, znieważonym i zelżonym (…) Jezus wkracza do Jerozolimy, aby umrzeć na krzyżu. To tutaj właśnie jaśnieje to, że jest Królem zgodnie z zamysłem Boga: jego tronem królewskim jest drzewo krzyża!” (homilia na Niedzielę Palmową, 2013 r.).
 
Nawet jeśli później Chrystus zostaje „ponad wszystko wywyższony” (Flp 2, 9) i w Apokalipsie widzimy Go jako zasiadającego na tronie i „Króla królów” (Ap 19, 16), to sposób, w jaki Jego królowanie ukazało się na ziemi, pozostaje tajemniczy. Połączenie w Jego życiu władzy i pokory, wielkości i uniżenia do dziś „wymyka się” nam, jak sam Chrystus wymknął się z rąk tych, którzy dwa tysiące lat temu chcieli Go okrzyknąć królem.
 
Słudzy czy ci, którym się służy?
 
Te „dwie strony medalu”, dwa wymiary Jezusowego królowania – pełnia władzy i pełne miłości służenie innym – mają swój odpowiednik w naszej relacji do Chrystusa. Z jednej strony jesteśmy tymi, którym On służy; z drugiej – to On jest naszym Panem.
 
On służy nam przez to, co zrobił dla nas przez swoją Mękę i Zmartwychwstanie. Służy, karmiąc nas w Eucharystii i wychodząc ku nam ze swoim nieskończonym miłosierdziem, będąc zawsze „do naszej dyspozycji” w sakramencie pojednania. W tym wymiarze już w pewien sposób zaczyna się spełniać przypowieść Chrystusa o panu, który przychodząc do swoich sług sam, „przepasze się i każe im zasiąść do stołu, a obchodząc, będzie im usługiwał” (Łk 12, 37).
 
Jednocześnie jednak to my jesteśmy Jego sługami, a On naszym Panem. To my mamy być Mu posłuszni, my oddajemy Mu cześć za to, co dla nas uczynił i uwielbiamy Go w Eucharystii. Święto Chrystusa Króla przypomina nam i akcentuje szczególnie tę stronę tajemnicy królowania Chrystusa. Jezus-Sługa jest także „dziedzicem wszystkich rzeczy” (Hbr 1, 1) oraz Tym, do którego należy „wszelka władza w niebie i na ziemi” (Mt 28, 18). Kiedy uroczystość ta została ustanowiona przed dziewięćdziesięciu laty przez papieża Piusa XI, to ogłosił on ją właśnie z myślą o przywróceniu i pogłębieniu czci Chrystusa jako Pana. Dotyczyło to zwłaszcza życia społecznego, z którego w wielu krajach chrześcijaństwo było stopniowo usuwane. Papież pisał w encyklice Quas primas: „Gdyby więc z powrotem ludzie prywatnie i publicznie uznali najwyższą władzę Chrystusa, niewypowiedziane dobrodziejstwa sprawiedliwej wolności, spokojnej karności, zgody i pokoju, niechybnie musiałyby przeniknąć wszystkie warstwy społeczne”.
 
„Królu, rozkazuj!”
 
Cześć, którą Kościół oddaje Chrystusowi Królowi, jest czcią oddawaną Synowi Bożemu. Tym jednak, co może nam pomóc ją zrozumieć i duchowo nas do niej „podprowadzić” jest także cześć wzbudzana przez królów ziemskich. Przychodzą mi na myśl dwa jej literackie „ślady”. W Potopie Henryka Sienkiewicza jest scena, w której górale ratują w bitwie z rąk Szwedów króla Jana Kazimierza i jego orszak, nie wiedząc, komu przyszli z pomocą. Sienkiewicz opisuje, jak jeden z królewskich towarzyszy woła do nich po skończonej walce: „Czy wiecie, komuście przyszli w pomoc... Oto król i pan wasz, któregoście uratowali! Na te słowa krzyk uczynił się w tłumie: ‘Król! król! Jezusie, Mario, król!’ – Wierni górale poczęli się cisnąć do pana i tłoczyć. Z płaczem opadli go zewsząd, z płaczem całowali jego nogi, strzemiona, nawet kopyta jego konia. Zapanowało takie uniesienie, taki krzyk i szlochanie, że aż biskupi z obawy o osobę królewską musieli zbytni zapał hamować”.
 
Drugi, zupełnie drobny epizod pochodzi z Władcy Pierścieni J.R.R. Tolkiena. Jest to scena, kiedy jeden z żołnierzy spotykając się przed bitwą ze swym starym królem, klęka przed nim i wyciągając ku niemu swój miecz mówi: „Królu, rozkazuj!”.
 
Uroczystość Chrystusa Króla stawia nam przed oczy Jezusa w Jego bliskości Króla-Sługi, lecz jeszcze bardziej w Jego majestacie Króla Wszechświata. Wzywa nas do przyjęcia Jego pełnej miłości służby, lecz przede wszystkim do powierzenia Mu się na służbę jako Panu i Królowi. On zaś mówi: „A kto by chciał Mi służyć, niech idzie na Mną, a gdzie Ja jestem, tam będzie i mój sługa. A jeśli ktoś Mi służy, uczci go mój Ojciec” (J 12, 26).
 
 
Michał Golubiewski OP 
Przewodnik Katolicki 46/2015