DRUKUJ
 
ks. Krzysztof Porosło
Wejdź pod mój dach
Przewodnik Katolicki
 


Starożytne święta w Kościele wspominają wydarzenia z historii zbawienia. Późne średniowiecze wprowadza do kalendarza liturgicznego uroczystości, w których czcimy Boga w Jego przymiocie czy tajemnicy, wśród nich – uroczystość Najświętszego Ciała i Krwi Chrystusa.
 
Na powstanie tej uroczystości, zwanej tradycyjnie Bożym Ciałem, złożyło się wiele okoliczności. Pierwszą z nich jest sytuacja, która apogeum osiąga na przełomie XI–XII w. Wraz z dużym rozwojem eucharystycznej pobożności paradoksalnie praktycznie zanika wśród wiernych przystępowanie do Komunii Świętej. Przez podkreślanie niegodności i grzeszności człowieka i stawianie wielu zewnętrznych wymagań (post eucharystyczny trwający całą dobę, powstrzymywanie się od współżycia w małżeństwie) doszło do tego, że trzeba było wręcz przykazaniem nakazywać wiernym, żeby przynajmniej raz w roku w okresie wielkanocnym przyjęli Komunię Świętą (dekret Soboru Laterańskiego IV z 1215 r.). Pobożność eucharystyczna, która z jednej strony objawiała się w poczuciu niegodności przystąpienia do Komunii, z drugiej strony rodziła nową formę czci wobec Najświętszego Sakramentu – adorację. Wierni, rzadko przyjmujący Komunię, pragnęli jednak oglądać Hostię, którą zaczęto ukazywać do adoracji po przeistoczeniu. Następnie pojawiły się wystawienia Najświętszego Sakramentu w monstrancji i procesje eucharystyczne.
 
Brakujące święto
Jednak najważniejszym wydarzeniem dla wprowadzenia święta Bożego Ciała w Kościele były wizje bł. Julianny z Retine (koło Liege) żyjącej w latach 1193–1258. W wieku zaledwie 16 lat miała ona na modlitwie zobaczyć jasną tarczę księżyca z jedną ciemną sferą. Początkowo nie rozumiała tej wizji. Na jej wyjaśnienie musiała czekać wiele lat. Znalazła je dopiero w kolejnym objawieniu Jezusa, które miało miejsce w 1245 r. w klasztorze Sióstr Augustianek w Mont-Cornillon, którego bł. Julianna była przeoryszą. Jezus wyjaśnił jej, że świecąca tarcza księżyca miała symbolizować blask wszystkich uroczystości kalendarza liturgicznego, zaś ciemna sfera oznaczała brak jednego święta. Chrystus powiedział jej, że w roku kościelnym szczególnie brakuje święta oddającego część Najświętszej Eucharystii.
 
Po pewnym czasie Julianna zdecydowała się podzielić tymi wizjami, wpierw z innymi siostrami, bł. Ewą z Liege i z Isabelą z Mont-Cornillon, później zaś z kapłanem Janem z Lozanny, pracującym przy kościele św. Marcina w Liege. Wkrótce informacja dotarła również do ówczesnego biskupa Liege Roberta z Thourotte, który zlecił teologom zbadanie sprawy. Wtedy komisja teologiczna, w skład której wchodził także archidiakon Jakub Pantaleone stwierdziła, że takie święto nie sprzeciwia się prawdom wiary, a wręcz przeciwnie, dopełnia kult Eucharystii w Kościele.
 
W 1246 r. biskup Robert z Thourotte ustanowił święto Bożego Ciała, które pierwotnie odnosiło się tylko do diecezji Liege, a które było obchodzone w czwartek po uroczystości Trójcy Świętej. Nie obyło się rzecz jasna również bez pewnych trudności, podejrzeń i oskarżeń Julianny o herezje i wymyślenie tych wizji; zawieszono nawet celebrację tego święta i procesji w Liege. Jednakże, skoro święto było pomysłem i pragnieniem samego Jezusa, Ten Boską opatrznością sam zatroszczył się o wprowadzenie go w Kościele. Wspomniany wyżej Jakub Pantaleone, wtedy już jako jerozolimski patriarcha, w 1261 r. został wybrany na papieża i jako Urban IV bullą Transiturus de hoc Mundo ustanowił dla całego Kościoła uroczystość Najświętszego Ciała Pana naszego Jezusa Chrystusa.
 
Prawdopodobnie miał na to wpływ także cud eucharystyczny, który miał miejsce we włoskiej miejscowości Bolsenie w 1263 r. W czasie jednej z Mszy hostia po przeistoczeniu zaczęła krwawić, czego ślady pozostały na korporale. I znów opatrznościowo papież Urban IV przebywał wtedy w pobliskim Orvieto. Poinformowano go o tym niezwykłym wydarzeniu i pokazano korporał splamiony krwią spływającą z hostii. Ten cud miał ostatecznie przekonać Urbana IV o autentyczności prośby samego Boga, któremu w roku liturgicznym brakowało święta Ciała Pańskiego.   
 
Cały Chrystus 
 
W uroczystości tej świętujemy prawdę o tym, że w Eucharystii Chrystus jest prawdziwie obecny, nie tylko ze swoim Ciałem i Krwią. W kulturze semickiej danie komuś ciała i krwi oznaczało danie całego siebie. Ciało było symbolem całej osoby, człowieka rozumianego w jego całości. Natomiast krew dla Hebrajczyków to życie, zasada życia. Kiedy zatem Chrystus osobno rozdaje swoje ciało i osobno podaje swoją krew, dla semitów jest to obraz śmierci człowieka. Krew odłączona od ciała to symbol śmierci. Oznacza to, że kiedy w Eucharystii osobno konsekrujemy chleb w Ciało Chrystusa, a osobno wino w Krew Chrystusa, to pokazujemy, że Chrystus się ofiarował, a więc oddał swoje życie dla naszego zbawienia. To pokazuje również, że jest On nie tylko sam obecny w Eucharystii, ale jest obecny jako działający, jako ten, kto swoje Ciało wydaje za nas i swoją Krew za nas przelewa. Ale skoro daje nam On swoje Ciało i Krew to tak, jakby mówił – w myśl tego, co przed chwilą zaznaczyliśmy: daję wam całego siebie, całą swoją Osobę, ale daję Wam także zasadę mojego życia, moje życie, żebyście żyli i byli we mnie przemienieni.
 
W tym miejscu rodzi się zatem dość oczywiste pytanie, jak się to ma to praktyki Komunii Świętej udzielanej tylko pod jedną postacią chleba? Czy przypadkiem nie ma ona mniejszej wartości, niż gdyby zawsze była udzielana pod dwiema postaciami? Nie sposób w tym miejscu prześledzić całej historii tej kwestii i przedstawić wszystkich powodów, dla których Kościół zdecydował się powszechnie udzielać Komunii tylko pod postacią chleba. Ważniejsze jest wytłumaczenie istoty tej praktyki. W świetle tego, co powiedzieliśmy wyżej o symbolice, która się kryje w rozdzieleniu postaci chleba i wina, a także semickiej symbolice ciała i krwi, należy dodać jeszcze jedną uwagę. W Komunii przyjmujemy całego Chrystusa, nie tylko Jego ciało czy Jego krew. Przyjmujemy Go całego, czyli Jego zmartwychwstałe i żyjące ciało, krew, duszę i bóstwo. Kościół niezmienne naucza, że pod każdą, nawet najmniejszą częścią konsekrowanego chleba i w każdej kropi konsekrowanego wina kryje się cały Chrystus, a nie Jego część. Żebyśmy przyjęli zmartwychwstałego i żyjącego Chrystusa, żeby ciało było żywe, musi być ożywione krwią i zjednoczone z duszą. Ciało i dusza Chrystusa zawsze są związane przez unię hipostatyczną z Jego bóstwem. Dlatego w czasie konsekracji dochodzi do całkowitej przemiany chleba i wina tak, że już nie ma chleba i wina, a jest cały obecny Chrystus: w ciele, krwi, duszy i bóstwie. Dogmat mówi, że pozostaje tylko „postać” chleba i wina, czyli to, co możemy wychwycić naszymi zmysłami. Jednak – jak mówi św. Tomasz z Akwinu – niech nas nie myli wzrok i smak, ponieważ po konsekracji nie ma tam już nic z chleba i wina, ale jest żywa obecność Chrystusa zmartwychwstałego. I dlatego też w Komunii Świętej, nawet udzielanej pod jedną tylko postacią, zawsze przyjmujemy w pełni całego Chrystusa i nie jesteśmy pozbawieni żadnej łaski i owoców Komunii.
 
Nie zmienia to jednak faktu, że jestem gorącym orędownikiem udzielania Komunii Świętej pod dwiema postaciami; symboliczny wymiar takiego jej przyjmowania jest niezwykle ważny. Wówczas łatwiej nam uwierzyć i przeżyć to również w ciele, zmysłach, wyobraźni, intelekcie – wiara jest aktem człowieka, a więc aktem cielesno-duchowym. A cały sens Komunii to uwierzenie, że nie tylko przyjmujemy całego Chrystusa, ale że przez Jego przyjęcie dokonuje się w nas prawdziwa przemiana w Niego.     
 
Życie mieszkaniem dla Boga 
Przed przyjęciem Komunii Świętej, klęcząc wypowiadamy słowa: „Panie, nie jestem godzien, abyś przyszedł do mnie…”. Jednakże tekst łaciński brzmi: Domine, non sum dignus, ut intres sub tectum meum…, co należy oddać dosłownie: „Panie, nie jestem godzien, abyś wszedł pod mój dach…”. Te przepiękne słowa chcą powiedzieć, że w Komunii zapraszamy Chrystusa, aby wszedł pod dach naszych domów, aby zamieszkał w nas, bo to nasze życie jest najpiękniejszym mieszkaniem dla Boga. On chce dzielić naszą codzienność, On chce pójść z nami do pracy czy szkoły, chce być przy naszych posiłkach, chce nam towarzyszyć za dnia i w nocy, chce być z nami w restauracji, kinie czy na stadionie – chce żyć tam, gdzie i my żyjemy. On jest tam, gdzie jest nasze serce. Choć to i tak za mało powiedziane. Jak pisał Wilhelm z St. Thierry: „Spożywać Ciało Chrystusa oznacza nic innego jak stawać się Ciałem Chrystusa”.
 
Prawdę tę przepięknie wyraża sam obrzęd Komunii Świętej i dialog, który odbywamy z szafarzem udzielającym nam Komunii. Słyszymy wtedy słowa „Ciało [Krew] Chrystusa” i widzimy konsekrowany Chleb [albo Kielich]. W odpowiedzi wypowiadamy wtedy to cudowne słowo „amen”, które pochodzi od aramejskiego rdzenia ‘mn, oznaczającego „mocno trzymać, być pewnym, niezawodnym”. Możemy zatem to słowo „amen” tłumaczyć na dwa sposoby. Po pierwsze możemy je oddać jako „wierzę”, ponieważ wobec ukazanego mi Ciała Pańskiego mówię, że wierzę, że to naprawdę jest Ciało mojego Pana. Jednakże mogę to słowo „amen” tłumaczyć również w formie czynnej, „niech się tak stanie”. I w tym sensie, kiedy kapłan mówi „Ciało Chrystusa”, moje „amen” oznacza ni mniej, ni więcej jak: „niech się Nim stanę! Niech ten Chleb przemieni mnie w Ciało Chrystusa, upodobni do Niego”. Co do tego, że faktycznie tak się dzieje, nie miał wątpliwości Mistrz Eckhart, który w jednym ze swoich traktatów pisał: „Albowiem mamy upodobnić się do Niego i tak całkowicie z Nim zjednoczyć, że to, co Jego, stanie się nasze, a wszystko, co nasze, będzie Jego, nasze serce i Jego serce staną się jednym sercem, a nasze ciało i Jego Ciało, będą jednym ciałem”. Nie miał i wątpliwości poeta, Wojciech Bąk, który w wierszu Niechaj Cię przyjmę pisał:
 
Niechaj Cię przyjmę, aby żadna ściana
Ni tchnienie między nami już nie stało –
Oto Krew Twoja w mojej krwi rozlana
I Ciałem Twoim żyje moje ciało!
Tyś nie jest mną – a jestem pełny Ciebie,
Jakbym nie sobą był – lecz Twym naczyniem –
I słyszę: głos Twój dźwięczy w moim śpiewie –
I czuję: oddech Twój z płuc moich płynie!
Nie ma mnie. Jesteś tylko Ty. Jam jest narzędziem
I ślepo się poddałem – Tobą jestem!
I Krew Twa źródłem w ciele się przelewa…
I coraz więcej Ciebie – z każdym gestem
Zakreślam Twoją wolę – nią dojrzewam –
Ty, któryś był i jest i będziesz!

[Wojciech Bąk]
 
ks. Krzysztof Porosło
Przewodnik Katolicki 21/2016