DRUKUJ
 
Jacques Fesch. Morderca, który może zostać świętym
 


Jacques Fesch miał niecałe 27 lat, małą córeczkę i kobietę, z którą pragnął spędzić życie. Wiedział jednak, że to niemożliwe. Czekał na wykonanie kary śmierci za zabicie policjanta.
 
Trzy lata wcześniej wraz z dwoma wspólnikami napadł na kantor w Paryżu. Kiedy uciekał z łupem, zaalarmowany przez świadków policjant rzucił się za nim w pościg. Jacques strzelił. Nie myślał o tym, co robi, to była chwila, która okazała się tragiczna w skutkach. Policjant zginął na miejscu, a Jacques trafił do więzienia. Usłyszał wyrok – czekała go gilotyna.
 
Mściwy Bóg
Fesch pochodził z rozbitej rodziny. Tęsknotę za ojcowską miłością próbował zagłuszyć udając twardziela, który kieruje się prawem ulicy. Został wychowany w wierze, ale szybko ją porzucił. Miał w głowie obraz potężnego, mściwego Boga, od którego wolał trzymać się jak najdalej. W więzieniu od razu poinformował kapelana, że nie wierzy i – delikatnie mówiąc – nie życzy sobie nawracania.
 
W trakcie postępowania sądowego został mu przydzielony adwokat – jak się okazało – głęboko wierzący chrześcijanin, którego Jacques obchodził nie tylko jako klient, ale przede wszystkim jako człowiek. Rozmowy z nim (później również z kapelanem), a przede wszystkim świadomość, że nigdy już nie odzyska zewnętrznej wolności i wypływająca z niej chęć podsumowania życia doprowadziły Jacques’a do nawrócenia. Nie było ono nagłe. Fesch krok po kroku zastępował dotychczasowy obraz Boga obrazem bezbronnego Jezusa narodzonego w stajni i obrazem Jezusa cierpiącego niewinnie na krzyżu.
 
Wolność za więziennymi kratami
Kilka miesięcy przed śmiercią mężczyzna zaczął pisać dziennik w formie listów do sześcioletniej wówczas córeczki Weroniki. Nie mógł jej zobaczyć, dotknąć, z utęsknieniem czekał na kopertę z kosmykiem jej włosów. Nie mógł się z nią pobawić, więc wysyłał jej zabawne rysunki zwierząt i kwiatków. Dwa tygodnie przed śmiercią namalował jeszcze „motylka dla Weroniki”.
 
W listach Fesch pisał o swojej duchowej drodze i pracy nad sobą, która często przejawia się w drobiazgach. Wiedział, że termin wykonania kary śmierci niebawem zostanie ustalony, a mimo to chciał ćwiczyć wolę, rezygnując z papierosów czy czekolady. W jego listach widać wielką pogodę ducha i postanowienie bycia wolnym mimo krat.
 
O przemianie Jacques’a dowiedział się sam prezydent Francji – René Coty. Polecił adwokatowi: „Proszę powiedzieć Jacques’owi Feschowi, że pragnę uścisnąć mu dłoń ze względu na to, kim się stał”. Nie zdecydował się jednak skorzystać z prawa łaski, bo byłby to „zły przykład dla innych”.
 
Jak trudno jest umierać!
List z poniedziałku wieczór, 30 września 1957 roku, zaczyna się słowami: „Za pięć godzin zobaczę Jezusa!”. Dalej Fesch pisze tak:
 
Jest kwadrans po jedenastej. Czekam, godziny mijają powoli i z każdym uderzeniem zegara mówię sobie, że o tyle mam mniej do przeżycia. Modlę się (…). Jestem jednak napełniony siłą i mam jasny umysł, wyobraźnia pracuje od czasu do czasu i muszę uważać, żeby nie zaprowadziła mnie zbyt daleko. Jak trudno jest umierać! (…) Żegnajcie wszyscy i niech Pan wam błogosławi!*
 
W czasie więziennych spacerów Jacques poznał przebywającego w celi na pierwszym piętrze André Hirtha. Nie mogli się zobaczyć, bo ich strefy znajdowały się na różnych poziomach, ale słyszeli się dobrze, więc często prowadzili długie rozmowy. André doskonale pamięta noc egzekucji, kiedy nasłuchiwał kroków przyjaciela:
 
Powiedział mi: „André! Nigdy tak naprawdę nie mogłem zobaczyć twojej twarzy… A jednak jestem przekonany, że spotkamy się znowu… Wiesz André, kiedy spotkamy się tam w górze, cóż, wydaje mi się, że poznam cię po głosie. Mówię więc po prostu – do widzenia” – wspomina po latach mężczyzna. W tamtej chwili, pamiętam to doskonale, to ja płakałem jak dzieciak – dodaje.
 
Drugi Dobry Łotr?
Córka Jacques’a – Weronika – zgodziła się ujawnić adresowane do niej listy. Ojciec obiecywał w nich, że zawsze będzie jej towarzyszył modlitwami, przepraszał, że nie jest z nią w sposób fizyczny, zapewniał o tym, jak bardzo ją kocha.
 
Po śmierci Fesch szybko stał się nieformalnym patronem więźniów. W jego dzienniku odnajdują samych siebie – najpierw swój strach, złość, poczucie odrzucenia, a potem promyk nadziei. A może Jacques miał rację? Może da się być wewnętrznie wolnym nawet za kratami? Może rzeczywiście nie istnieje zło, którego Bóg nie mógłby wybaczyć? – zastanawiają się.
 
W 2011 roku zakończył się etap diecezjalny procesu beatyfikacyjnego Jacques’a. Jeśli dojdzie do ogłoszenia go świętym, nie będzie to pierwszy taki przypadek w historii. W końcu Ktoś już kiedyś obiecał Dobremu Łotrowi, że zostanie zaliczony w poczet świętych i jeszcze dziś trafi z Nim do raju.
 
www.nowaewangelizacja.org