DRUKUJ
 
Ewelina Gładysz
Żona zwyczajna i dobry brak wiary
eSPe
 


Podobno, w dniu ślubu on ma nadzieję, że ona zawsze już będzie taka sama – piękna i w niego wpatrzona. Natomiast ona? Ona też ma nadzieję, ale inną, taka, że on będzie się zmieniał, będzie bardziej: zaangażowany, oddany, zakochany, itp. W zdecydowanej większości małżeństw nie sprawdza się żaden z powyższych scenariuszy. I m.in. o tym bezpodstawnym rozczarowaniu opowiadają uczestniczki spotkań „Jaką żoną jestem?”.
 
To nie grupa terapeutyczna
 
Żona od 2 lat, żona od lat 12, od 6, 5, jeszcze raz 6. Spotykają się dwa razy w miesiącu. Na stole: herbata, kawa, ciastko, czasem talerz kanapek, no i kilka egzemplarzy tej samej książki: order dopoxetine Jaką żoną jestem autorstwa Lindy Dillow. – I pamiętajcie, nie można krytykować i obmawiać swoich mężów – przypomina Ola, prowadząca spotkania.
 
Większość z tych książek, które leżą na stole zakupił jeden z mężów. Sprzedawca, w niewielkiej księgarni, ale w całkiem dużym mieście pytał z troską: – Na pewno Pan wie, co jest w tej książce?
 
Nie wiedział, ale skoro żona prosiła. Zresztą, za każdym razem, kiedy ona wraca ze spotkania, coś się dzieje. – Często pytam, jak było, ale w odpowiedzi dostaję tylko tajemniczy uśmiech. I ok, nie nalegam. Fajne jest to, że widzę, jak ją te spotkania mobilizują, dodają energii, nie potrafię może tego dookreślić, ale dzieje się coś pozytywnego – mówi Michał, maż Małgosi od 3 lat. Od kiedy, w ich świecie pojawił się mały Jerzy, małżeństwo zeszło na drugi plan. Pierwsze stało się rodzicielstwo. I każdy dzień nieprzespanych nocy, po nich sfrustrowanych dni pełnych pracy i zmęczenia, oddalał ich od siebie. Kiedy wreszcie przychodził wolny wieczór, zamykali się w swoich pozostawionych światach pasji, lub zasypiali. W pewnym momencie napięcie tak narastało, że każda różnica zdań, kończyła się dużą kłótnią, lub równie uciążliwą – dużą ciszą. Małgosia myślała, że coś powinni zrobić, ale co. I właśnie wtedy, w ich mieście, ruszyły warsztaty prowadzone w oparciu o książkę Lindy Dillow. Prowadzenia podjęło się kilka animatorek. I w tej chwili, w 6 grupach, w niewielkim, prawie 12-tysięcznym mieście, uczestniczy prawie 30 żon!
 
Każde spotkanie prowadzone jest w oparciu o kolejne rozdziały, do nich dołączone jest studium biblijne, z konkretnymi pytaniami, cytatami z Pisma Świętego, a nawet zadaniami. – Jestem w 6 miesiącu ciąży. To nasze drugie maleństwo. Kiedy zasiadam do książki, czasem na ostatnią chwilę, przyznam, bywa że tuż przed spotkaniem, to naprawdę brakuje mi sił, by stanąć w prawdzie przed tymi zadaniami, ale robię to – wbrew zniechęceniu – mówi Marysia, żona od 4 lat. Do tej pory nie opuściła żadnego ze spotkań, a na lodówce powiesiła kartę z napisem: Po pierwsze: nie narzekaj! – owoc jednego z pierwszych spotkań.
 
Jaką żoną jesteś?
 
To pytanie zadaje autorka każdej kobiecie, która sięga po lekturę. Recenzje, które są napisane po przeczytaniu i które można odnaleźć też w internecie, utrzymane są w podobnym tonie: Książka zmieniająca patrzenie na siebie i swoje małżeństwo. Niezwykle natchnione dzieło. W czasie lektury śmiałam się, płakałam, a przede wszystkim modliłam się i zmieniałam swoje nastawienie do męża. Polecam każdej żonie i życzę odwagi do zmieniania się na lepsze. Cieszę się ogromnie że kupiłam tę książkę (Kamila Sz.).
 
– Kiedy sięgnęłam po lekturę, po pierwszych kilku stronach, pomyślałam, że jest strasznie naiwna i taka …amerykańska. Szczególnie uderza ten górnolotny język zachwytu nad wszystkim – mówi Dominika, żona od lat 6 i dodaje: Ale brnęłam dalej i odkrywałam, że ta książka stawia mnie przed konkretnymi wyzwaniami. Pytałam siebie, co dzieje się w moim małżeństwie? A właściwie: jaka ja jestem dla niego, dla mojego męża? Niektóre sprawy były bardzo bolesne i bardzo intymne, ale na spotkaniu dzielimy się tylko tym, czym chcemy się podzielić. Nie oceniamy siebie, swoich wypowiedzi, a na pewno nie oceniamy mężów. To nie są spotkania o nich, tylko o nas! To nie spotkania pt.: jaki jest mój mąż i czego dla mnie nie zrobił, ale jaka ja jestem i co tak naprawdę ja dla niego zrobiłam? Czy po prostu wzięłam nasze małżeństwo jako rzeczywistość zastaną i daną mi raz na zawsze?
 
Żona według projektu
 
Na jednej z pierwszych stron książki Dillow pyta czytelniczki: „Dobrze wiesz, co to znaczy być żoną swojego męża. Ale jak często zastanawiasz się, co dla niego oznacza mieć ciebie za żonę?”. I wokół tego pierwszego, głównego pytania postawione są inne, które przeprowadzają przez kolejne rozdziały książki: Co tak naprawdę jest dla mnie ważne? Co czuje mój mąż mając mnie za żonę? Czy jestem skłonna zmienić swoją postawę? Co mi da zbliżenie się do niego? Jak to jest się ze mną kochać? Dlaczego chcę być na niego wściekła? Czy to jest możliwe, by razem wzrastać, gdy wszystko się rozpada? Bogactwem książki Dillow jest jej własne świadectwo i świadectwa kobiet, które mają za sobą przeróżne doświadczenia związane z małżeństwem i które przeszły drogę przemiany. W większości przypadków, każdy z tych historii, zaczynała się od zmiany własnego wnętrza, jak choćby ta opowiadana przez Tabi, której mąż był uzależniony od pornografii: „Byłam załamana, zraniona. Nie chciałam się z tym zmierzyć. Chciałam odejść i powiedzieć: ‘Mam dosyć. Wszyscy faceci są obrzydliwi!’ Modliłam się jednak i prosiłam, żeby Bóg coś zrobił (na przykład w jednej chwili uleczył Petera)”. Bóg jednak miał na myśli coś zupełnie innego. I mimo, iż ciężar winy i odpowiedzialności związany z problemami w małżeństwie, był głównie po stronie męża, Tabi zaczęła od siebie… Ich jedność ciała, duszy i ducha została odbudowana. Lindy Dillow oczywiście nie daje w książce gotowych odpowiedzi, z wieloma pytaniami czytelniczki zostają same ze sobą, stąd też duża wartość spotkań w grupie kobiet. – Czasem słucham, co mówią inne żony i wszystko we mnie krzyczy: to ja, to o mnie, ale siedzę cichutko, bo obiecałyśmy nie komentować swoich wypowiedzi nawzajem. Nie znaczy to, że one mnie nie umacniają! Dzięki tym głosom czuję, że kobiety mają podobne problemy i podobne radości. To poczucie wspólnotowości, nas żon – daje siłę – Sylwia, od 6 lat żona.
 
Dobry brak wiary
 
– Nie wierzyłam już, że coś się może zmienić. Nie wierzyłam, że on się może zmienić. I moment, w którym właśnie przestałam w to wierzyć, był zbawienny dla naszego małżeństwa. Znamy się od 10 lat z mężem, wydawało mi się, że on nie może mnie już niczym zaskoczyć, że on nie może mi już niczego dać, że on, on, on… I w końcu: dobrze, jeśli nie on, to co ja mogę zrobić? Przede wszystkim wyjść zza tego muru obojętności i zaangażowania, za którym ukryłam się już kilka lat temu. Byłam przykładna: wychowywałam dzieci, gotowałam, prałam, zarabiałam. Nawet, jak mi się coś nie podobało, w ciszy znosiłam kolejne sytuacje, nie proponowałam żadnych alternatywnych rozwiązań, a moje małżeństwo po cichu umierało. I kiedy wyszłam z inicjatywą, nie pamiętam, chyba najpierw dotyczącą wspólnego wyjazdu, mój mąż z wrażenia zaniemówił. Co ważne, odpowiedział otwartością na tą zmianę we mnie i tak zaczął się nasz nowy etap, na tej samej, naprawdę ciągle tej samej drodze małżeństwa. Magda jest najstarsza stażem w swojej grupie. Czasem z nostalgią wsłuchuje się w problemy młodych żon i mam. Chciałaby coś doradzić, zapewnić, że wiele z tych problemów, jak choćby nieprzespane noce przy maleńkich dzieciach, miną bardzo szybko, ale Magda nie mówi nic. Wie, że każda z nich ma swoją drogę: – Każda z nas musi przeżyć swoje życie na swój sposób. Każda z nas, mimo wielu podobieństw, ma inne małżeństwo, innego męża. To piękne bogactwo, ale i pewna trudność, bo nikt nie ma dla nas gotowych rozwiązań na nasze problemy. Cieszę się jednak z naszych spotkań, z tego jak się dzielimy refleksjami po kolejnych rozdziałach, nawet z tych łez smutku i żalu, które się pojawiają. To inspirujące! Ale najważniejsza prawda jest taka, że każda z nas i tak idzie sama po tej drodze, a właściwie nie sama, nawet nie z mężem, ale z Bogiem, który właśnie małżeństwo zaplanował dla nas jako pomysł na nasze zbawienie.
 
Ewelina Gładysz
eSPe 103 - Wiara czyni cuda