DRUKUJ
 
Wojciech Bochenek SCJ
Otwarte dla każdego
Czas Serca
 


„Gdy podeszli do Jezusa i zobaczyli, że już skonał, nie łamali mu goleni, tylko jeden z żołnierzy włócznią przebił Mu bok, a natychmiast wypłynęły krew i woda” (por. J 20,20).

 

Dwa obrazy

 

Z przebitego na Golgocie boku Syna Bożego wzięły początek sakramenty Kościoła. Zrodziły się one z miłości Chrystusa, który do końca nas umiłował, wydając się za nas na śmierć i pohańbienie. Jego Serce było zawsze otwarte dla każdego, przepełnione szczerą miłością. Tak samo otwarte zostało również po Jego śmierci. Rozdarte włócznią boskie Serce pozostało otwarte na wieki, byśmy każdego dnia mogli z niego czerpać łaski, jakie Jezus dla nas przygotował. Byśmy każdego dnia mogli posilać się Jego boską miłością.

 

Obraz otwartego boku Zbawiciela nasuwa na myśl wydarzenia ukazane w Starym Testamencie. W opisie stworzenia człowieka, zawartym w Księdze Rodzaju (por. Rdz 2,20-25), widzimy inny bok. Jest to bok Adama, pogrążonego w głębokim śnie, z którego Bóg wyciąga żebro, by powstała z niego Ewa, matka wszystkich żyjących. Na Golgocie z boku pogrążonego we śnie śmierci Chrystusa rodzi się nowa Ewa – Kościół. W nim rodzimy się na nowo, już nie ze śmiertelnego ciała, ale z wody chrztu, który otwiera nam drogę do życia wiecznego.

 

Nie trudno dopatrzyć się analogii w tych dwóch opisach. W jednym mamy Adama, stęsknionego za równą sobie osobą, z którą mógłby on dzielić się szczęściem, jakie było jego udziałem w rajskim ogrodzie. Osobą, którą mógłby kochać, z którą mógłby stać się jednym ciałem.

 

W drugim opisie mamy nowego Adama, Chrystusa, który pragnie naszego towarzystwa, naszego zbawienia. Który kocha nas i pragnie, byśmy odpowiedzieli na Jego miłość. Byśmy razem z Nim mogli zamieszkać w domu Ojca, który ma przecież mieszkań wiele (por. J 14,2). Jak przez sen Adama zrodziła się ludzkość, tak przez sen śmierci Jezusa zrodził się nowy Lud Boży, zgromadzenie świętych. Jak przez zakazany owoc zerwany przez Ewę, którą zwiódł szatan, na ziemię wdarła się śmierć, tak przez Kościół, poprzez sakramenty, powróciło prawdziwe życie.

 

Zapowiedź przebitego boku Chrystusa, z którego rodzi się nowe życie, widzimy u proroka Ezechiela, który opisuje wodę wypływającą z boku świątyni (Ez 47,1-12). W swej proroczej wizji ukazuje on, jak wraz ze swym biegiem woda ta przybiera na sile. Najpierw sięga tylko do kostek, potem do kolan, bioder, aż wreszcie staje się na tyle silna, że nie da się już jej przekroczyć. Ta woda wraz ze swym biegiem przemienia cały okoliczny krajobraz, staje się źródłem życia dla drzew, wszelkich istot żyjących i ma nawet moc zamieniania wód słonych w słodkie. „Dokądkolwiek dotrą te wody, wszystko będzie uzdrowione. Będą nad nimi stać rybacy (…), będzie to miejsce do zakładania sieci i będą tam ryby dorównujące rybom z wielkiego morza, w niezliczonej ilości” (Ez 47,9-10).

 

Przepowiednia

 

Czy nie tak właśnie stało się z wodą i krwią, które wypłynęły z boku Chrystusa? Czy Kościół, początkowo słaby i nieliczny, nie zaczął wzbierać na sile, nie zaczął rodzić życia na pustyniach ludzkich serc, tak bardzo spragnionych Bożej łaski? Trafność przepowiedni Ezechiela jest niesamowita. Piotr – Rybak, głowa Kościoła rozpoczął połów jako pierwszy, co kontynuują jego następcy, noszący aż po dziś dzień pierścień rybaka. Jan Paweł II, Benedykt XVI, Franciszek – cały czas zarzucają swe sieci, by łowić w zdrojach łaski, jakie wypływają z przebitego Serca.

 

Trzeba pamiętać, że Ezechiel nie pisze swej księgi w czasach pokoju. Świątynia, którą opisuje, legła w gruzach po najeździe Nabuchodonozora II w 576 r. p.n.e. Izraelici, ci którzy zostali jeszcze przy życiu, zostali wzięci do niewoli. Zaginęła Arka Przymierza, która od czasów Mojżesza ciągle towarzyszyła synom Abrahama. Wszystko legło w gruzach, wszelka nadzieja przepadła.

 

Taką samą rozpacz odczuwali przecież apostołowie, gdy fundament ich wiary, ich Mistrz, Nauczyciel został zgładzony na krzyżu. Ten który ich powołał, jak ongiś Bóg Abrahama. Ten, który z nimi wędrował, wyprowadzając ich z niewoli ich serc, jak ongiś naród wybrany był wyprowadzony z Egiptu. Ten Jezus, do którego Piotr mówił: „Nie przyjdzie to nigdy na Ciebie” (Mt 16,22), teraz przepadł.

 

Świątynia runęła, ale po trzech dniach została odbudowana na nowo, a z jej boku wytrysnęło źródło nowego życia. Krew i woda wypłynęły daleko poza Golgotę, poza Palestynę, rozlewając się na cały świat. Doświadczamy ich ożywczej i uzdrawiającej łaski we wszystkich sakramentach. Każdy z nich ma ogromną moc, bo zrodzony został z przebitego Serca, pełnego miłości, otwartego na wieki na każdego i każdą z nas.

 

Sakramentalna rzeka

 

Dla mnie, sercanina, sakramenty zawierają w sobie przede wszystkim zbawczą miłość Chrystusa, która zwycięża wszelkie przeszkody na swej drodze. Jak rzeka, której żadne tamy i zapory nie są w stanie ostatecznie zatrzymać. Chrzest przypomina miłość rodzicielską. Bierzmowanie z kolei miłość pełną pasji i ognia, której nic nie jest w stanie zakuć w kajdany. Eucharystia wskazuje, że prawdziwa miłość jest gotowa do poświęcenia, do ofiary. A pokuta wyraża to, że Boże miłosierdzie nie zna granic i nigdy się nie kończy. Namaszczenie chorych ukazuje miłość troskliwą i opiekuńczą, która uzdrawia jak woda bijąca ze świątyni w wizji Ezechiela. Małżeństwo to zanurzenie w miłości oblubieńczej Chrystusa z Kościołem. Kapłaństwo przypomina cały czas o nieskazitelności i czystości tej miłości, której nie można niczym zmącić czy zanieczyścić, bo nie pochodzi ona od człowieka, ale od Boga, z którego przebitego boku wypływa.

 

Wojciech Bochenek SCJ
Czas Serca 163