DRUKUJ
 
ks. Jarosław Czyżewski
Tutaj jest ich Dom
Przewodnik Katolicki
 


Z elżbietanką s. Szczepaną Hrehorowicz, przełożoną Domu Pokoju, sierocińca dla palestyńskich dzieci w Betlejem, rozmawia ks. Jarosław Czyżewski

 

Boże Narodzenie w Betlejem. Brzmi fantastycznie. Marzyła Siostra kiedykolwiek o tym?


Jako elżbietanki prowadzimy kilka domów w Ziemi Świętej, ale wstępując do zgromadzenia ani nie planowałam, ani nie marzyłam o pracy w Ziemi Świętej. Niemniej spoglądając na siostry przybywające z Ziemi Świętej na wakacje do kraju, po cichu im zazdrościłam, ale nigdy nie myślałam, że będę kiedyś jedną z nich.

A jednak. I teraz Siostry czwarta Wigilia w Betlejem.

 

Niestety tradycja Wigilii w Palestynie jest zupełnie nieznana. Nie spożywa się tutaj wieczerzy wigilijnej, tylko uroczyste śniadanie. Nie ma też specjalnych potraw na tę okazję.

Ale Pasterkę chyba tutaj macie?

 

Oczywiście. Choć o bilety wstępu na tę odprawianą w bazylice Narodzenia Pana Jezusa, której przewodniczy patriarcha Jerozolimy, trzeba się starać dużo wcześniej.


A jak przebiega Adwent w Betlejem?

 

Jest to głównie dekorowanie sklepów i ulic, co ma miejsce nawet w muzułmańskich dzielnicach. Bardzo uroczyście obchodzi się w Betlejem drugą niedzielę Adwentu, kiedy to zapala się olbrzymią choinkę na Placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia. Ceremonia trwa prawie dwie godziny i uczestniczą w niej tłumy ludzi, także muzułmanów. Nie ma tutaj tradycji Rorat, wyjątkiem jest nasz sierociniec.

I zapewne w Domu Pokoju święta są zbliżone do tego, jak je przeżywamy w Polsce?

 

Staramy się o to. Dlatego 22 lub 23 grudnia organizujemy spotkanie świąteczne dla naszych dzieci i ich rodzin. Rozpoczynamy je uroczystą Mszą św., po której dzielimy się opłatkiem, po uprzednim wyjaśnieniu znaczenia tej tradycji. Następnie przedstawiamy jasełka w wykonaniu dzieci. Później zasiadamy do stołu wigilijnego. Po wieczerzy ma miejsce spotkanie ze Świętym Mikołajem, który rozdaje prezenty. Oczywiście nie brakuje choinki.

 

Pamięta Siostra swoje pierwsze chwile w Betlejem?


To było przejście w inny świat... Miałam już wtedy 14-letnie doświadczenie pracy w takim samym domu dziecka na Górze Oliwnej w Jerozolimie, ale i tak po przybyciu tutaj wstrząsnął mną widok brudnych dzieci sprzedających gumę do żucia i tanie cukierki, by zanieść choćby parę szekli do domu, by rodzina miała na chleb.

No właśnie, dzieci. To z ich powodu jesteście tutaj.


I to one najbardziej cierpią z powodu konfliktu palestyńsko-izraelskiego. To właśnie z powodu braku podstawowych środków do życia, a także tragedii rodzinnych dzieci trafiają do nas. Naszym zadaniem jest pomoc rodzinie podchować i podkształcić dzieci, a jednocześnie pomoc rodzicom w znalezieniu pracy. Staramy się o jak najlepszą edukację naszych wychowanków, dlatego posyłamy je do najlepszych szkół katolicki, prowadzonych przez zakony. Szkoły publiczne są w Palestynie na bardzo niskim poziomie i nie ma w nich żadnych wartości chrześcijańskich, uczęszcza do nich większość muzułmanów.

Jak dzieci trafiają do Was?


Za pośrednictwem parafii, pomocy społecznej, lecz najczęściej na prośbę rodziców, którzy nie są w stanie zapewnić swoim dzieciom możliwości edukacji oraz rozwijania ich talentów i zainteresowań. Dla przykładu Nicola i Elias, 11-letni bliźniacy, trafili do nas trzy lata temu, gdyż groził im analfabetyzm. Mają rodziców, lecz z powodu trudnej sytuacji politycznej, ekonomicznej i rodzinnej, nie mieli szans, by nawet nauczyć się czytać i pisać. Rodzice nie mają pracy, a w związku z tym i pieniędzy, by utrzymać i wykształcić swoje dzieci. Z początku chłopcom było bardzo trudno dorównać rówieśnikom, lecz przy ogromnym wysiłku sióstr i nauczycieli Elias zrobił ogromne postępy w nauce, natomiast Nicola w dalszym ciągu wymaga dużej pracy.

Skoro dzieci mają rodziców, to czy możemy nazywać wasz dom sierocińcem?


W Domu Pokoju mamy kilka prawdziwych sierot, dlatego sierociniec nie jest określeniem naciąganym. Są nimi choćby 5-letni Nasri i 3-letnia Dalia, którzy trafili do nas po śmierci mamy, która długo cierpiała na chorobę nowotworową. Tata próbował się nimi opiekować, lecz stan jego zdrowia był również bardzo zły, dlatego poprosił nas o pomoc w wychowaniu dzieci. Krótko potem również zmarł. Dzieci są pod naszą opieką, jesteśmy ich najbliższą rodziną. Interesują się nimi znajomi oraz dalsza rodzina mamy, lecz dzieci najchętniej przebywają z nami. Wiedzą, że tutaj jest ich dom i u nas czują się bezpieczne i kochane.


W przypadku dzieci, których rodzice żyją, staramy się, by miały kontakt ze swoimi najbliższymi. Spędzają z nimi niedziele i święta.

Nie są zazdrośni o Siostry?

 

Czasem tak, gdy widzą, że ich dzieci chętniej przebywają u nas niż w domu rodzinnym. Staramy się robić wszystko, by takie sytuacje nie miały miejsca, gdyż rodzic w życiu dziecka jest najważniejszy. Wiemy, że rodzice są wdzięczni za pomoc w utrzymaniu, wychowaniu i wyksztalceniu dzieci.

Czy po opuszczeniu Domu Pokoju młodzi dalej utrzymują z Wami kontakt?

 

Tak, jeśli tylko mogą, to również odwiedzają nasz dom. A tak, to dzwonią z okazji Świąt Wielkanocnych i Bożego Narodzenia oraz, co jest szczególnie dla nas wzruszające, z okazji Dnia Matki.

Dnia Matki? Traktują Was jak mamy?


Tak i to nas bardzo cieszy. Utwierdza w przekonaniu, że warto poświęcić życie tym, dla których często brak miejsca w sercu matki fizycznej, co daje nam ogromną radość i spełnienie powołania. Czujemy to szczególnie wobec małej Karolinki, która trafiła do naszego domu jeszcze jako niemowlę. Mama nie chciała jej urodzić, siostry błagały, by dała szansę swojemu dziecku przyjść na świat i obiecały, że pomogą w wychowaniu maleństwa. Dziewczynka urodziła się jako wcześniak. Siostry zastąpiły jej mamę, czuwając przy niej całymi nocami, niejednokrotnie musiały jechać nocą do szpitala, gdyż dziewczynka bardzo chorowała aż do czwartego roku życia. Obecnie Karolinka ma pięć lat, chodzi do prywatnego katolickiego przedszkola, jest bardzo zdolna, biegle włada trzema językami (arabskim, angielskim i polskim), chętnie śpiewa i tańczy, potrafi pięknie rysować i jest szczęśliwym dzieckiem.

Jaka jest przyszłość tych, którzy opuszczają Wasz Dom?

 

Nasza praca kończy się w pewnym momencie, mając nadzieję, że to, co tutaj otrzymali zaprocentuje w przyszłości. W ostatnim czasie jesteśmy dumne z Heaven, która dorastała w Domu Pokoju na Górze Oliwnej od piątego roku życia. Jest pierwszą absolwentką naszego domu, która podjęła studia wyższe w Polsce. Jej pragnieniem było studiowanie medycyny, by pomagać małym chorym dzieciom. Dzięki Bogu i wsparciu wielu dobrych ludzi dwa lata temu rozpoczęła studia w Polsce. Najpierw uczyła się języka polskiego w Lublinie, a od ubiegłego roku studiuje medycynę w języku angielskim na lubelskim Uniwersytecie Medycznym.
Inna z naszych wychowanek, Rania, spędziła 17 lat w sierocińcu na Górze Oliwnej. Trafiła do nas, gdy rodzice zginęli w wypadku. Miała wtedy zaledwie dwa latka. Obecnie jest szczęśliwą mamą czworga dzieci, mieszka w Betlejem i pracuje u nas jako wychowawczyni, pomaga przy sprzątaniu i gotowaniu.

To na koniec osobiste wspomnienie. Odprawiając Mszę Świete w Grocie Narodzenia w kilku miejscach zmienia się tekst modlitw liturgicznych, dodając słowo „TUTAJ”. Jest Siostra TUTAJ od kilku lat. Czy jest wciąż miejsce na zachwyt nad tajemnicą tego TUTAJ?


Można niestety do tego przywyknąć. Lecz gdy jest szansa dłuższego zatrzymania się na adoracji, to za każdym razem czuję coś, czego nie można opisać słowami. To Boże Dziecię, które właśnie TUTAJ przyszło na świat, daje odczuć swoją Boską Moc. W sposób szczególny odczuwa się to podczas Eucharystii w Grocie Narodzenia. Bóg nas bardzo kocha, skoro stał się jednym z nas, rodząc się TUTAJ, w Betlejem.

ks. Jarosław Czyżewski
Przewodnik Katolicki 52/2016