DRUKUJ
 
Józef Augustyn SJ
By nie umilkło Słowo Boże
Życie Duchowe
 


Z chrześcijaństwem Wietnam po raz pierwszy zetknął się na początku XVI wieku. Europejczyk, o brzmiącym z hiszpańska imieniu Ińigo, przybył do Wietnamu w 1533 roku i rozpoczął w tym rolniczym kraju pracę misyjną, kontynuowaną i rozwijaną później przez dominikanów i jezuitów.

 

Z o. Nguyen Huu Viet, wietnamskim jezuitą, rozmawia Józef Augustyn SJ


Pochodzi Ojciec z Wietnamu, który w Polsce kojarzony jest przede wszystkim z wojną pomiędzy Stanami Zjednoczonymi a wietnamskimi komunistami, prowadzoną w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych ubiegłego wieku. Czy może Ojciec nieco przybliżyć ten konflikt polskiemu czytelnikowi?

 

Przede wszystkim chciałbym powiedzieć, że ta wojna, podobnie jak inne współczesne konflikty, na przykład w Afganistanie czy Iraku, to przejaw grzechu pierworodnego. Wietnamczycy stali się ofiarami ślepej ideologii i żądzy władzy. Konflikt ten miał miejsce niedługo po poprzedniej, długotrwałej walce (1945-1954), skierowanej przeciw francuskiej kolonii. Zarówno kraj, jak i jego mieszkańcy byli więc wyczerpani ciągłymi działaniami zbrojnymi. Gdy Stany Zjednoczone zdecydowały się przystąpić do wojny, wspierając południowy Wietnam w walce z Wietnamem północnym, chciały zapewne zatrzymać falę komunizmu nadchodzącego z Chin oraz zdobyć wpływy w Azji. Ze względu na geograficzne i strategiczne usytuowanie Wietnam stał się polem walki pomiędzy „światem liberalnym” a „ateistycznym komunizmem”.

 

Ho Chi Minh, komunistyczny przywódca Wietnamu północnego, któremu bliskie były idee nacjonalistyczne, chciał oprzeć się na Rosji i Chinach, aby uwolnić kraj spod obcej władzy, najpierw francuskiej, później amerykańskiej. Pomiędzy rządzoną przez niego Demokratyczną Republiką Wietnamu a południową Republiką Wietnamu, której prezydentem był Ngo Dinh Diem, najprawdopodobniej panowałby niezakłócony rozejm, gdyby CIA nie zamordowało Ngo Dinh Diema w odpowiedzi na jego sprzeciw wobec dalszego zaangażowania Stanów Zjednoczonych w Wietnamie, a Ho Chi Minh nie dałby się opanować żądnym wojny doradcom.

 

Amerykanie przystąpili do wojny, w której na terenie małego i zniszczonego już przez wojnę kraju wykorzystali bombowce B52 i broń chemiczną. Wszystko to ze względu na ich ślepą ideologiczną walkę z komunizmem oraz chęć dominacji w Azji (później wspierali nawet ludobójcę Pol Pota, przywódcę kambodżańskich Czerwonych Khmerów, byle tylko sprzeciwić się komunistycznemu Wietnamowi). Z kolei komuniści z północy pożyczone od Chińczyków karabiny wręczali nastolatkom, posyłając miliony z nich na śmierć z powodu żądzy władzy. Statystyki pokazują, że w czasie tej wojny zginęło około trzech milionów Wietnamczyków. W tysiącach rodzin jedno dziecko walczyło po stronie południa, a drugie – północy. Z powodów znanych jedynie Amerykanom i wietnamskim komunistom musieli zabijać własnych braci. Miliony matek opłakiwało dzieci, które przelewały krew po obu stronach frontu.

 

Wojna skończyła się, gdy Amerykanie zawarli rozejm z Chinami. Kiedy te dwie potęgi zostały przyjaciółmi, biedna ofiara pozostała porzucona, umęczona i zniszczona.

 

Jaka obecnie jest sytuacja w Ojca kraju?

 

W Wietnamie panuje ustrój komunistyczny. Na czele państwa stoi jedna partia, która sprawuje rządy i wszystko kontroluje. Myślę, że tego totalitarnego systemu wam, Polakom, nie trzeba przedstawiać. Doskonale znacie go z własnej historii. Muszę jednak zaznaczyć, że polityczna i ideologiczna postawa Wietnamskiej Partii Komunistycznej podlegała znaczącym zmianom. Jej przywiązanie do Związku Radzieckiego i chińskiego „brata” załamało się na przełomie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych wraz z wojną na granicy z Chinami i ich spragnionymi krwi marionetkami – Czerwonymi Khmerami. Po rozpadzie Związku Radzieckiego i po śmierci pierwszego sekretarza Komunistycznej Partii Wietnamu Le Duana, który rządził krajem przez ponad trzydzieści lat, komunistyczni liderzy znowu zaczęli spoglądać w stronę Chin, by wzorem ich odnowionej polityki wydobyć z kryzysu załamaną gospodarkę. Ekonomiczna polityka otwartych drzwi wprowadzona w 1986 roku pomogła Wietnamowi stopniowo włączyć się z powrotem do społeczności międzynarodowej. Ma to oczywiście pewien wpływ na sposób, w jaki rząd traktuje religie.

 

W ciągu ostatnich sześciu lat w Wietnamie zaszły pewne zmiany mające na celu przyznanie większej władzy parlamentowi: może on kwestionować pracę ministrów i domagać się głosowania nad wotum zaufania dla nich. Nie może jednak odwoływać ministrów. Wszyscy ministrowie są wysokimi urzędnikami w partii, dlatego ostateczna decyzja o ich odwołaniu należy zawsze do Komitetu Centralnego partii.


Struktura i sposób funkcjonowania wietnamskich instytucji politycznych ma wiele wspólnego z chińskim systemem. W Wietnamie jednak, od 1986 roku, jeden człowiek nie może długo przewodniczyć partii, co ma miejsce w Chinach. W naszym kraju pierwszy sekretarz partii obejmuje urząd na określoną kadencję. Kiedy mija, ustępuje i oddaje władzę następcy, który może kontynuować jego politykę lub od niej odstąpić. Dlatego też struktury partii wydają się bardziej elastyczne i demokratyczne w porównaniu z tym, co ma miejsce wewnątrz Komunistycznej Partii Chin.

 

Wprowadzenie polityki otwartych drzwi przyczyniło się także do powolnego odchodzenia od systemu gospodarki socjalistycznej na rzecz gospodarki wolnorynkowej. Wcześniej wszystkie instytucje gospodarcze były sterowane przez rząd i partię. Obecnie stopniowo poszczególne sektory gospodarki przekazywane są w ręce prywatnych przedsiębiorców. Wydaje się, że komuniści zaczynają rozumieć, iż sztywne założenia gospodarki socjalistycznej nie zdają egzaminu: sparaliżowały potencjał osiemdziesięciu milionów aktywnych ludzi i doprowadziły państwo na skraj autodestrukcji.

 

Komuniści są jednak świadomi także, że nagłe zmiany ekonomiczne nie pozostają bez wpływu na instytucje polityczne, a więc także na ich władzę. Dlatego w ręce prywatnych przedsiębiorców oddają jedynie część przestrzeni ekonomicznej. Robią to, jak już mówiłem, stopniowo i powoli, pozostawiając sobie w dalszym ciągu kontrolę nad najważniejszymi sektorami gospodarki: komunikacją i transportem, mass mediami, szkolnictwem czy przemysłem energetycznym. Zazwyczaj duże państwowe przedsiębiorstwa w tych sektorach finansowane są przez rząd, zasilane podatkami obywateli i powodują co roku ogromne deficyty, które są skutkiem korupcji i nieodpowiedzialności. Wietnamczycy chcą prowadzić własne przedsiębiorstwa, napotykają jednak liczne trudności ze strony biurokracji i nie mogą rozwinąć działalności na szeroką skalę.

 

Władze Wietnamu są świadome konieczności integracji ze światową gospodarką. Dlatego polityka otwartych drzwi z roku na rok obejmuje coraz więcej sfer życia gospodarczego i ekonomicznego. świadczy o tym chociażby przystąpienie naszego kraju do światowej Organizacji Handlu, które nastąpiło pod koniec zeszłego roku.

 

Czy w komunistycznym Wietnamie jest miejsce dla religii?

 

To bardzo ważne pytanie. Wietnam zawsze był krajem o dużej wrażliwości religijnej. Buddyzm dotarł do Wietnamu już w I wieku naszej ery, dzięki misjonarzom podróżującym pomiędzy Indiami a imperium chińskim. Jednak najbardziej wpływowe do dziś tradycje zen i Czystej Krainy przyszły do Wietnamu z Chin w VI wieku. Te buddyjskie tradycje, wraz z taoizmem i konfucjanizmem, które także pochodzą z Chin, a do Wietnamu dotarły w XV wieku, głęboko się zakorzeniły i stanowią ważną część wietnamskiej kultury. Osoby praktykujące buddyzm stanowią dziś blisko 60% wszystkich mieszkańców kraju.

 

Z chrześcijaństwem Wietnam po raz pierwszy zetknął się na początku XVI wieku. Europejczyk, o brzmiącym z hiszpańska imieniu Ińigo, przybył do Wietnamu w 1533 roku i rozpoczął w tym rolniczym kraju pracę misyjną, kontynuowaną i rozwijaną później przez dominikanów i jezuitów. Ci ostatni przybili do portów handlowych Półwyspu Indochińskiego.

 

15 stycznia 1615 roku i jako pierwsi stworzyli solidne fundamenty pod działalność Kościoła katolickiego. Opierali się na lokalnych grupach świeckich, które przeprowadzały młode wspólnoty Kościoła przez długie i bolesne prześladowania w czasie nieobecności wygnanych misjonarzy.

 

Ziarno wiary chrześcijańskiej padło na podatny grunt religijnej wrażliwości i obyczajów Wietnamczyków. Spotkało się jednak z podejrzliwą i ostrą reakcją ze strony władców, arystokracji i uczonych, którzy widzieli w nowej, obcej religii zagrażający polityczny i kulturowy wpływ Europejczyków na ich kraj. To spowodowało prześladowania, które trwały trzysta lat i pochłonęły sto tysięcy ofiar. Warto w tym miejscu wspomnieć, że 19 czerwca 1988 roku stu siedemnastu wietnamskich męczenników za wiarę kanonizował Papież Jan Paweł II. Prześladowania, o których mówiłem, sprawiły także, że gdy komuniści w 1975 roku przejęli władzę w całym kraju, w Wietnamie było 10% katolików. Po Filipinach jest to jednak najwyższy odsetek chrześcijan w Azji.

 

Poza tymi „importowanymi” religiami Wietnam rozwinął także własne formy życia religijnego i wyznań: kult przodków oraz stosunkowo nowe tradycje – kult Hoa Hao i kaodaizm. Wszystkie one na swój sposób ukazują typowe dla mieszkańców Wietnamu pragnienie poszukiwania tego, co „poza”, i tego, co „potem”.

 

Czy dziś każda religia jest przez władze wietnamskie traktowana jednakowo?

 

Mimo że ideologicznie komunizm odrzuca wszelkie religie, uważając je za „opium dla ludu”, rząd wietnamski uznaje w konstytucji prawo obywateli do wolności wyznania. Prawo to nie może być jednak utożsamiane z prawem wolności zgromadzeń czy swobodą wyznawania, które są pod ścisłą kontrolą rządu. Dlatego w Wietnamie można być wyznawcą tej czy innej religii, by jednak zbudować kościół lub buddyjską świątynię albo zorganizować Mszę, trzeba uzyskać pozwolenie odpowiednich jednostek rządowych.

 

Z powodu tego rozróżnienia na wiarę i praktyki religijne odpowiedź na pytanie ojca brzmiałaby: w sferze ideologii komunistyczny rząd traktuje wszystkie religie jednakowo, w praktyce stosunek władzy do nich zależy od stopnia zorganizowania i instytucjonalizacji danej religii oraz zaangażowania jej wyznawców w działalność w sferze publicznej. W tym sensie nie wszystkie religie traktowane są w ten sam sposób. Łagodniej na przykład rząd odnosi się do buddyzmu niż katolicyzmu, ponieważ ten pierwszy jest mniej zinstytucjonalizowany. Nie ma diecezji, biskupów, konferencji episkopatu, nie ma tak silnych powiązań z „zewnętrznymi siłami” jak Rzym. Dlatego – w ocenie władz komunistycznych – mniej zagraża porządkowi publicznemu. Z drugiej strony, gdy buddyjscy mnisi zajmują zdecydowane stanowisko w kwestii sprawiedliwości społecznej, organizując demonstracje przeciw łamaniu praw człowieka, a katolicy, pomimo kierowanej do nich nieufności i wrogości, podejmują wysiłki, aby przyczynić się do rozwoju kraju, organizując akcje charytatywne, stosunek rządu do buddyzmu i katolicyzmu ulega odwróceniu. Ostatnio rząd osłabił także znacznie pozycję wspólnot protestanckich ze względu na ich „agresywną” działalność misyjną wśród grup plemiennych.

 

Czy stosunek władz komunistycznych do Kościoła katolickiego jest dziś taki sam jak w przeszłości?

 

Od czasu objęcia władzy nad północą kraju w 1945 roku i nad południem w 1975 roku komunistyczny rząd zawsze był podejrzliwy, wręcz nawet wrogi w stosunku do religii. Szczególnie tej najbardziej zinstytucjonalizowanej, czyli Kościoła katolickiego. Poziom wrogości różnił się w zależności od miejsca, czasu i osób, ale generalnie katolicy zawsze byli pogardzani i uważani za obywateli drugiej kategorii, ulegający bardziej zewnętrznym „wrogim siłom kapitalistycznym” – Rzymowi niż „legalnym władzom” w kraju. Poza tym ateistyczna ideologia, którą pierwsi niewykształceni komunistyczni bojownicy przejęli od radzieckich i chińskich nauczycieli, nakazuje gnębić wyznawców wszystkich religii bez skrupułów i wyrzutów sumienia. Bieda, ignorancja i kolonialny ucisk sprawiły, że frustracje wietnamskich komunistów znalazły ujście i kozła ofiarnego.

 

Po 1945 roku w związku z koniecznością zdobycia jak największej liczby zwolenników rewolucji i walki z kolonialną Francją, komuniści nie ujawniali wrogości do katolików. Przeciwnie – Ho Chi Minh zdołał nawet przekonać do rewolucyjnej kampanii narodowych katolików, a wśród nich kilku biskupów. Katolicy stali się ofiarami walk pomiędzy francuskimi żołnierzami a komunistycznymi partyzantami. Jednak szybko po objęciu władzy i wspaniałym zwycięstwie nad Francją w 1954 roku w Dien Bien Phu komuniści odwrócili się od katolickich sojuszników. W tym samym roku nastąpił masowy exodus około dwóch milionów katolików uciekających z północy kraju na południe przed komunistycznymi bojownikami, którzy przybywali, aby przejąć władzę w wioskach. Dla swoich celów zajmowali kościoły, księży zamykali w więzieniach, a wiernym zakazywali gromadzenia się na modlitwę, uczestnictwa we Mszy świętej i studiowania katechizmu.

 

Kiedy w 1975 roku pokonali Stany Zjednoczone i zdobyli władzę także na południu kraju, powtórzono ten sam scenariusz: konfiskata klasztorów, szkół, szpitali, ośrodków dla dzieci, wtrącanie księży do więzienia. Bp François-Xavier Nguyen Van Thuân przez trzynaście lat przetrzymywany był w więzieniu bez sądu czy jakiegokolwiek wyroku. Aresztowano każdego, kto wydawał się politycznie niebezpieczny. W tym czasie na południu, mimo że pozwolono, by normalnie działały parafie (mogły być odprawiane Msze święte i prowadzona nauka religii), ograniczano jednak większe zgromadzenia i aktywność młodych, na przykład w studenckich stowarzyszeniach czy skautingu. Zamknięto także większość seminariów. W tych nielicznych, które pozostały, ściśle kontrolowano liczbę przyjmowanych co dwa lata kleryków. Próbowano zniechęcić młodych ludzi do wkraczania na ścieżkę życia kapłańskiego. Niektórzy musieli czekać nawet dziesięć lat, by otrzymać pozwolenie na wstąpienie do seminarium. Każde wyświęcenie wymagało pozwolenia władz. Kongregacje nie mogły przyjmować nowych członków ani wznosić nowych budynków. Wielu księży czy kleryków skazywano na obóz pracy. Niektórzy młodzi jezuici musieli na przykład kontynuować nowicjat w obozach wojskowych i składać pierwsze śluby w konspiracji, w lesie.

 

W tej trudnej sytuacji Kościół katolicki, chcąc przyczynić się do odbudowy kraju zniszczonego przez ciągłe wojny, pomimo nieufności, wrogości i pogardy władzy podejmował niestrudzone wysiłki przekonania jej, że ze strony chrześcijan nie ma się czego obawiać. Bycie chrześcijaninem oznacza bowiem także bycie dobrym obywatelem. Starania, by „przeżywać Ewangelię wśród ludzi” – jak głosi list Konferencji Biskupów Wietnamu skierowany w 1980 roku do całego Kościoła – pomogły w przekonywaniu komunistów, że duch Ewangelii jest siłą duchową, która gwarantuje autentyczny rozwój kraju jako całości.

 

W ciągu ostatnich dziesięciu lat, w związku z polityką otwartych drzwi, o której już wielokrotnie wspominałem, pozwolono na działalność większej liczbie seminariów i przyjęcie do nich nieco większej liczby kleryków. Również stowarzyszenia katolickie mogą przyjmować nowych członków i budować nowe obiekty. W dalszym ciągu jednak działalność Kościoła katolickiego w zakresie edukacji i środków masowego przekazu jest albo niemożliwa, albo w dużym stopniu ograniczana.

 

Jakie są w tej sytuacji najważniejsze zadania Kościoła katolickiego w Wietnamie?

 

Kościół katolicki prowadzi normalną parafialną działalność duszpasterską. Jest jednak także bardzo zaangażowany w działalność charytatywną. To jedyny rodzaj zaangażowania, na który zgadzają się władze. W zależności od diecezji różnie owa działalność wygląda. W diecezji Ho Chi Minh prowadzone są mniej lub bardziej legalnie i z większym bądź mniejszym powodzeniem niewielkie ośrodki duszpasterskie, ośrodki dla osób chorych na AIDS, centra szkolenia zawodowego, ośrodki dla dzieci z trudnych środowisk.

 

Jak już wspomniałem, Kościół katolicki nie może angażować się w edukację i duszpasterstwo młodzieży. Mimo to niektóre zgromadzenia religijne, dzięki swojej charyzmie i środkom, są w stanie prowadzić taką działalność w formie zwykle zakamuflowanej. W swojej pracy osiągają nawet pewne sukcesy. Mówiąc ogólnie, diecezje Kościoła katolickiego są mniej aktywne i mają bardziej ograniczone pole działania w porównaniu ze stowarzyszeniami religijnymi. Zazwyczaj księża parafialni są zadowoleni, jeśli mogą odprawić Mszę, zająć się duszpasterskimi potrzebami parafian lub, w przypadku wyjątkowo aktywnych księży, prowadzić parafialny chór czy organizować katechezę.

 

Jednym z priorytetów Kościoła katolickiego jest także kształcenie księży, liderów religijnych i świeckich, ponieważ po latach prześladowań i ścisłej kontroli poziom wykształcenia członków kościelnej hierarchii jest niski. Wszędzie brakuje profesorów teologii i nauczycieli duchowości. Kościół posyła więc młodych księży na studia do Włoch, Francji, Tajwanu czy Stanów Zjednoczonych, z nadzieją, że w przyszłości będą współpracować, by wprowadzić Kościół na nowe ścieżki Pana.

 

Wspominał Ojciec o działalności Towarzystwa Jezusowego. Ilu jezuitów jest w Wietnamie obecnie i czym się zajmują?

 

Trzy lata temu jezuici w Wietnamie po raz pierwszy dostali oficjalne pozwolenie na przyjmowanie nowych członków. W zeszłym roku w Wietnamie było stu dwudziestu pięciu jezuitów, z czego ponad połowę stanowili nowicjusze i uczący się. Ta liczba wzrasta rocznie o blisko dziesięć osób.

 

Także dla Towarzystwa Jezusowego najważniejsza jest edukacja i przygotowanie młodych jezuitów. Zainwestowaliśmy w to wiele zasobów materialnych i ludzkich. Kolejnym priorytetem w pracy apostolskiej ojców jezuitów jest oczywiście prowadzenie rekolekcji w oparciu o ćwiczenia duchowne św. Ignacego Loyoli. Zwłaszcza w obecnej sytuacji Kościoła w Wietnamie wydaje się, że Duch święty wzywa nas, aby dołożyć wszelkich starań i zaangażować się w odnowę Kościoła, który po latach ciężkich prześladowań potrzebuje duchowego odrodzenia. Zgromadzenia i diecezje zapraszają jezuitów, by uczyć się od nich autentycznej modlitwy i odkrywać drogę prowadzącą do Boga. W Wietnamie wiele sióstr zakonnych, wielu księży i kleryków jest zafascynowanych ignacjańskim sposobem modlitwy. Dlatego Towarzystwo Jezusowe jest bardzo zaangażowane w prowadzenie rekolekcji, do tego stopnia, że jezuici nie są w stanie sprostać wszystkim prośbom. Nie mamy własnych domów rekolekcyjnych, dlatego ćwiczeń udzielamy w domach zapraszających nas ludzi.

 

Ważna w zaangażowaniu Towarzystwa Jezusowego w Wietnamie jest także praca z ubogimi i odrzuconymi. Jezuici w Wietnamie nie prowadzą szerokich przedsięwzięć socjalnych, nie mają także fundacji, która zajmowałaby się zbieraniem środków na te cele. Nie pozwala na to komunistyczny rząd. Jest jednak niewielka grupa jezuitów, która nieustannie przemieszcza się z wioski do wioski, chcąc odmienić życie ich mieszkańców. Odwiedzają ich, dodają im odwagi, nauczają o Bogu i przekazują Dobrą Nowinę. Pomagają im także w polepszeniu ich sytuacji materialnej. Ta podróżująca wspólnota składa się z aktywnych i twórczych jezuitów, którym nie przeszkadzają kiepskie warunki i życie tak skromne, jak ludzi, do których posłał ich Pan.

 

Poza tym mamy także trzy parafie, w których prowadzimy działalność duszpasterską i katechetyczną – uczymy religii, organizujemy kursy biblijne. Kilku jezuitów jest zaangażowanych w tajną pracę ze studentami. Rząd jednak jest ogromnie wyczulony na ten typ działalności, dlatego w większości przypadków musi być ona prowadzona w konspiracji lub w formie zakamuflowanej. Działania edukacyjne mają więc spontaniczny i słabo zinstytucjonalizowany charakter.

 

Czy w Ojca kraju dużo jest powołań kapłańskich i zakonnych, zwłaszcza do Towarzystwa Jezusowego?

 

W Wietnamie zawsze, nawet w najtrudniejszych czasach, było dużo powołań kapłańskich i zakonnych. Dziś, po wprowadzeniu polityki otwartych drzwi, jak już wspomniałem, liczba kandydatów do seminariów i zakonów wzrasta, do tego stopnia, że można mówić wręcz o nadmiarze powołań. Wielu ludzi po ukończeniu pewnego etapu kształcenia wysyłanych jest do Japonii, na Filipiny lub Tajwan, aby tam kontynuowali naukę i podjęli pracę misjonarską.

 

Jeżeli chodzi o powołania jezuitów, to mamy obecnie stu dwudziestu kandydatów, którzy chcieliby wstąpić do Towarzystwa. Każdego roku przyjmujemy do nowicjatu około dziesięciu, liczba kandydatów stale jednak rośnie. W większości są to studenci z różnych części kraju. Nasze zgromadzenie ma siedzibę w mieście Ho Chi Minh na południu Wietnamu, ale przyjmujemy kandydatów ze wszystkich prowincji, od Ha Noi na północy, po Ben Tre na południu. Dowiadują się o nas i docierają do Towarzystwa z pomocą księży pracujących w parafiach, sióstr zakonnych lub rodziny czy znajomych.

 

Obecnie studiuje Ojciec w Rzymie. Czym będzie się Ojciec zajmował po powrocie do Wietnamu?

 

Po studiach w Rzymie będę uczył młodych jezuitów. Zważywszy na szybko rosnącą z roku na rok liczbę powołań, powinniśmy opracować program filozoficznego i teologicznego kształcenia właściwy dla Towarzystwa. W dalszym ciągu brakuje profesorów filozofii i teologii. Byłbym bardzo szczęśliwy, mogąc przyczynić się do realizacji tego planu.

 

Poza tym osobiście czuję powołanie do pracy z ubogimi. W Wietnamie jest ogromnie dużo ludzi naprawdę biednych. Nie możemy pozbawić ich radości płynącej ze słuchania słowa Bożego. Trzeba, byśmy przekazywali im wiedzę o Bogu i Jego pocieszającej obecności w świecie i w ich życiu. Być może pewnego dnia będę także chciał dołączyć do wspomnianej grupy jezuitów, którzy podróżują z wioski do wioski, by żyć wśród ich mieszkańców i rozmawiać z nimi o Bogu.

 

Dziękuję bardzo za tę rozmowę. Mam nadzieję, że to, co powiedziałem, pomoże wam lepiej zrozumieć Wietnam i żyjących tam ludzi. Przypuszczam, że znajdziecie wiele podobieństw z tym, czego sami doświadczyliście w przeszłości. Różnica jednak polega na tym, że my dalej jesteśmy pod komunistycznymi rządami i musimy nauczyć się, jak w tej sytuacji przeżywać Ewangelię, aby słowo Boże nie umilkło.


Rozmawiał Józef Augustyn SJ
Tłumaczyła Agnieszka Trąbka
Życie Duchowe, 51/2007