DRUKUJ
 
Judaszowe srebrniki
 


Choć starożytni Rzymianie twierdzili, że pieniądze nie śmierdzą, to jednak w Wielki Wtorek czuć zapach zdrady.

Najbardziej boli zdrada przyjaciół i tych najbliższych. To bardzo przykre, gdy ktoś, komu ufamy, działa podstępnie przeciw nam. Fałszywe słowa i pocałunki, manipulacje, intrygi. We wtorek Wielkiego Tygodnia czytania ewangeliczne przypominają postać rudowłosego Judasza Iskarioty. Greckie słowo siko oznacza krótki miecz, ukrywany w fałdach szaty, aby zadać nim niespodziewany cios. Judzasz Sikaria zachował się dokładnie tak – zaatakował z ukrycia.

 

Bardzo mu się nie podobało, że Maria Magdalena okazała bezmyślność i marnotrawstwo, tłukąc alabastrowy flakonik i namaszczając stopy Jezusa drogocennym olejkiem, który – jego zdaniem – można było sprzedać, zaś pieniądze rozdać ubogim. Czy rzeczywiście by tak uczynił? To raczej były puste słowa. Myślał już o czym innym. Właśnie dokonał „transakcji życia”, sprzedając swego Mistrza za 30 srebrników.


Judasz na giełdzie

 

Nie wiadomo dokładnie, jakie monety ewangelista nazwał srebrnikami – najprawdopodobniej były to rzymskie denary. Nie jest też dziś znana dokładna waga srebrnika. Przyjmuje się, że 1 srebrnik, mógł zawierać od 8,4 g do 16,8 g srebra. Średnia jego waga to 12,6 g. Przy takiej wadze 30 srebrników, które zarobił Judasz, zawierało około 378 gram czystego srebra. Niedawno wyliczono, że rynkowa wartość jednego grama srebra to 2,31 zł, tak więc 30 srebrników było by dziś warte 873 zł. Nie jest to wygórowana kwota za sprzedaż Chrystusa. W starożytnym Rzymie można było za 30 srebrników kupić np. 200 litrów wina, 600 bochenków chleba, 5 kilogramów wieprzowiny czy 1 gęś. Inne źródła podają, że była to wartość krowy lub odszkodowana za śmierć niewolnika.

 

Czy było warto?

 

Wiemy, że losy Judasza zakończyły się tragicznie i boleśnie doświadczył, że pieniądze to nie wszystko. Skoro Judasz zdecydował się na tak dramatyczny krok jak samobójstwo, musiały nim targać wyrzuty sumienia. Zorientowawszy się, w ogromie swej winy, próbował naprawić sytuację. Wrócił do kapłanów i złożył na siebie samego donos: Zgrzeszyłem, wydawszy krew niewinną (Mt 27,3). Pragnął więc ocalenia Jezusa, próbował zatrzymać nakręcona przez siebie spiralę zła. Jego wołanie pozostało jednak bez odpowiedzi u tych, którzy uważali się za sprawiedliwych: Co nas to obchodzi? To twoja sprawa (Mt 27,4). Poświadczenie niewinności skazańca przez oskarżyciela, według prawa rzymskiego i żydowskiego powinno poskutkować wstrzymaniem wyroku i ponownym rozpatrzeniem sprawy. Jednak tak się nie stało. Wyrok na Jezusie wykonano. Mimo tego, słowo się wypełniło i ponad śmierć silniejsza okazała się Miłość. Jezus Zmartwychwstał i żyje. Wielu poświęciło życie za wiarę w Jego obecność, co też jest dowodem Zmartwychwstania, bo przecież – jak to kiedyś określił ceniony rekolekcjonista – nie umiera się za paczkę chipsów. Zaś cena zdrady nie jest przeliczana w żadnej walucie świata – to niezmierzony i nieobliczalny koszt bólu, cierpienia, odrzucenia i braku miłości.

 

Mariola Wiertek

franciszkanie.pl