DRUKUJ
 
Stygmaty - znamię miłości
 


23 września Kościół wspominał św. Ojca Pio, włoskiego kapucyna i stygmatyka. Z tej okazji przypominamy artykuł Marioli Wiertek o świętych noszących znamiona męki Pana Jezusa.


Na podwórzu przed domem arcykapłana dopala się ognisko. W pałacu obraduje Sanhedryn. Sądzą Jezusa z Nazaretu. Potem ubiczowanego, ukoronowanego cierniem prowadzą jak złoczyńcę z belką krzyża na ramionach – na Golgotę. Idą zdyscyplinowani żołnierze, mściwi słudzy kapłanów , ciekawe kobiet, miejski motłoch. W środku – słaniając się, trzykrotnie upadając – ich Król, Mesjasz. Ten, który ośmielił siebie tak nazwać. Na górze wszystko odbyło się według planu. Przybito m dłonie i stopy do krzyża, a gdy skonał – włócznią przebito bok.

 

Wydaje się, że nie ma już gorszej drogi… Wielu współczesnych Jezusowi bało się nawet przyznać, że znali Go, mieli z Nim jakikolwiek kontakt. A jednak później znaleźli się ludzie, którzy z miłości do Niego zapragnęli przejść tę samą ekstremalną trasę poprzez XIV trudnych stacji cierpień, szyderstw i upadków.

 

Stygmatycy – bo ich mam na myśli – noszą na swoim ciele znaki Męki Chrystusa: rany na dłoniach i stopach i boku oraz ślady po cierniowej koronie. Niektórzy maja też podobno tę najboleśniejszą – ranę ramienia. Znamy je z odbicia na Całunie Turyńskim, nazywanym migawkowym zdjęciem Zmartwychwstania. W sumie było ich sześćdziesiąt – świadczą o przekroczeniu granicy okrucieństwa.

 

Jak pojawiają się stygmaty?

 

Rany stygmatyków pojawiają się samoistnie, niespodziewanie, w tych samych miejscach, co u Jezusa. Z jedną różnicą – stygmatycy mają rany na dłoniach, zaś Panu Jezusowi przebito przeguby rąk. Naukowcy tłumaczą, że zadziałała autosugestia - mieli rany tam, gdzie - jak sądzili – miał je Jezus. Warto dodać, że dwaj genialni malarze: Rubens i van Dyck przedstawiali na swoich płótnach dłonie Chrystusa przebite w nadgarstkach.

Stygmaty krwawią, bolą i przeszkadzają w normalnym funkcjonowaniu, tak jak „zwykłe” rany. I nie goją się przez dłuższy czas, pomimo stosowania różnych medykamentów pod nadzorem lekarzy. Św. Pio, patron wczorajszego dnia, miał stygmaty przez 50 lat. Zadziwiające jest to, że stygmaty nie powodują – jak to zazwyczaj bywa – dodatkowych komplikacji ani nie doprowadzają do śmierci z wyczerpania, choć często upływ krwi bywa znaczny. Medycyna nie potrafi wyjaśnić tego zjawiska.

 

Co oznaczają stygmaty?

 

Posiadanie stygmatów nie jest oczywiście karą, ale wyproszoną w modlitwie łaską jednoczenia się w bólu i cierpieniu z Jezusem, wspólnym przejściem przez Via Dolorosa. Stygmatycy nie są w żaden sposób wyróżniani. Przeciwnie – ich życie z reguły obfituje w trudne problemy, cierpienia, walkę duchową. Towarzyszy im samotność, uczucie opuszczenia. Są często podejrzewani o oszustwo i poddawani upokarzającym badaniom. W średniowieczu posądzano stygmatyków o czary i kontakt z diabłem, co groziło spaleniem na stosie. Kościół raczej ich nie chronił, a przeciwnie traktował krytycznie i z dystansem. Niektóre stygmaty widoczne są gołym okiem, inne ukryte przed otoczeniem. Te niewidoczne sprawiają jednak taki sam ból i cierpienie. Pierwszym stygmatykiem, który stwierdził: „Noszę w swoim ciele ślady Męki Chrystusowej” był prawdopodobnie św. Paweł. Jego stygmaty miały charakter wewnętrzny i nikt ich nie oglądał. Natomiast współbracia potwierdzili fakt stygmatyzacji św. Franciszka z Asyżu – widzieli rany, a nawet ich dotykali.

 

Zanurzeni w Miłości

 

Zjawisko stygmatów trwa, choć epoki się zmieniają. Inni najbardziej znani stygmatycy to: św. Katarzyna, św. Teresa z Avila, św. Jan od Krzyża, czy „dotknięta różą”(a w Krakowie i na całym świecie bardzo czczona) św. Rita. Niektórzy badacze twierdzą, że ukryte stygmaty posiadała św. Faustyna. Ciekawy jest fakt, że noszone przez poł wieku stygmaty św. Pio, których istnienie potwierdzają świadkowie, liczne zdjęcia, filmy i zachowane relikwie – w momencie śmierci włoskiego zakonnika kapucyna zniknęły.

 

Stygmaty są prywatnym objawieniem Chrystusa, dowodem wielkiej miłości do Pana. Jego drogą stygmatycy pragną kroczyć przyjmując nie splendory – gdyż tych w życiu Jezusa nie było – tylko lęk i trwogę Getsemani, samotność Ciemnicy, ból i szyderstwo Drogi Krzyżowej, mękę Golgoty. Bo stygmaty, jak mówił św. Ojciec Pio, to nie są medale, ale na pewno wskazują drogę do nieba.

 

Mariola Wiertek

franciszkanie.pl