DRUKUJ
 
Irena Świerdzewska
Stąd wyszła iskra
Idziemy
 


Pobyt w rodzinnym domu Heleny Kowalskiej w Głogowcu i w parafii w Świnicach Warckich odkrywa na nowo siostrę Faustynę.

 

Głogowiec i Świnice Warckie znajdują się w diecezji włocławskiej, niespełna 200 km od Warszawy, w sam raz na jednodniową pielgrzymkę. Jadąc trasą A2 na Poznań należy skierować się na Uniejów. Świnice Warckie to nieduża parafia, raptem 1700 wiernych, co potwierdza rozmiar miejscowego cmentarza. Tu znajduje się grób rodziców św. Faustyny, starannie utrzymany, z wizerunkiem Jezusa Miłosiernego. Oboje dożyli sędziwego wieku. Mama zmarła w 1965 r., przeżywszy 90 lat, tata w 1946 r., mając 78 lat. Kilkaset metrów od cmentarza znajduje się maleńki kościółek, z dobudowaną nową częścią. „Sanktuarium Urodzin i Chrztu św. s. Faustyny” – głosi napis nad wejściem. To jedyny tego rodzaju tytuł sanktuarium w Polsce.

 

Dwa dni po narodzeniu córki Marianna i Stanisław Kowalscy przybyli z dzieckiem, aby je ochrzcić. Ksiądz Janusz Kowalski, miejscowy proboszcz, pokazuje przechowywany na plebanii oryginalny akt urodzenia, spisany w języku rosyjskim. „Działo się to w Świnicach 27 sierpnia 1905 r. o godz. 1-szej w południe. Stawił się Stanisław Kowalski, rolnik, lat 45, w obecności Franciszka Bednarka 35 lat i Józefa Stasiaka, rolników z Głogowca, okazali nam dziecię płci żeńskiej urodzone we wsi Głogowiec 25 sierpnia 1905 r. o godz. 8 rano z jego małżonki Marianny z Babelów lat 35 mającej. Dziecięciu temu na chrzcie św. odbytym w dniu dzisiejszym zostało nadane imię Helena, a rodzicami jego chrzestnymi byli: Konstanty Bednarek i Marianna Szewczyk/Szczepaniak (…) ”. Akt podpisał udzielający chrztu ówczesny proboszcz ks. Chodyński, którego grób także znajduje się na miejscowym cmentarzu. Biała chrzcielnica z prawej strony prezbiterium jest świadkiem tamtego wydarzenia.

 

Marianna Kowalska poród przeszła niezwykle lekko, w przeciwieństwie do dwóch wcześniejszych, kiedy ważyło się jej życie.

 

Tu się zaczęło


Dom znajduje się niespełna 2 km od kościoła. Trasa w sam raz na spacer i odmówienie Koronki. Kiedy chodziła tędy Helenka, droga była błotnista. Teraz idealnie gładki asfalt i szeroki chodnik pozwolą w komforcie dotrzeć nawet rodzicom z dzieckiem w wózku. Ulica św. Heleny płynnie przechodzi ze Świnic Warckich do Głogowca. Ale dopiero za ustawioną w szczerym polu kapliczką z Jezusem Miłosiernym rozpościera się druga część wioski z domem św. Faustyny.

 

Jest biały, zbudowany z rożniatowskiego kamienia, który rolnicy pozyskiwali spod warstwy gleby i wycinali z niego cegły. Podobne domy można jeszcze znaleźć w okolicy, a ten szczególny znajduje się pod nr 11. Opiekujący się domem proboszcz przekręca klucz. – W ubiegłym roku podczas Światowych Dni Młodzieży przyjechała tu młodzież z Mongolii. Całowali deski podłogi, ponieważ chodziła po nich święta – opowiada ks. Kowalski. – Na pewno s. Faustyna stąpała po nich, kiedy odwiedziła rodziców w 1935 r., bo w jej dzieciństwie była tu podłoga gliniana.

 

Rodzice Helenki przeprowadzili się do Głogowca z Dębia nad Nerem, kilka lat po ślubie, zawartym tam w 1892 r. Nabyli w Głogowcu niewielki kawałek ziemi, własnymi rękoma wybudowali dom z jedną izbą, kuchnią, sienią i pomieszczeniem na warsztat stolarski. Zachowane okno wyszło spod ręki Stanisława Kowalskiego i pokazuje, że cieślą był nie byle jakim. Przez dziesięć lat bogobojne małżeństwo pozostawało bez potomstwa. „Pewnie żeście przeciw Panu Bogu zawinili” – podszeptywano nieraz. Marianna Kowalska miała jedną i tą samą odpowiedź: „Jak Bóg będzie chciał, to i dzieci będą”. – Czyż to nie brzmiało jak: „Jezu, ufam Tobie”? Zdali celująco egzamin z ufności Bogu – komentuje ks. Kowalski.

 

W bezdzietnym dotąd małżeństwie Kowalskich „posypały się” dzieci. Najpierw na świat przyszła Józefa, a potem dziewięcioro kolejnych dzieci: Ewa, Helena, Kazimiera, Natalia, Bronisława, Stanisław, Mieczysław, Lucyna i Wanda.

 

Helenka nie była „prostą, niedouczoną dziewczyną, po niecałych trzech klasach szkoły podstawowej” – jak głoszą niektóre przekazy. Ojciec nauczył córkę czytać i pisać, nim w wieku 12 lat poszła do szkoły. Edukacja nie mogła odbyć się wcześniej ani trwać dłużej, bo trzeba było zrobić miejsce dla kolejnych chcących pobierać naukę dzieci. W domu Kowalskich była niewielka biblioteczka z książkami. Przychodzili sąsiedzi na lekturę Pisma Świętego i żywotów świętych, które czytała im Helenka. Jej mama nie umiała czytać i pisać. – Przez miejscowych ludzi zapamiętana została jako niewiasta o niezwykle dobrym sercu. Miałem okazję rozmawiać ze zmarłą przed dwoma laty parafianką, która pamiętała Mariannę, jak rozdawała dzieciom chleb. Kiedy wracały ze szkoły, wychodziła do nich z bochnem świeżo upieczonego chleba – opowiada ks. Kowalski.

 

W Głogowcu wiszą na ścianach obrazy, przed którymi modliła się Helenka: Chrystusa podtrzymywanego przez św. Franciszka na krzyżu i dwa inne, z wizerunkami Jezusa i św. Agaty.

 

Ojciec wstawał przed wschodem słońca i klęcząc modlił się głośno. Śpiewał Godzinki i Gorzkie żale. Jego córka opisała w „Dzienniczku”, jak dziękował za zdrowie mamy (Dz. 398): „Kiedy widziałam, jak ojciec się modlił, zawstydziłam się bardzo, że ja po tylu latach w zakonie nie umiałabym się tak szczerze i gorąco modlić, toteż nieustannie składam Bogu dzięki za takich rodziców”. Pisała to święta, która otrzymała łaskę szczególnej zażyłości z duszami.

 

Miała „wgląd” w dusze ludzkie. Patrząc na człowieka, wiedziała, co dzieje się w jego sercu, a miało to służyć ratowaniu grzeszników. W „Dzienniczku” (Dz. 7) wskazuje, że ten dar otrzymała podczas chrztu. – Charyzmat potwierdziła mama świętej podczas rozmów do przyszłego procesu beatyfikacyjnego s. Faustyny – mówi ks. Kowalski. Mama wspominała, że Helenka mając 5-6 lat budziła się w środku nocy i klękała do pacierza. Przynaglana przez mamę, by kładła się spać, odpowiadała: „Mamusiu, jakiś głos podpowiada mi w środku, żebym modliła się za dusze w czyśćcu cierpiące”.


Wybranko moja


Pierwszą Komunię Helenka przyjęła w wieku dziewięciu lat. W parafialnym kościele z lewej strony za prezbiterium znajduje się konfesjonał, w którym odbyła pierwszą spowiedź, u ks. Romana Pawłowskiego. Kiedy po uroczystości pierwszokomunijnej wracała sama z kościoła do domu, sąsiadka wyraziła wielkie zdziwienie. „Ja nie idę sama. Ja idę z Panem Jezusem” – odpowiedziała dziewczynka. Już wtedy znała swoje powołanie, o czym pisze w Dzienniczku: „W siódmym roku życia usłyszałam pierwszy raz głos Boży w duszy, czyli zaproszenie do życia doskonalszego, ale nie zawsze byłam posłuszna temu głosowi łaski. Nie spotkałam się z nikim, kto by mi te rzeczy wyjaśnił” (Dz. 7).

 

Po raz pierwszy opuściła rodzinny dom, mając 16 lat. Poszła na służbę, aby pomóc rodzicom. Tajemnicza jasność, której w tamtym czasie doświadczyła, wezwała ją, aby poświęciła życie na wyłączność Bogu. Jednak rodzice odmówili jej prośbie o pozwolenie na pójście do klasztoru. Dwa lata później sytuacja się powtórzyła. W wieku 20 lat, przynaglona przez Chrystusa podczas tańców w miejskim parku w Łodzi, wyjechała do Warszawy, by szukać zakonu. Tam wstąpiła do sióstr Matki Bożej Miłosierdzia.

 

W domu rodzinnym gościła potem tylko raz. W lutym 1935 r. przyjechała z Wilna do ciężko chorej mamy, zagrożonej śmiercią. Jechała modląc się gorliwie, a kiedy dotarła do Głogowca, mama zaczęła zdrowieć. Na zakończenie pobytu s. Faustyny w rodzinnym domu w kościele parafialnym miało miejsce niezwykłe zdarzenie. „Jak bardzo się mogłam modlić w tym kościółku! – pisała święta. – Przypomniałam sobie wszystkie łaski, które w tym miejscu otrzymałam, a których wówczas nie rozumiałam i tak często nadużywałam; i dziwiłam się sama sobie, jak mogłam być tak zaślepiona. Kiedy tak rozważałam i ubolewałam nad swoją ślepotą, nagle ujrzałam Pana Jezusa jaśniejącego pięknością niewymowną – i rzekł do mnie łaskawie: Wybranko moja, udzielę ci jeszcze większych łask, abyś była świadkiem przez całą wieczność nieskończonego Miłosierdzia mojego” (Dz. 400). Te słowa wypisane są na łuku w prezbiterium kościoła.

 

Czy wtedy ktoś mógł przypuszczać, że s. Faustyna będzie Bożą sekretarką, przez którą objawi się światu Boże Miłosierdzie?

 

– Pamiętam babcię Mariannę – mówi Jerzy Kowalski, bratanek s. Faustyny, mieszkający dziś obok domu rodzinnego świętej. – Nie widziałem jej nigdy złej, zdenerwowanej, nawet kiedy jako dzieci psociliśmy. Kibicowała nam, kiedy graliśmy w szmacianą piłkę. W latach 70. przyjeżdżał kilkakrotnie do Głogowca kard. Franciszek Macharski, babcia już nie żyła. Mówił wtedy: „Zobaczycie, jeszcze będą tu przyjeżdżać ludzie z całego świata” – wspomina.

 

I rzeczywiście, rodzinne strony św. Faustyny są nawiedzane przez pielgrzymów z całego świata. A w diecezji włocławskiej są szczególnym miejscem kultu. Tu na przełomie maja i czerwca przyjeżdżają dzieci pierwszokomunijne z całej diecezji. Od roku 2001 żyją tu także siostry Matki Bożej Miłosierdzia w klasztorze w Świnicach Warckich.


Irena Świerdzewska
Idziemy nr 17/2017