DRUKUJ
 
Adam Maniura
By żyło się lepiej
Głos Ojca Pio
 


Nie wiem, co doradzić komuś, kto chciałby mieć lepsze wyniki w nauce, więcej zarabiać, czy otrzymać więcej łapek w górę na portalach społecznościowych. Wiem, że wszystko, co mam tu na ziemi, przeminie, nie wyłączając mnie. Lubię mieć coś i być kimś, ale to wszystko nie jest mnie w stanie zaspokoić. Co zatem pozostaje? Postawienie wszystkiego na Boga. Łatwo powiedzieć, ale jak to zrobić?

 

W trakcie pewnych świąt kościelnych proboszcz składał wiernym życzenia. Powiedział, że życzy nam przede wszystkim zdrowia, bo zdrowie jest najważniejsze! Któż z nas nie słyszał takich życzeń od bliskich lub sam ich nie składał? Zastanowiło mnie to i zapytałem o zdanie mego spowiednika, który mimo młodego wieku doświadcza wielu chorób. Stwierdził z gorzkim uśmiechem, że to brzmi jak herezja, bo przecież każdy z nas umrze, a zatem wolałby usłyszeć życzenia wytrwania w łasce uświęcającej i uniknięcia grzechu ciężkiego w godzinę śmierci.

 

Świat ma jednak inne priorytety

 

Internet pełen jest filmików motywacyjnych, a półki księgarskie uginają się od poradników: Jak szybko stać się bogatym? Jak zdobyć szczęście bez końca? Jak w miesiąc z grubasa przeistoczyć się w herosa? Jak przygotować się do przebiegnięcia maratonu?… Można wyliczać w nieskończoność. Cała ta masa poradników to jedna wielka pochwała i hołd oddany bogu doczesności, który ofiaruje satysfakcję tu i teraz. Ludzie w pragnieniu chwały doczesnej gotowi są prawie się zagłodzić, zadłużyć i zatracić. Gdyby tylko jakoś udało się przestawić ich siły, determinację i upór na niebo… Skoro jednak nawet sam Chrystus podczas swej ziemskiej misji nie potrafił ludzkości przekonać do zmiany priorytetów, to i my musimy być gotowi na odrzucenie przez ludzi wieczności na rzecz doczesności.

 

Naturalnie nie chcę tu głosić, że ziemskie szczęście czy chwała są czymś złym. Każdy się cieszy z osiągnięć i ma do tego prawo. Bycie katolikiem nie oznacza rezygnacji z pragnień i marzeń. Szczęśliwe małżeństwo, które oczekuje na narodzenie dziecka, nie dopuszcza się grzechu. Maturzysta cieszący się ze zdanej matury nie popełnia niczego złego, a radość z udzielenia komuś pomocy to nie powód do zmartwień.

 

Może nie żyję zbyt długo, ale jednego się nauczyłem: jesteśmy nienasyceni w pragnieniu szczęścia i satysfakcji. Od kiedy poznałem bliżej środowisko biegaczy, spotkałem wielu, którzy osiągnęli niesamowite wyniki, ale żadnego, który chciałby na tym poprzestać. Tak to już jest, że jak zrobisz pierwsze pięć kilometrów, chcesz więcej, by po wielu latach rzucać wyzwanie dystansom liczonym w setkach czy tysiącach kilometrów. Daleko mi do takich doświadczeń, ale mimo to też chcę coraz więcej. To chyba znamię naszego człowieczeństwa, by pragnąć czegoś nieprzemijającego. Możemy szukać i miotać się między różnymi namiastkami, ale tylko Jezus Chrystus daje pełnię szczęścia.

 

Na początku wspomniałem o życzeniach proboszcza i mojej rozmowie ze spowiednikiem. Od tamtej pory wiem, choć często o tym zapominam, że każde moje działanie powinienem oddać Jezusowi. Gdy mam zasiąść do pisania kolejnego tekstu do „Głosu Ojca Pio”, najpierw idę do spowiedzi, gdy czeka mnie ważne spotkanie, pragnę oczyścić się z wszelkiego grzechu. Staram się, by w każdym moim działaniu być wolnym od wszelkiego zła i dlatego chcę budować na Bogu, a nie na sobie. Jakież było moje zdziwienie, gdy przed pisaniem tego tekstu udałem się do sakramentu pojednania i przez kraty w konfesjonale zobaczyłem mały obrazek Ojca Pio, który kapłan postawił sobie, by u tego świętego szukać wstawiennictwa w tej trudnej posłudze.

 

Co zatem radzę?

 

Cokolwiek robicie, postarajcie się w pierwszej kolejności o Boże błogosławieństwo. Pojednajcie się z Bogiem, a dopiero wtedy działajcie. W Starym Testamencie można znaleźć piękne słowa: „Świętymi bądźcie, bo Ja jestem święty, Pan, Bóg wasz!” (Kpł 19,2). Wpatrując się w życie świętych, można dostrzec, jakie trudności musieli pokonywać. Nie byli wolni od chorób, cierpień, smutków i trosk doczesnych, ale nie tracili woli życia i chęci walki. Skąd czerpali siły? Na to i na inne pytania ludzkości odpowiada Jezus: „Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię. Weźcie moje jarzmo na siebie i uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokorny sercem, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych. Albowiem jarzmo moje jest słodkie, a moje brzemię lekkie” (Mt 11,28-30). Może nie jestem w praktykowaniu owej drogi mistrzem, ale jej rozpoznanie to dobry początek, by na nią wejść.

 

Adam Maniura
Głos Ojca Pio | 14 wrzesień 2020