DRUKUJ
 
Florence Briere-Loth
Gdzie się podziały nasze dzieci?
List
 


Francuscy terapeuci i psychologowie biją na alarm

 

Dzieci dorastają coraz wcześniej, a dojrzewają coraz później. W wieku dziesięciu lat ubierają się jak dorośli, organizują imprezy i dzielą kłopoty swoich rodziców. W Stanach Zjednoczonych nazywa się je kids growing older younger (coraz młodsze dzieci, które coraz wcześniej stają się "stare"). Co się stało z ich dzieciństwem? Jak pomóc im przeżyć bezcenne lata dzieciństwa?

 

Widzicie je na ulicy. Są podobne do siebie jak siostry bliźniaczki. Mają dopiero dziesięć lat i już noszą buty na koturnach, spodnie biodrówki, a na ich opalonym brzuszku widać pasek stringów. Są w wieku, kiedy powinny bawić się lalkami, mają okrągłą, dziecięcą buzię, a zachowują się i wyglądają jak femmes fatales.


Na szkolnej zabawie, w przedostatniej klasie szkoły podstawowej, kołyszą się i poruszają biodrami tak perfekcyjnie, że tancerki z haremu mogłyby zblednąć z zazdrości! Te dziewczynki o modzie wiedzą wszystko, mają swoje ulubione kosmetyki i czasopisma na ten temat. W Stanach Zjednoczonych wizyta w gabinecie kosmetycznym – z masażem i depilacją ciała – jest ulubionym prezentem dla nastolatek. Syndrom "lolity" jest zauważalny już w szkole podstawowej.


Nastolatki corocznie wydają 3 miliardy euro. Przede wszystkim na ubrania. Czy można zrezygnować z tak intratnego rynku, zwłaszcza że przewiduje się, iż za dwa, trzy lata sześcioletnie dziewczynki będą ubierały się tak samo jak dzisiejsze piętnastolatki? Przedwczesna "dorosłość" nie przejawia się tylko i wyłącznie w wyglądzie. Po skończeniu podstawówki, w wieku dziesięciu lat, dzieci organizują prywatki, a w pierwszej klasie gimnazjum dziewczynki zaczynają wabić swoimi wdziękami. "Z kim chodzisz? – to pytanie, które zadają wszystkie dziewczyny" – opowiada jedenastoletni Antek, jeszcze nie zainteresowany tematem, któremu przeszkadza jednak presja koleżanek.

 

Dzieci reklamy

 

Rodzice ośmioletniego Natana pracują do późna. Chłopiec sam jeździ metrem, otwiera mieszkanie, odrabia zadanie i podgrzewa kolację w mikrofalówce. "Syn jest całkowicie samodzielny. Poradzi sobie w życiu..." – zachwyca się ojciec. [...]


Dlaczego dorośli nie chcą widzieć dzieci takimi, jakimi one są naprawdę? Zapomnieli pewnie, że pomiędzy ósmym a dwunastym rokiem życia dziecko "stwarza siebie" pod opieką rodzicielską, beztroskie i ufne, z dala od konfliktów i napięć. "To przede wszystkim kwestia pieniędzy" – wyjaśnia Jacques de Coulon, dyrektor Liceum świętego Michała we Fryburgu w Szwajcarii. "Dzisiaj złoty cielec panuje wszędzie, a poprzez reklamę trafia do dzieci".


Nastolatki są pierwszymi ofiarami reklamy. Przyklejeni do ekranu telewizora od wczesnego dzieciństwa, nasiąkają sloganami zachęcającymi do zakupów. Reklama kreuje ich potrzeby i zachowania.


W dodatku wygląd stał się fundamentalną "wartością", pozwalającą zdobyć uznanie rówieśników. Nie dziwi więc, że dzieci naśladują we wszystkim idoli telewizyjnych – piosenkarzy, gwiazdy sportu itp. – i pragną podobnie wyglądać. A te groźne bożyszcza w swoich klipach nie zawahają się przed scenami sado-masochistycznymi, w których dziewczyna pokazana jest jako przedmiot seksualny, jako niewolnica. "Cały ten rynsztunek odwołuje się bardziej do fantazjowania pedofilów niż do jakiejkolwiek rzeczywistości i skłania dziewczynki do przyjęcia specyficznego języka ciała i zachowań seksualnych, które pozostają w sprzeczności z ich wewnętrznymi przeżyciami" – oburza się Roland Beller, psychiatra i psychoanalityk. Oto zadziwiający paradoks: społeczeństwo uważa pedofilię za zbrodnię i jednocześnie zachęca dziewczynki, by zachowywały się jak wampy.

 

"Dorosłe dzieciństwo"

 

Wszystko sprzyja temu, aby rodzice postrzegali swoje dzieci jako starsze niż są. Środki masowego przekazu, a zwłaszcza reklama, kreują dziecko na decydenta. Również dzieci widzą siebie starszymi niż są w rzeczywistości, ponieważ chętnie utożsamiają się z bohaterami z seriali telewizyjnych, które oglądają bez przerwy, wymazując czas dzieciństwa ze swego życia. "W późniejszych latach będą próbowały bezskutecznie odzyskać ten czas" – tłumaczy Béatrice Cooper-Royer, psycholog dziecięcy.


Przedwczesna "dorosłość" dzieci pochlebia rodzicom. "Nasza córka Audrey ma kolegę. Zaprosił ją do siebie na wakacje. Czy zdajesz sobie sprawę, że w wieku dziesięciu lat ona nie traci czasu?!" – opowiada matka koleżance z biura. Dziecko, które potrafi wrócić samo do domu, wykąpać młodsze rodzeństwo, przygotować posiłek, jest wygodne dla rodziców, którzy mogą zostać dłużej w pracy, powłóczyć się po sklepach czy pójść do przyjaciół. Najstarsze dziecko przejmuje obowiązki rodziców, lecz jest pozostawione samemu sobie. "Powierzanie odpowiedzialności dziecku w wieku, kiedy odczuwa ono potrzebę opieki, jest dla niego niszczące. Konsekwencje tego pojawią się wiele lat później" – ostrzega Etty Buzyn, psycholog dziecięcy.

 

Trzeba być najlepszym

 

Dzisiejsze społeczeństwo, opierające się na zasadzie kompetencji i skuteczności, wywołuje lęk u rodziców, którzy zachęcają swoje pociechy do rywalizacji. "Trzeba być najlepszym. Aby dzieci mogły być najlepsze, rodzice uczą je skuteczności, a nie aktywności" – zauważa filozof, Ines Pélissié du Rauzas. Zestresowani rodzice przenoszą swój lęk na dziecko, które musi zrobić wszystko, aby być najlepszym. Zaczyna się to bardzo wcześnie. "Już kilka miesięcy przed pójściem do przedszkola, kiedy dzieci mają około dwóch i pół roku, zmienia się nieoczekiwanie postawa rodziców. To samo dziecko, które było rozpieszczanym bobaskiem, nagle w oczach rodziców staje się duże, ponieważ wkrótce będzie musiało podjąć współzawodnictwo. Dziecko przestaje więc mieć prawo do pieluchy i do smoczka. Spokojne dotąd maluchy stają się nagle nerwowe i wylęknione" – opowiada dyrektor przedszkola.

 

W szkole obowiązuje wyścig po oceny. Dzieci biegają z lekcji prywatnych na zorganizowane kursy językowe. Dziewięcioletni Henryk przechodzi do ostatniej klasy podstawówki. Jego rodzice znaleźli korespondencyjny kurs wakacyjny przerabiający program następnej klasy. I Henryk, który jest dobrym uczniem, będzie zgłębiał wiadomości przez całe lato. "Będzie umiał o wiele więcej niż inni!" – chełpi się ojciec.


Rodzice niechętnie akceptują dziecinność swoich dzieci. W obecności dziecka mówią otwarcie o swoich trudnościach zawodowych, finansowych i rodzinnych. Zdarza się, że matka zwierza się z problemów małżeńskich dwunastoletniej córce. "Opowiadając o problemach intymnych dziecku, rodzic usiłuje instynktownie zatrzeć naturalny dystans między nimi. Takie zachowanie pozostaje w absolutnej sprzeczności z procesem dorastania" –tłumaczy wspomniana wcześniej Béatrice Cooper-Royer.


Zwierzanie się rodziców ze swoich kłopotów przerasta dzieci i sprawia, że dorastają przedwcześnie. "W porównaniu do poprzednich pokoleń, nastolatki potrzebują większego wsparcia psychicznego, zwłaszcza jeśli w dzieciństwie grali role, które nie były rolami dziecka" – zwraca uwagę Tony Anatrella, psychoanalityk.

 

Mama mnie małpuje

 

Rodzice wchodzą często w relację koleżeńską ze swoim dzieckiem. "Biorą mnie za starszą siostrę mojej córki. Razem robimy zakupy, nosimy takie same ubrania" – przechwala się trzydziestosześcioletnia Celina, podczas gdy jej trzynastoletnia córka Matylda wywraca oczami. Lęk przed starzeniem się, obawa przed stosowaniem władzy rodzicielskiej, w której nie ma miejsca na wdzięczenie się i wiele innych powodów, skłaniają rodziców do przyjęcia zachowania dorastających dzieci: ich sposobu ubierania się, spędzania wolnego czasu, języka. "Rodzice-kumple zachowują się, jakby różnica międzypokoleniowa nie istniała. Postępują w ten sposób, aby dodać sobie odwagi" – stwierdza Béatrice Cooper-Royer. Zdarza się, że rodzice negują różnicę międzypokoleniową tak bardzo, że sami dziecinnieją. "Mam problem z mamą. Kiedy jestem z przyjaciółmi, ona chce uchodzić za młodą, mówi głośno, małpuje nas. To żałosne" – wyznaje Matylda. A przecież dzieci mogą dojrzewać tylko i wyłącznie przy zachowaniu prawdziwego dystansu międzypokoleniowego. W przeciwnym razie próbują zaznaczyć tę różnicę, zachowując się i ubierając coraz bardziej prowokacyjnie. Są wtedy pewne, że rodzice nie ośmielą się ich naśladować.

 

Kreatorzy mody wykorzystali tę tendencję. I tak na przykład Kookai, lansujący modę młodzieżową, przygotowuje dwie kolekcje: jedną dla matek, drugą dla córek!


Bycie "rodzicem-równolatkiem" swojego dziecka powoduje, że "zostaje naruszony proces identyfikacji. Rodzice zachowują się tak, jakby mówili młodemu pokoleniu: nie możecie się z nami utożsamiać, ponieważ nie mamy wam nic do powiedzenia i nie możemy zaproponować wam żadnej wartości.


A dla dorastającego dziecka rodzic winien być punktem odniesienia, dawać mu poczucie bezpieczeństwa. I właśnie dlatego rodzic musi zaakceptować swój wiek i swoją rolę wychowawcy" – przekonuje Tony Anatrella.


Dzieci oczekują, że rodzice przekażą im sens życia, wiedzę o świecie i doświadczenie życiowe. Tony Anatrella kontynuuje: "Co gorsza dorośli chcieliby, żeby dorastające dzieci radziły sobie same. W rezultacie dzieci pozostają uwikłane w kłopoty, które je przerastają i dlatego nie udaje się im opuścić wieku dojrzewania!". Spotykamy potem wylęknionych, niedojrzałych, "przerośniętych młodzieńców", którzy nie mają odwagi opuścić rodzinnego gniazda.

 

Wydaje się, że dzieci wychowywane bezstresowo, bez żadnych ograniczeń, czujące się swobodnie w świecie rozwiniętej technologii, widziały i słyszały wszystko. Słyszymy często: "Dzisiejsze dzieci są bardziej rozwinięte i zaradne". To prawda, ale nie zapominajmy, że pozostają dziećmi. Potrzebują zarówno porad, jak i reprymend.


Niestety, po maju 1968 r. niektórzy rodzice we Francji pogubili się. Wielu zaprzestało stosowania władzy rodzicielskiej. "Czasem trudniej jest narzucić ograniczenia niż zezwolić na wszystko" – zauważa Odile, nauczycielka z Marsylii. Z obawy przed konfliktami i dlatego, że są zbyt zajęci, rodzice dają dzieciom zbyt dużo swobody. Przecież zakazując oglądania telewizji musieliby zaproponować coś innego. Szukają więc usprawiedliwienia i wmawiają sobie, że wszyscy tak robią, że "walka" z dziećmi skazana jest na porażkę. Najwyższy już czas, by zacząć zmuszać dzieci do posłuszeństwa, nie obawiając się ich sprzeciwu. "Brak ograniczeń i punktów odniesienia pozostawia dziecko samemu sobie i wywołuje u niego lęk" – twierdzi Etty Buzon.

 

Rodzice obawiają się również frustracji dziecka. "Czasami potrzeba odwagi, by patrzeć na dziecko, które dokonuje wysiłków, aby sprostać wymaganiom. Zapominają o tym, że wyrzeczenia pomagają dziecku w rozwoju. Właśnie wyrzeczenia uczą dziecko niezależności. Przecież kiedy dziecko przestaje być karmione butelką lub piersią, w zamian doświadcza innej komunikacji, np. językowej" – zauważa Béatrice Cooper-Royer. Potem przychodzą kolejne wyrzeczenia. Powoli dziecko uświadamia sobie, że musi czekać na spełnienie pragnień.

 

Rytm dziecka nie jest rytmem rodziców

 

Rodzice muszą na powrót zaakceptować siebie w roli wychowawcy. Jedynie wtedy ich dziecko może zbudować dojrzałą osobowość. Alain Braconnier określa zadanie rodziców w taki sposób:


"Trzeba sprawować władzę rodzicielską nie popadając w autorytaryzm, ustalać ograniczenia nie popadając w przesadny liberalizm, szanować rytm dziecka, bawić się z nim i stosować kary, słowem: uszanować jego dziecięcą naturę". Ważne, by pozwolić dzieciom dojrzewać w takim czasie, jakiego one potrzebują. Dzieci mają inny rytm życia niż dorośli, a nadmiar zajęć nie sprzyja rozwojowi wyobraźni i życia wewnętrznego…

 

Florence Briere-Loth
tłum. Zofia Pająk
Famille chrétienne, nr 1336
List 06/2004