DRUKUJ
 
Ewa Kusz
Otwarta rana
Więź
 


W tym roku [2011 – przyp. red.] ukazała się w Polsce nakładem Wydawnictwa WAM książka Ojca i Giovanniego Cucciego SJ „Kościół a pedofilia”. Czym różni się ta książka od wielu innych, zwłaszcza anglojęzycznych, pozycji podejmujących problem wykorzystania seksualnego nieletnich w Kościele katolickim?


Jest wiele książek podejmujących ten temat. Nasza publikacja kładzie nacisk na stan wiedzy psychiatrycznej i psychologicznej dotyczącej omawianego problemu. Dotychczasowe publikacje popularnonaukowe i publicystyka, podejmowane zarówno z pozycji niechętnych Kościołowi, jak i broniących go, w niewielkim stopniu uwzględniają ustalenia naukowe.

 

Warto choćby zauważyć, że w samej psychiatrii ma miejsce dynamiczna zmiana w podejściu do pedofilii. Jeszcze kilka lat temu psychiatria mówiła o możliwości wyleczenia pedofilów, a dziś większość psychiatrów mówi jedynie o możliwości nauczenia ich kontroli zachowania. Nauka się zmienia, formułuje nowe kryteria i wyciąga nowe wnioski. Trzeba o tym pamiętać, gdy oceniamy działania z przeszłości, także te podejmowane przez odpowiedzialnych w Kościele. Zdarzało się bowiem, że biskup wysyłał na terapię kapłana, który wykorzystywał seksualnie nieletnich, a potem na podstawie pisemnej opinii psychiatry poświadczającej, że jego pacjent jest wyleczony, przydzielał go znów do pracy parafialnej. A tam kapłan na nowo zaczynał wykorzystywać nieletnich. Dziś wiadomo, że nawet po pozytywnie przebytej terapii taki duszpasterz (lub przedstawiciel dowolnego innego zawodu) nie powinien pracować z nieletnimi do końca swojego życia.

 

Wyjaśnić też muszę, że nasza perspektywa – jako autorów tej książki – jest specyficzna, bo zadaniem Instytutu Psychologii na Uniwersytecie Gregoriańskim, gdzie pracujemy, jest kształcenie formatorów, czyli osób, które będą towarzyszyć innym w przygotowywaniu się do posługi w Kościele. Dlatego też w książce jest sporo o formacji, która bardziej niż dotąd musi uwzględnić wnioski płynące ze skandalu wykorzystywania seksualnego nieletnich.

 

Medialne informacje o nadużyciach seksualnych w Kościele bywają niekiedy szokujące i mogą zachwiać zaufaniem do Kościoła. Ojciec jednak twierdzi, że „skandal nadużyć jest bolesny, lecz konieczny i ważny”. Co to znaczy?


„Bolesny” – gdyż ma miejsce wewnątrz Kościoła, nie jest jedynie wymysłem medialnym, ale jest częścią rzeczywistości Kościoła. Kościół ze wstydem musi uznać, że sprawcami nadużyć seksualnych są niektórzy kapłani, diecezjalni i zakonni, których powołaniem jest chronić dzieci, strzec otoczenia nieletnich i przyczyniać się do ich wzrostu. Bolesny jest fakt, że są wśród księży tacy, którzy z mniejszym czy większym użyciem przemocy wykorzystywali seksualnie dzieci i młodzież. Dla Kościoła jest to doświadczenie dotkliwe i zawstydzające, jest – najogólniej mówiąc – jego winą. Papież Benedykt XVI mówi o nim jako o „otwartej ranie”. To papieskie określenie jest też we włoskim tytule naszej książki.

 

„Konieczny i ważny” – dlatego że skandal ten jest dla Kościoła wyzwaniem, z którym trzeba się uczciwie zmierzyć. Niezaprzeczalne fakty niosą ze sobą konieczność szukania i znajdowania odpowiedzi na naglące pytania: o selekcję kandydatów do kapłaństwa, o środki zapobiegawcze, jakie należy zastosować w duszpasterstwie, aby skutecznie chronić dzieci i młodzież przed nadużyciami. Ten skandal uzmysławia konieczność troski o życie i formację księży. Zmusza do zastanowienia się nad tym, jak ma postąpić biskup, wikariusz generalny albo wyższy przełożony zakonny w sytuacjach, gdy zgłaszane są informacje o problemach księży, w tym również związanych z nadużyciem seksualnym.

 

Zadaje Ojciec pytanie o właściwą selekcję kandydatów do kapłaństwa. Kto powinien za nią odpowiadać?


W wielu międzynarodowych zakonach męskich, jak i w wielu diecezjach istnieje już sformalizowany proces przyjmowania kandydatów do seminarium. W tym procesie uczestniczy rektor seminarium, jeden z formatorów, proboszcz znający danego kandydata oraz psycholog. Każdy z nich ma swoją określoną rolę.

 

Na co muszą zwracać uwagę?


Przede wszystkim, oczywiście, na dojrzałość – ludzką, duchową i intelektualną. Te różne wymiary dojrzałości należy rozpatrywać razem. Podejmując rozmowy z kandydatem, należy zwrócić uwagę na dwie rzeczy – czy u kandydata zauważalne są sygnały poważnych problemów oraz czy można przewidywać, że będzie się on rozwijał, czyli czy widać w nim tzw. przestrzenie wzrostu.

 

Jak u kandydata do kapłaństwa rozpoznać kogoś, kto w przyszłości może być sprawcą nadużyć seksualnych wobec nieletnich? Nie ma żadnych testów ani psychologicznych, ani seksuologicznych, które by pomogły rozpoznać przyszłego pedofila.


Psychologia nie jest nauką ścisłą pozwalającą na wypowiadanie takich twierdzeń. Psychologia może wskazać na pewne sygnały, które trzeba zinterpretować. Stephen J. Rosetti w artykule „Some Red Flags for Child Sexual Abuse” mówi o tzw. sześciu „czerwonych flagach”, które powtarzają się w dynamice nadużyć seksualnych wobec dzieci. Są to: niepewność dotycząca orientacji seksualnej, zainteresowania i zachowania typu infantylnego, częste relacje z małoletnimi przy jednoczesnym niedostatku relacji z rówieśnikami, jednostronny rozwój w sferze seksualnej, doświadczenie przemocy i wykorzystania seksualnego i wreszcie osobowość bardzo wycofana, bierna, introwertywna, konformistyczna i zależna.

 

Kto powinien odczytywać i interpretować takie sygnały?

 

To obowiązek zespołu, który przeprowadza proces selekcji kandydatów. Zadaniem psychologa jest wydanie opinii o kondycji psychicznej kandydata, i to zgodnie z etyką psychologa, czyli może on przekazać opinię przełożonym jedynie za zgodą kandydata. Chcę jednak mocno podkreślić, że psycholog nie może podejmować decyzji o przyjęciu kandydata do seminarium. Jest to zadanie rektora seminarium, biskupa albo prowincjała.

 

Gdybym był rektorem, chciałbym też znać opinię osób, które znają dłużej kandydata, widziały go w pracy, przy wykonywaniu jakichś zadań. Taką znajomość kandydata często mają proboszczowie.

 

Proboszczowie najczęściej wystawiają kandydatom dobrą opinię.

 

Nie jest to problem samych proboszczów, raczej biskupów czy rektorów. Jeśli zwierzchnicy będą dawali jasny komunikat, że nie chcą słyszeć tylko samych pochwał, ale chcą znać obiektywną ocenę kandydata, sytuacja się zmieni. To już się zmienia. Jeśli przełożony oczekuje dobrych informacji – takie też dostaje. Często różnorakie sprawozdania nie mówią o tym, jak jest, ale przekazują to, co wedle czyjegoś wyobrażenia przełożony chciałby usłyszeć.

 

 

Przyjmując kandydata do seminarium, nie można od razu zauważyć wszystkiego, ale podczas pierwszego lub drugiego roku formacji dostrzega się, że ktoś ma np. problemy w relacjach z innymi. To zadanie dla formatorów w seminarium. Jeśli zauważą, że ktoś nie ma kontaktów ze swoimi rówieśnikami, zachowuje się infantylnie, jest zainteresowany jedynie pracą z dziećmi albo ma w swoim pokoju zdjęcia dzieci, to są poważne sygnały. Dlatego też Kongregacja ds. Wychowania Katolickiego domaga się, aby formatorzy w seminarium mieli odpowiednie przygotowanie w dziedzinie psychologii. To nie jest wymysł nas, psychologów, to zalecenie Kongregacji. Niestety w wielu częściach świata nie przestrzega się tych wskazań.

 

W Polsce nie jest to częstą praktyką.


Oczywiście nie wszyscy rektorzy czy formatorzy muszą być psychologami. Nawet będzie lepiej, jeśli nimi nie będą, ale powinni dysponować niektórymi pojęciami z dziedziny psychologii i posiadać pewną zdolność integralnego spojrzenia na kleryka, by umieć rozeznać m.in. jego motywacje świadome i nieświadome oraz aby być gotowym do korzystania ze wskazówek psychologicznych. Formatorzy powinni jednak, zgodnie z „Zasadami korzystania z dorobku psychologii” opublikowanymi przez Kongregację ds. Wychowania Katolickiego z 2008 r., mieć kontakt z psychologami, którzy przyjmują nauczanie Kościoła na temat celibatu i życia konsekrowanego oraz rozumieją ten sposób życia.

 

Niekiedy pedofilię łączy się z homoseksualizmem. Czy, zdaniem Ojca, istnieje pomiędzy nimi związek?


Nie istnieje bezpośredni związek przyczynowo-skutkowy pomiędzy homoseksualizmem a pedofilią lub efebofilią, tzn. homoseksualista przez sam fakt bycia nim nie stanowi zagrożenia dla dzieci i młodzieży. Należy jednak zwrócić uwagę na statystyki, które wskazują, że wśród kapłanów wykorzystywanie nieletnich chłopców, szczególnie tych w okresie dorastania, jest statystycznie wyraźnie częstsze niż wykorzystywanie dziewczynek. Jeśli w całej populacji sprawców ofiarami wykorzystania seksualnego w 75 proc. są dziewczynki, to w grupie sprawców-kapłanów, ta proporcja jest odwrotna. Z tego właśnie powodu nie jest obojętne, czy będziemy przyjmowali osoby homoseksualne do kapłaństwa.

 

Z drugiej strony, badacze z uniwersytetu w Nowym Jorku w opublikowanym 18 maja 2011 John Jay Report podkreślają, że w trakcie badań zjawiska wykorzystania seksualnego w Kościele amerykańskim nie stwierdzono związku pomiędzy homoseksualizmem a wykorzystaniem nieletnich. Istnieje zatem faktyczna trudność w interpretowaniu danych statystycznych. Prawdą jest to, na co wskazują komentatorzy raportu: jeśli mówimy o nieproporcjonalnej ilości wykorzystywania nieletnich chłopców przez duchownych, musimy wziąć pod uwagę również i to, że kapłani mają łatwiejszy kontakt z chłopcami, np. z ministrantami. Poza tym nie wszystkie przypadki wykorzystania chłopców przez duchownych są ekspresją orientacji homoseksualnej w ścisłym tego słowa znaczeniu. Mogą być również wyrazem innego dynamizmu psychicznego – próbą wyjścia z samotności czy złagodzenia frustracji.

 

Jakie są jeszcze inne powody prowadzące do wykorzystania seksualnego nieletnich przez kapłanów?


Przyczyny mogą być bardzo różne – seksualność jest bardzo plastyczna, jest wyrazem całej osobowości człowieka, a zatem wszystkie dynamizmy osoby mogą się wyrazić poprzez seksualność. Kapłani są podatni dokładnie na te same czynniki, które sprzyjają wykorzystywaniu seksualnemu u osób spoza stanu duchownego. Mogą to być: braki w rozwoju psychoafektywnym adekwatnym do wieku; trudności w relacjach; rozczarowania w pracy i inne. Kapłani tak samo jak inni ludzie narażeni są na napięcia związane z samotnością, z przeciążeniami w pracy, z seksualizacją otoczenia, pornografią w internecie. Powinni więc troszczyć się o własną równowagę emocjonalną i duchową.

 

Przejdźmy do kwestii formacji, na czym powinna polegać, aby była odpowiednia?

 

Właściwa formacja jest opisana w adhortacji Jana Pawła II „Pastores dabo vobis” z 1993 r. Należy ją przeczytać, ponieważ w niej jest zawarte zasadniczo wszystko. Papież mówi tam o czterech płaszczyznach rozwoju: ludzkiej, duchowej, intelektualnej i duszpasterskiej. Która jest z nich pierwsza? Zawsze ludzka. Formacja ludzka, kulturowa, relacyjna jest fundamentem formacji kapłańskiej. Nie mówią tego psychologowie chcący pomniejszyć znaczenie duchowości czy teologii, ale mówi o tym bł. Jan Paweł II! Jestem przekonany, że jeśli będziemy postępować zgodnie z zaleceniami opisanymi w tej adhortacji, będziemy mieli znacznie mniej problemów, a więcej świadectw przykładnego życia kapłańskiego.

 

Gdy mówimy o odpowiedniej formacji to, moim zdaniem, znaczy to również, że powinna być ona indywidualna, dopasowana do pojedynczego kandydata. Nie można założyć, że w chwili przyjęcia do seminarium wszyscy klerycy są na tym samym poziomie. Trzeba wiedzieć, na co powinno się zwrócić uwagę w formacji i autoformacji danego kandydata, we wszystkich wymiarach: ludzkim (relacyjnym i uczuciowym), duchowym i intelektualnym.

 

Czy formacja seminaryjna dobrze przygotowuje do dojrzałego przeżywania celibatu? Czy sam celibat pomaga, czy utrudnia przeżywanie własnej seksualności?


Celibat – jako styl życia dla kapłanów Kościoła łacińskiego – jest wyborem ze strony Kościoła. Celibat jako taki może oczywiście pomóc w dobrym przeżywaniu własnej seksualności, ale aby tak było, duchowny musi przejść odpowiednią formację. Nie można budować na założeniu, że sam wybór celibatu pomaga już nim dojrzale żyć, szczególnie we współczesnym świecie, w którym nie promuje się wierności w relacjach, a obrazy pornograficzne są dostępne praktycznie wszędzie. Dlatego młody człowiek powinien być informowany, w jaki sposób ma żyć swoją seksualnością w powołaniu kapłańskim.

 

Dziś dyskusja na temat celibatu skupia się jedynie i wyłącznie wokół pytania o gratyfikację seksualną, a nie o celibat rozumiany jako pewien styl życia powiązany z ofiarnością, zaangażowaniem w misję, ubóstwem, posłuszeństwem. To wszystko przynależy do całości wyboru tego rodzaju życia. Problemem podstawowym dla kapłana jest to, jak pozostawać w głębokiej więzi z Jezusem w swoich relacjach z innymi, w społeczeństwie. Życie ofiarowane innym, otwarte na drugiego człowieka, proste, zdrowe relacje, różne zainteresowania – to wszystko pomaga celibatariuszowi dawać świadectwo Jezusowi. Czasem jednak, jak wszyscy wiemy, życie kapłańskie nie jest świadectwem. Niestety dzisiaj, również z powodu niedostatków świadectwa, wartość celibatu nie znajduje uznania w oczach społeczeństwa.

 

Nadużycia seksualne w Kościele są antyświadectwem. Jak wobec tych faktów powinni zachowywać się odpowiedzialni w Kościele?

 

3 maja 2011 r. Kongregacja Nauki Wiary opublikowała list okólny do wszystkich konferencji episkopatów zobowiązujący je do wydania bądź zrewidowania wytycznych dotyczących postępowania w przypadku oskarżenia kapłana o nadużycia seksualne wobec małoletnich. Stolicy Apostolskiej chodzi zarówno o procedury towarzyszenia i pomocy ofiarom nadużyć, jak i o uwrażliwienie wspólnoty kościelnej pod kątem ochrony dzieci i młodzieży. Ten list okólny domaga się z jednej strony, aby biskupi stosowali rozporządzenia kanoniczne w tej materii oraz, z drugiej strony, aby uwzględniali postanowienia ustaw cywilnych. Jeśli państwo oczekuje automatycznego i obowiązkowego doniesienia o czynie wykorzystania seksualnego małoletnich, biskup jest zobowiązany to uczynić. Taka jest wola Stolicy Apostolskiej.

 

W Polsce nie ma obowiązku prawnego złożenia doniesienia na sprawców przestępstw seksualnych [obowiązek ten został wprowadzony w 2017 roku – przyp. red. Więzi].


Także w Niemczech i we Włoszech zgłaszanie przestępstwa nie jest obowiązkowe, inaczej niż we Francji i w USA. Niezależnie od różnic w ustawodawstwie poszczególnych krajów, Kongregacja podkreśla konieczność ścisłej współpracy z właściwymi organami państwowymi. Dyrektywy Kongregacji Nauki Wiary są opublikowane i znane w całym świecie, ponieważ Stolicy Apostolskiej zależy na tym, aby zasady postępowania były wspólne. Jeśli biskupi diecezjalni będą postępować według tych norm, uzyskamy gwarancję możliwie największego bezpieczeństwa.

 

Czytałam wytyczne z różnych krajów, niektóre bardzo precyzyjne i bogate w treści. Polskie wytyczne zawierają jedynie podstawowe normy kanoniczne. Z kolei Włochy i Hiszpania nie mają adekwatnie przygotowanych norm, ponieważ biskupom tych krajów nie wydawały się one potrzebne.


Kongregacja we wspomnianym już liście okólnym zobowiązuje konferencje episkopatów do przygotowania wytycznych do końca maja 2012 r. Zobowiązuje! Zakładam, że przesłane do Kongregacji wytyczne poszczególnych krajów zostaną sprawdzone pod kątem spójności z normami i procedurami, o których mowa w instrukcjach oraz w liście okólnym. Jestem przekonany, że Kongregacja przekaże episkopatom swoją opinię, ale obowiązek stanowienia lokalnego prawa według ogólnych zasad przynależy w tym przypadku do konferencji episkopatów.

 

A co w przypadku, gdy w wytyczne będą wpisane zalecenia Kongregacji, natomiast w życiu nie będą one stosowane?


To już jest problem sumienia tych, którzy ich nie będą stosować. Można i trzeba przygotować prawo, które chroni ofiary i ściga przestępców. Samo prawo nie ma jednak mocy sprawczej. Musi być znane i stosowane. Prawo państwowe chroni własność prywatną, ale to nie sprawia, że przestają istnieć złodzieje albo zaniedbania w ściganiu przestępstw przeciwko własności. Tak jest i w tym przypadku. Stolica Apostolska robi wszystko, co do niej należy, ale wydanie obowiązujących norm dla poszczególnych krajów i wdrożenie zgodnego z nimi postępowania jest wyzwaniem dla poszczególnych konferencji episkopatów, a w drugiej kolejności dla zakonów.

 

Aby pomóc w tym zakresie konferencjom episkopatów i przełożonym generalnym, organizujemy na Uniwersytecie Gregoriańskim w dniach 6-9 lutego 2012 r. sympozjum dla przedstawicieli konferencji episkopatów oraz dla niektórych przełożonych generalnych zakonów męskich i żeńskich z całego świata. Chcemy rozmawiać o tym, jak pomagać ofiarom oraz jak chronić dzieci i młodzież przed wykorzystaniem seksualnym ze strony duchownych i innych osób posługujących w Kościele. My – jako przedstawiciele uniwersytetu – chcemy ofiarować przełożonym kościelnym pomoc w przygotowaniu i wydaniu swoich własnych wytycznych zgodnie z nowymi zaleceniami Kongregacji Nauki Wiary.

 

Czy, zdaniem Ojca, w Polsce, gdzie do tej pory nie wybuchł skandal związany z falą ujawnień przypadków wykorzystania seksualnego małoletnich, mamy do czynienia z ciszą przed burzą? A może ten problem nas z jakichś powodów ominie?


Nie ma podstaw, by przyjąć, że w Kościele polskim nie było przypadków nadużyć seksualnych. Jednak skala tego zjawiska pozostaje nieznana. Sytuacja Polski jest porównywalna z niemiecką sprzed roku 2010, wówczas przypadki z przeszłości były częściowo znane, ale nie wyobrażano sobie skali problemu i nie zajmowano się tym. Nadużycia seksualne wobec nieletnich są wszędzie tam, gdzie się z nimi pracuje: w szkołach, grupach sportowych, harcerstwie, ale również i w Kościele.

 

Jeśli Kościół w Polsce nie skonfrontuje się z tą rzeczywistością, jeśli nie weźmie – jak to mówimy w Niemczech, byka za rogi – będzie się działo to, czego świadkami byliśmy w USA, Kanadzie, Irlandii, Niemczech, Austrii czy ostatnio w Belgii. W wyciąganiu nadużyć seksualnych na światło dzienne dużą rolę odegrały media i nacisk opinii publicznej, nie zawsze przychylnej Kościołowi. Jednak to nie media są winne, że w Kościele był „brud”, by użyć sformułowania Benedykta XVI. Jeśli Kościół nie wie, jak reagować w takich sytuacjach, ponieważ nie zadał sobie trudu, aby poznać fakty, to jego wizerunek znacznie bardziej ucierpi, niż gdyby powiedział: tak, mieliśmy takie przypadki, są one bardzo bolesne, ale zmierzyliśmy się z tym w taki a taki sposób.

 

Dlaczego dopiero po latach ofiary zaczynają mówić o tym, że były wykorzystane seksualnie przez kapłanów w okresie swojego dzieciństwa lub dorastania?


Jest wielką tajemnicą, dlaczego ofiara trzyma w sobie głęboko swoje cierpienie przez 30, a nawet przez 50 lat, i potem nagle zaczyna o nim mówić. Istnieje, oczywiście, jakiś szczególny moment, który ułatwia ofiarom mówienie, np. gdy media ujawniają przypadki nadużyć. Pojedynczej ofierze trudno jest mówić publicznie o tak traumatycznym doświadczeniu, jeśli jednak takich ofiar jest setki, to pojedyncze osoby stają się anonimowe i anonimowość je chroni. W Holandii ofiary wyszły z ukrycia nie wtedy, gdy episkopat holenderski dziewięć lat temu zapraszał ofiary do zgłaszania się, ale dopiero wówczas, gdy w Niemczech rozpoczęło się to medialne tsunami, czyli ponad rok temu. Prawdopodobnie ofiary holenderskie poczuły się pewniej w tej wielkiej liczbie ofiar i nie obawiały się tak bardzo, że media będą chciały zmusić ich do opowieści o ich przeżyciach. Nacisk na upublicznienie tak bolesnych wydarzeń niesie ze sobą poważne niebezpieczeństwo ponownej traumatyzacji, ponownego przeżycia tego doświadczenia i otwarcia rany, która została zamknięta z dużym trudem. O tym też trzeba pamiętać.

 

A czy zna Ojciec jakiś pozytywny przykład konfrontacji Kościoła lokalnego z problemem nadużyć seksualnych?

 

Taki przykład stanowi chociażby archidiecezja monachijska, która zdecydowała się na przebadanie i przedstawienie opinii publicznej tego, co działo się na jej terenie, poczynając od lat powojennych, aż do dzisiaj. Kroki te zostały podjęte m.in. dlatego, że jest to archidiecezja, w której biskupem przez kilka lat był Joseph Ratzinger i media, szczególnie „New York Times” oraz niektóre gazety niemieckie, atakowały go za jeden konkretny przypadek, w który – jak wykazało niezależne dochodzenie – Ratzinger jako arcybiskup Monachium nie był w żaden sposób wmieszany.

 

Archidiecezja monachijska zleciła poważnej kancelarii adwokackiej przebadanie całego archiwum archidiecezjalnego, także personalnego z lat 1945–2009, umożliwiając jej zapoznanie się ze wszystkimi dokumentami o kapłanach działających w tym okresie. 3 grudnia 2010 r. podczas konferencji prasowej przedstawicielka kancelarii w obecności arcybiskupa Monachium, kard. Reinharda Marxa, oraz wikariusza generalnego przedstawiła wyniki badań. Okazało się, że w dokumentach znaleziono 159 przypadków oskarżeń o nadużycia. Każdy z tych przypadków jest bolesny i zawstydzający. Po konferencji prasowej przez następnych kilka godzin było duże poruszenie medialne w internecie, następnego dnia były już tylko krótkie informacje w niektórych dziennikach, a potem zapadła cisza. Dzisiaj dziennikarze wiedzą, że w archidiecezji monachijskiej nie ma już nic do odkrycia.

 

Tam, gdzie się postępuje według ustalonych reguł, tam dokonuje się oczyszczenie. Wymaga to jednak dużej odwagi przełożonych, w tym zakonnych, aby dogłębnie skonfrontować się z rzeczywistością. Rzecz ma się podobnie jak z wrzodem, który stale dokucza i zatruwa organizm – jeśli zostanie przecięty i wyczyszczony, to cierpienie i ból się kończy i rana może się goić.

 

Hans Zollner SJ – ur. 1966. Jezuita, profesor psychologii i psychoterapeuta. Dyrektor Centrum Ochrony Dziecka na Uniwersytecie Gregorianum w Rzymie. Był odpowiedzialny za zorganizowanie watykańskiego szczytu przewodniczących episkopatów dotyczącego wykorzystywania seksualnego w Kościele, który odbył się w lutym 2019 roku.

 

Rozmawiała Ewa Kusz
Więź nr 8-9/2011