DRUKUJ
 
Michał Frąckowicz
Bunt na pokładzie
Szum z Nieba
 


Co robić, kiedy twoje ufne i pogodne dziecko z dnia na dzień staje się kimś zupełnie obcym? Zamiast uśmiechu, radości, dobrych relacji – pojawia się oschłość, brak zainteresowania nauką czy wspólną modlitwą. Znajomi stają się ważniejsi od rodziny. Dziecięcy pokój przypomina pole bitwy. A kolejne próby nawiązania kontaktu z dzieckiem – skutkują pogłębiającym się poczuciem twojej klęski jako rodzica i katolika…

Mateusz był bardzo grzecznym chłopcem. Wychowany w wielodzietnej rodzinie katolickiej, zaangażowanej w życie Kościoła, jeszcze w pierwszej klasie liceum udzielał się jako ministrant w parafii. Problemy zaczęły się w klasie drugiej. Miejsce grzecznej fryzury z przedziałkiem zajęły długie, rzadko myte włosy. Do tego pojawiła się czarna, skórzana kurtka, glany, bojówki, symbole muzyki deathmetalowej. Na twarzy – pełno metalowych ozdób. Oprócz zmiany wyglądu, Mateusz zmienił też światopogląd. Obecny polega na totalnej krytyce systemu wartości rodziców, włączając w to ostentacyjne czytanie antyklerykalnych gazet. Zderzenie z niezrozumieniem swojej postawy przez rodziców ma już za sobą. Konflikt narasta… Mijają lata. Życie zrobiło swoje – dziś Mateusz przykładnie pracuje w korporacji. Ozdoby zniknęły, miejsce młodzieżowej odzieży zajął krawat, biała koszula i służbowy garnitur. Na pytanie, czy jest szczęśliwy, odpowiada: „Nawet nie wiem, kim jestem. Ale jednego jestem pewien – z rodzicami, Kościołem i Bogiem nie chcę mieć do czynienia!

 

Bunt, czyli poszukiwanie tożsamości dziecka Bożego

 

Opisana sytuacja pokazuje, jak ważne jest zrozumienie momentu dojrzewania w życiu młodego człowieka. Jako rodzice, łatwo akceptujemy wcześniejsze etapy w życiu dziecka, ale czas młodzieńczego buntu traktujemy często jako okres, który trzeba „jakoś” przeżyć. A to ważny moment w życiu młodego człowieka. Przez wiele lat funkcjonuje on w świecie przeróżnych autorytetów: zakochanych w nim i troskliwych rodziców, systemu szkolnego kształtującego jego zachowania (często według jednego modelu obowiązkowego dla całej grupy), rówieśników narzucających sposób zachowania, styl bycia i ubierania, wreszcie Kościoła – który, bez osobistej relacji z Bogiem, może być przez młodych postrzegany jako instytucja nakazów i zakazów. W tym ogniu autorytetów młody człowiek poszukuje swojej tożsamości – tożsamości dziecka Bożego powołanego do wolności i szczęścia. Okres dojrzewania, z zastrzykiem hormonów, to często jedyna szansa w jego życiu, by postawić sobie pytanie: kim jestem? Poszukiwanie odpowiedzi, pragnienie szczęścia, swobody, wolności – połączone są często z buntem przeciwko autorytetom, którym wydaje się, że „wiedzą lepiej”, czego potrzeba młodemu człowiekowi do szczęścia. A przecież on ma prawo do swoich decyzji i do uczenia się na własnych błędach. Jeżeli jego pomysł na życie zgadza się z modelem proponowanym przez autorytety – nie ma problemu. Co jednak, jeśli wybrana ścieżka życiowa jest inna od proponowanej przez rodziców lub różni się od modelu wychowawczego szkoły? Co zrobić, aby z jednej strony rozwijać relację z dzieckiem, a z drugiej – pozwolić, aby odnalazło tożsamość, jaką przeznaczył dla niego Bóg?

 

Rodzice mają prawo do błędów

 

Autorytety nie mają łatwo, szczególnie rodzice. Według własnej oceny ponoszą porażkę wychowawczą – nie tylko jako rodzice, ale często także jako katolicy. A Bóg w tej sytuacji jest po ich stronie. Pragnie ich przekonać, że mają prawo do błędów. Nikt przecież nie uczył ich, jak być dobrym rodzicem. Istnieją systemy wychowawcze, modele zachowań, metody wspierania rozwoju. Ale może się zdarzyć, że nie trafiają one w tożsamość tego konkretnego, niepowtarzalnego dziecka. Często to, co rodzice wypracują przy wychowaniu pierwszej pociechy – nie pasuje jako model wychowawczy dla kolejnej, która jest już zupełne innym człowiekiem. A presja wychowawcza rośnie… Do tego dochodzą jeszcze oczekiwania poprzedniego pokolenia, które miało znacznie łatwiej. System totalitarny, socjalistyczny, nie podsuwał tak wielu pokus jak obecny system liberalny. Dzisiejsi czterdziestolatkowie mieli wokół siebie szary, nieciekawy świat, w którym Kościół jawił się jako miejsce kolorowe, ciekawe i ciepłe. Nic dziwnego, że był atrakcyjny dla ówczesnej młodzieży. Dziś to świat zdaje się kolorowy i znacznie ciekawszy od tego, co dzieje się w Kościele. Należy więc uczciwie przyznać młodym ludziom, że dokonują podobnych emocjonalnie wyborów, co ich rodzice – tylko w drugą stronę. Nie zawsze na te wybory mają wpływ dzisiejsi rodzice nastolatków. Wychowanie w domu nie jest wspierane przez szkołę czy media. Widać totalny rozdźwięk tych trzech światów, w których funkcjonuje młody człowiek: inny system wartości w domu, inny w szkole, plus plątanina informacji medialnych. Rodzic nie ma często szans, żeby w tym świecie młodego człowieka zaistnieć. A nastolatki uciekają w przestrzeń wolności, czyli w Internet. Tam mogą się swobodnie wypowiadać, samodzielnie dowartościowywać, pokonując np. kolejne poziomy gier komputerowych. To jest pierwsze pokolenie, które wchodzi w dorosłość bez mistrzów. W wirtualnym świecie dzisiejszych nastolatków – ich rodzice często nie są ani przewodnikami, ani autorytetami.

 

Co ma zrobić rodzic zbuntowanego nastolatka?

 

Niedawno jego dziecko ufnie patrzyło mu w oczy, wchodziło na kolana, dzieliło się każdym problemem. A teraz, niemalże z dnia na dzień nastąpiła zmiana: zamyka się w pokoju, nie chce rozmawiać, wybiera swój świat. Bóg pokazuje, że nie tylko jako rodzice mamy prawo do błędów, ale też pragnie nas przekonać, jak dobrymi rodzicami jesteśmy. To, co najlepsze mogło spotkać nastolatka, to jego rodzice. Przecież Bóg, powołując do życia konkretnego młodego człowieka, dał mu życie przez wybranych, konkretnych rodziców. A On wie, co robi, i jego wybory są najlepsze. Tak więc nie tylko dzieci są pociechą swoich rodziców, ale też rodzice są najlepsi, na jakich mógł trafić młody człowiek. Można poszukiwać sposobów dotarcia do młodego człowieka, wspierać się fachową literaturą czy opinią innych ludzi. To ważne, ale najważniejszą receptę na wychowanie dzieci napisał Bóg – w sercu rodzica. Warto zaufać Bogu, zaufać sobie jako rodzicowi, ale też zaufać własnemu dziecku. Moment dojrzewania to czas, gdy młody człowiek rozpoczyna swoje życie. Warto zmienić więc postawę wobec dziecka – z przewodnika na konsultanta, doradcę życiowego, szanującego wybory dziecka i jego prawo do błędów. Bóg w swoim Słowie jasno nakreśla sytuację rodzin: łatwo nie będzie. Wystarczy spojrzeć na pierwszych rodziców, czyli Adama i Ewę, czy na zagmatwane losy rodziny Abrahama i innych postaci biblijnych. Nawet Święta Rodzina z Nazaretu miała trudny wychowawczo moment – dwunastoletni Jezus na trzy dni zniknął z pola widzenia Maryi i Józefa. Gdy zaniepokojeni rodzice znaleźli Go wreszcie w świątyni – usłyszeli, że po prostu wybrał swoją tożsamość, tożsamość Syna Bożego. Symboliczne wydarzenie. Dwanaście lat to początek okresu dojrzewania i poszukiwania swojej tożsamości w Bogu. Jaką postawę powinien przyjąć rodzic?

 

Zaufanie, wolność, przebaczenie

 

Idealną postawę rodzica wybiera ojciec z przypowieści o synu marnotrawnym. Ten super-ojciec pozornie ponosi klęskę wychowawczą. Nie tylko jeden z jego synów „stacza się na dno”, ale sam ojciec jest wyraźnie skonfliktowany z drugim synem, choć ten został przy nim. A przecież ten rodzic jest symbolem postawy samego Boga Ojca. Pomyłka? Nie, to wskazówka aktualna dla kolejnych pokoleń. Rodzic nie tylko bezgranicznie ufa swojemu dziecku (czego przejawem jest oddanie mu połowy majątku i pozwolenie na pójście swoją drogą), ale też zapewnia je o tym, że zawsze jest gotowy do pomocy. Jego syn wie, że w domu rodziców zawsze znajdzie schronienie, opiekę czy dobre słowo. Jakie wskazówki płyną stąd dla rodzica? Ojciec daje wolność, ufa dziecku, stawia na swojego syna i ma świadomość, że on może się życiowo pogubić – ale ma prawo do swojego życia i popełniania własnych błędów, przed którymi ojciec nie może go ustrzec. Gdyby się pogubił, co w tej przypowieści stało się faktem, w domu ojca zawsze znajdzie słowo przebaczenia, miłość i godność dziecka swojego taty. Warto więc dać swojemu dziecku szansę do własnego życia. Ale warto też dać szansę sobie i rozpocząć życie rodzica-doradcy. I w końcu – warto dać szansę Bogu; przecież twoje dziecko jest w Jego ręku, a ta ręka nie pozwoli mu zginąć…

 

Michał Frąckowicz
Szum z nieba 123/2014