DRUKUJ
 
Alfred Cholewiński SJ
Królestwo Boże podobne jest do ziarnka gorczycy
Mateusz.pl
 


W dzisiejszym słowie Bóg i do nas przemawiał w przypowieściach. Słuchaliśmy ich w Ewangelii i w pierwszym czytaniu. 

 

Fragment z Księgi proroka Ezechiela, który przed chwilą był przeczytany, powstał w takich oto okolicznościach. Na przełomie VII i VI w. przed Chr. Królestwo Judzkie było u kresu swego istnienia. Potężne Imperium Babilońskie uzależniło od siebie małe państwo żydowskie. Władca Babilonii usunął wybranego przez naród króla judzkiego, Jojakina, a na jego miejsce ustanowił Sedecjasza, osobę lepiej gwarantującą mu lojalność wobec siebie. Żydzi jednak, także pod tym nowym królem, ciągle myśleli o strząśnięciu z siebie jarzma babilońskiego i w tym celu namówili Sedecjasza, by szukał sprzymierzeńca w innym mocarstwie tamtych czasów, w Egipcie. Gdy Sedecjasz uległ tym podszeptom i wypowiedział posłuszeństwo władcy Babilonii, ten z wielką armią wszedł do Palestyny, zdobył ją, spalił wszystkie jej zabudowania ze wspaniałą świątynią włącznie, a króla judzkiego i kilka tysięcy znaczniejszej i bardziej liczącej się ludności żydowskiej przeniósł do Babilonii. Tak zaczął się okres niewoli babilońskiej. Otóż o tych wydarzeniach prorok Ezechiel w siedemnastym rozdziale swojej Księgi mówi w przypowieści. Izrael został w niej porównany do wspaniałego cedru, a Babilonia i Egipt do dwóch orłów. Pierwszy orzeł, Babilonia, łamie mu wierzchołek i najlepsze gałęzie, tzn. zmienia mu według własnego uznania królów; do drugiego orła, do Egiptu, cedr sam wyciąga swoje ramiona, prosząc o pomoc. Prorok Ezechiel przepowiada za to zagładę cedrowi, jego całkowite wykorzenienie. Na tym tle jest dopiero zrozumiałe pierwsze dzisiejsze czytanie. Ezechiel mówi w nim, że Bóg zgadza się na zagładę polityczną Izraela, ale jednocześnie odłamuje z wierzchołka walącego się cedru małą niepozorną gałązkę, na nowo ją zasadza na górach izraelskich i obiecuje jej wspaniałą przyszłość; ona stanie się kiedyś wielkim drzewem, dającym cień i schronienie wszystkim istotom żywym na ziemi (zob. Ez 17,1–10.22–24). To jest obraz małej reszty Izraela, która ocaleje z pogromu, zachowując to co najważniejsze: swoją wiarę w obietnicę Boga, swoją duchowość i głęboką pobożność, swoją tożsamość religijną. Do tej wybranej i pielęgnowanej przez Boga reszty należeć będzie pięć wieków później Maryja z Nazaretu, Jej mąż Józef, apostołowie. Z jej szeregów wyjdzie Jezus Chrystus i Jego Kościół.

 

Dzisiejsza Ewangelia mówi o spełnieniu się tego proroctwa. Jezus porównuje w niej siebie samego do ziarnka gorczycy, które jest najmniejszym z ziaren, tak małym jak ziarnko piasku lub koniuszek szpilki, ale roślina, która z niego wyrasta, jest bardzo dużym krzewem (zob. Mk 4,30–32). Tą wielką rośliną, która wyrosła z ziarna gorczycy, jest Kościół Jezusa Chrystusa, Jego Ciało mistyczne, przedłużenie Jego egzystencji na tej ziemi. Zatrzymajmy się przez chwilę nad tym przedziwnym faktem. Jezus Chrystus i organicznie z Nim związany Kościół święty — to Królestwo Boże w swojej doczesnej fazie. Jakże nikłe i niepozorne są jego początki! Po ludzku nie miało ono żadnych szans. Jezus, w którym ono przyszło z nieba na naszą ziemię, pozbawił się wszelkich ludzkich atutów: nie posiadał władzy politycznej, urodził się na prowincji wśród najuboższych, nie ukończył żadnych studiów, Jego uczniowie rekrutowali się z ciemnej, niewykształconej i ubogiej masy żydowskiej. Jego nauka zawierała wiele elementów bardzo trudnych. Jezus nie obiecywał nikomu złotych gór na tej ziemi, przeciwnie, zapowiadał swoim wyznawcom krzyże i prześladowania. Jego zaś żądania moralne były wyśrubowane ponad wszelkie ludzkie możliwości, np. małżeństwo bez rozwodów w epoce, w której nawet Żydom wolno się było rozwodzić, nie mówiąc już nic o Rzymianach, którzy w dziedzinie etyki małżeńskiej odznaczali się bezprzykładnym liberalizmem. Na przekór normalnemu ludzkiemu rozsądkowi Jezus głosił miłość do nieprzyjaciół i zasadę nieopierania się złu, to znaczy niebronienia swoich słusznych praw w obliczu przemocy naszego wroga. Przypieczętowaniem tego wszystkiego była śmierć Jezusa na krzyżu. Po ludzku powinna to być Jego ostateczna i definitywna klęska. W przypadku innych agitatorów religijnych w tym momencie wszystko się kończyło. Gamaliel, uczony żydowski, w kilka lat po śmierci Jezusa tak argumentuje wobec Sanhedrynu zaniepokojonego tym, że jacyś tam apostołowie ukrzyżowanego Jezusa uporczywie i gorliwie głoszą Jego naukę i zdobywają dla niej coraz więcej zwolenników. Bo niedawno temu — są to słowa Gamaliela — wystąpił Teodas, podając się za kogoś niezwykłego. Przyłączyło się do niego około czterystu ludzi; został on zabity, a wszyscy jego zwolennicy zostali rozproszeni i ślad po nich zaginął. Potem podczas spisu ludności wystąpił Judasz Galilejczyk i pociągnął lud za sobą. Zginął sam i wszyscy jego zwolennicy zostali rozproszeni (Dz 5, 36–37). Te słowa Gamaliela dobrze odzwierciedlają normalny bieg dziejów. Z Jezusem i Jego zwolennikami powinno się było stać tak samo. A jednak stało się zupełnie inaczej. Dlaczego? Bo tu w grę wszedł sam Bóg. A Boga nikt nie zwycięży. Ja, Pan, rzekłem i to uczynię — brzmiało ostatnie zdanie pierwszego dzisiejszego czytania (por. Ez 17,24). Dlatego Gamaliel dał swoim kolegom taką radę: Odstąpcie od tych ludzi i puśćcie ich. Jeżeli bowiem od ludzi pochodzi ta myśl czy sprawa, rozpadnie się, a jeżeli rzeczywiście od Boga pochodzi, nie potraficie jej zniszczyć i może się z czasem okazać, że walczycie z Bogiem (Dz 5,38n).

 

Jezus i Jego Kościół są dziełem Boga

 

Tu tkwi sedno sprawy! Jezus i Jego Kościół są dziełem Boga. Oto dlaczego trwa zwycięski pochód Jezusa poprzez historię ludzką: Jezus ma setki milionów wyznawców na ziemi; w każdej epoce znajdują się tacy, którzy za Niego oddają swoje życie; krew męczenników rodzi Mu ciągle nowych wyznawców; kiedy na Kościół spadają momenty zmęczenia i osłabienia jego gorliwości, nie wiadomo skąd pojawiają się nowe siły i potężne moce, które go wewnętrznie odradzają i mobilizują do nowych zrywów. Takim momentem przebudzenia się był niedawny Sobór Watykański, a przejawami głębokiego odnowienia się Kościoła są m.in. takie zjawiska jak oazy, wspólnoty życia chrześcijańskiego, wspólnoty neokatechumenalne itd.

Krzew gorczyczny żyje 

 

Dzisiejsza Ewangelia jest wiecznie aktualna. Także dziś ów krzew gorczyczny żyje i rozwija się, rozwija się swoją własną, Bożą mocą. Czy śpi, czy czuwa, we dnie i w nocy nasienie kiełkuje i rośnie... Ziemia sama ze siebie wydaje plon, najpierw źdźbło, potem kłos, a potem pełne ziarno w kłosie (Mk 4,27–28). Niech te słowa dodadzą dziś nam wszystkim otuchy, niech będą źródłem naszego optymizmu i nadziei, że Bożej sprawy nic nie zwycięży. Niech te słowa pomogą nam także w naszym osobistym życiu wewnętrznym. W każdym z nas od momentu naszego chrztu złożone zostało przez Boga ziarno wiary, ziarno zupełnie nowego życia, życia wiecznego, które może przeobrazić gruntownie naszą ludzką egzystencję: uczynić ją szczęśliwszą, pogodniejszą, przesyconą miłością. Bóg może stać się nam bliższy, konkretniejszy. To wszystko zawiera się w nasieniu naszego chrztu. Jeżeli na to bogactwo otworzymy się, jeżeli pragnąć będziemy jego urzeczywistnienia się w nas, jeżeli modlić się o to będziemy, jeżeli wierzyć będziemy, że Bóg ma moc ruszyć z posad nasze często martwe i jałowe życie chrześcijańskie, doświadczymy, jak nie naszą mocą, ale mocą Boga ziarno gorczyczne naszego chrztu rozwinie się w potężny krzew naprawdę nowego życia.

 

ks. Alfred Cholewiński
mateusz.pl | 13 czerwca 1982 r.