DRUKUJ
 
Monika Godziemba-Dąmbska
Odpowiadamy wsparciem duchowym
Czas Serca
 


O tym, dlaczego warto czynić dobro, sercańskim pojmowaniu dobroczynności, pierwszych darczyńcach i wrażliwości ludzkich serc Monice Godziembie-Dąmbskiej opowiada ks. Robert Sasak – dyrektor biura dobroczyńców księży sercanów w Krakowie.

 

Na czy polega dobroczynność? Czy jest ona tożsama z pomocą materialną?

 

Dobroczynność to często fizyczna pomoc potrzebującemu. Taka pomoc jest dobra i piękna, ale to tylko element dobroczynności. Ją rozumiemy szerzej. Dobroczynność bierze się bowiem przede wszystkim z wymiaru duchowego człowieka. Oznacza czynienie dobra. To, że dostrzegamy ludzkie potrzeby, biedę i chcemy pomagać, to skutek porywu serca. Potrzeby mają czasem naturę duchową. Dla wierzących dobroczynność jest pewną kontynuacją tej miłości, którą Bóg nas obdarzył i która jest nieskończona. Miłość przyjmujemy nie po to, żeby ją posiadać, tylko po to, żeby dalej się nią dzielić. Jest ona źródłem czynienia dobra.

 

Zawołaniem, które często sobie przytaczam, są słowa Założyciela sercanów: „Idźcie i dajcie poznać światu miłość Najświętszego Serca Jezusowego”. Jak pozwolić poznać światu tę miłość? Właśnie poprzez czynienie dobra zarówno w wymiarze materialnym, jak i duchowym.

 

Jaką rolę w czynieniu dobra pełnią sercanie?

 

Naszą rolą jest uczenie się przyjmowania dobra i przekazywania go dalej. Prowadzę biuro dla dobroczyńców, gdzie w jakimś stopniu zabiegamy o dobra materialne, ale także i duchowe. Na pewno w dużej mierze sami korzystamy z tej dobroczynności po to, by między innymi kształcić naszych przyszłych księży do pracy duszpasterskiej w kraju, ale i działalności misyjnej na świecie. W pewnym sensie jesteśmy strażnikami przepływu dobra, także między ludźmi. Dobroczyńcy to konkretni ludzie, którzy w sposób materialny czy duchowy (poprzez modlitwę) wspierają nas, a my przekazujemy to dobro innym.

 

Kim byli pierwsi sercanie z Polski?

 

To byli młodzi ludzie, którzy w początkach XX wieku zostali wysłani przez ks. Mateusza Jeża do Brukseli, do naszego niższego seminarium. Tam się kształcili. Jeden z nich, późniejszy założyciel Polskiej Prowincji – ks. Kazimierz Wiecheć, powrócił do kraju i był pierwszym sercaninem, który osiadł w krakowskim Płaszowie. Wspierał go, podobnie jak i innych osiedlających się w Polsce sercanów, ks. Mateusz Jeż. Dlatego nasi pierwsi współbracia nazwali ks. Jeża pierwszym dobroczyńcą Zgromadzenia na terenie Polski. Kilka lat później ks. Michał Wietecha SCJ zakładał niższe seminarium w Płaszowie. Jednocześnie organizował grupę ludzi, którzy wspierali to dzieło, to znaczy byli przekonani, że księża sercanie powinni pojawić się w Polsce. W taki sposób to wsparcie działa do dziś.

 

Jak dzisiaj wygląda kontakt z dobroczyńcami?

 

Wcześniej księża odpowiedzialni za taką działalność chodzili do ludzi i kontaktowali się z nimi, mówili o swoich potrzebach i zbierali datki. Mieliśmy grupy ludzi, którzy znali nasze Zgromadzenie, byli z nim związani i chcieli je wspierać. W takiej miejscowości czy wiosce była jedna osoba, która w naszym imieniu przyjmowała wsparcie, a kapłan dwa, trzy razy w roku przyjeżdżał po zebrane datki.

 

Teraz nasz kontakt jest głównie korespondencyjny, poprzez pocztę tradycyjną i mailową. W naszym biurze dla dobroczyńców przy seminarium w Stadnikach współbracia jeszcze wyjeżdżają na objazdy do niektórych miejscowości, ale ten sposób działania powoli zanika. Osoby, które zajmowały się tym na przestrzeni lat w poszczególnych miejscowościach, są już starsze i coraz mniej operatywne. A wśród młodych nie ma takich, którzy chcieliby podjąć to zadanie, dlatego prowadzimy głównie duszpasterstwo korespondencyjne.

 

Chodzi o braku czasu czy może prośba o pomoc jest niezręczna?

 

Czas gra tutaj dużą rolę. Obecnie ludzie mają więcej zajęć i obowiązków, więcej na głowie, zatem coraz mniej czasu zostaje na to, żeby zajmować się tego typu sprawami. Oczywiście często jest też tak, że wyciąganie ręki po pomoc bywa krępujące. Nasz korespondencyjny kontakt z dobroczyńcami jest pewnym uproszczeniem. Tracimy relację face to face z drugim człowiekiem, ale mimo wszystko z każdym bezpośrednio się porozumiewamy w taki czy inny sposób. Ludzie do nas piszą, często o problemach, z jakimi się borykają, potrzebach, jakie mają. My odpowiadamy wsparciem duchowym.

 

Jakaś historia szczególnie zapadła Księdzu w pamięć?

 

Trudno oceniać, która bardziej, a która mniej porusza serce. Mamy często do czynienia z ludzkim cierpieniem i bezradnością wobec tego cierpienia, jakimś kryzysem wiary i w związku z tym wołaniem o pomoc. Czytamy w listach o tym wszystkim, o czym na co dzień słyszmy w mediach, ale musimy zachować pewną dyskrecję. Staramy się wspierać tych ludzi modlitwą, żeby znajdowali siłę i możliwości do rozwiązywania różnych problemów.

 

Czy modlitwę w intencji darczyńców można nazwać formą rekompensaty za czynienie dobra? Dobroczyńca ma prawo do oczekiwania wdzięczności za swój dar?

 

„Niech nie wie twoja lewa ręka, co czyni prawa” (Mt 6,3). Powinno być tak, że jeśli chcemy ofiarować swój dar, nie oczekujemy nic w zamian. Ludzkie serce oczekuje jednak dobrego słowa. Wysyłając życzenia przed Bożym Narodzeniem, prosimy o wsparcie akcji „Wigilijne puste miejsce przy stole”. Ofiary przeznaczamy głównie na działalność misyjną. Ludzie przesyłają datki, a my odpowiadamy podziękowaniami wraz z informacją, że ich ofiary umożliwiły wielu ludziom powrót pod własny dach czy też rozpoczęcie nowego, godnego życia. Każdy, kto do nas pisze i składa ofiary, wie doskonale o tym, że każdego dnia uczestniczy w dobrach Eucharystii, którą odprawiamy właśnie za dobroczyńców. To są tak zwane Msze Święte zbiorowe.

 

W jaki sposób zmotywować młode pokolenie do czynienia dobra?

 

Myślę, że młodzieży nie trzeba nakłaniać, tylko poruszać pokłady wrażliwości ich serc. Każdy z nas ma wielką wrażliwość i otwarte serce. Jest tylko kwestia tego, że nie zawsze otwieramy w sobie właściwe drzwi. Ważne jest stymulowanie ludzkiej wrażliwości na potrzeby innych. Mamy bardzo dużo akcji charytatywnych nie tylko kościelnych, ale też tych organizowanych przez organizacje pozarządowe i prywatne. Media często pokazują konkretnych ludzi, ich potrzeby i biedę, a reakcje w wielu wypadkach są natychmiastowe. Szczególnie, gdy okazuje się, że jakieś dziecko potrzebuje bardzo kosztownej operacji – wtedy potrzebne środki udaje się zgromadzić w kilka dni.

 

Dlaczego warto czynić dobro, nie oczekując niczego w zamian?

 

Warto czynić dobro, bo Bóg jest dobry. Dobro i miłość są właściwie istotą i celem naszego życia. Jeżeli chcemy się realizować jako ludzie, jako dzieci Boga, to tylko poprzez dobro i miłość. Bezinteresowność jest zapisana w miłości. Bóg jest miłością i On nie ma interesu w tym, żeby kochać człowieka. On kocha bezinteresownie. Naśladując w tym Boga, człowiek może czuć się spełniony. Upodabnia się bowiem do obrazu, który On w nim umieścił.


Rozmawiała Monika Godziemba-Dąmbska
Czas serca nr 163