DRUKUJ
 
Piotr Chmielecki SCJ
Rodzina czy wolność osobista?
Czas Serca
 


O tym, że rodzina i małżeństwo stanowią wszędzie wielkie wartości, za którymi kryją się jednak różnice społeczne i kulturowe oraz wynikające z nich odmienne interpretacje tego, co ważne, z ks. Andrzejem Sudołem SCJ rozmawia ks. Piotr Chmielecki SCJ z Sekretariatu Misji Zagranicznych Księży Sercanów.

 

Pracowałeś duszpastersko w trzech krajach: Indiach, USA, na Filipinach. W którym z nich – Twoim zdaniem – małżeństwo jest najbardziej szanowane, to znaczy jest „świętością” w świadomości ludzi?

 

We wszystkich tych krajach małżeństwo i rodzina stanowią wielkie wartości i są otaczane szacunkiem. Jednak ze względu na różnice kulturowe świętość i szacunek są określeniami relatywnymi. To znaczy inaczej się je wyraża w różnych kulturach.

 

Gdy jako mały chłopak chodziłem na katechezę, słyszałem, że świętość ma ścisły związek z pokorą, cichością, uniżeniem, a jej symbolem są złożone ręce do modlitwy i pochylona głowa.

 

W Azji wygląda to trochę inaczej. Świętość kojarzona jest bardziej z radością i pozytywnym spojrzeniem na życie. Osoba święta to zatem ta, która nawet w największej biedzie i katastrofie nie traci ducha, we wszystkim widzi Boże działanie i pomaga innym. W ikonografii i miejscowej sztuce Jezus ukazywany jest w ruchu, śmiejący się, grający na gitarze czy w piłkę. Maryja nigdy nie jest smutna, no chyba, że tematem jest pasja i krzyż.

 

Czym charakteryzują się rodziny na Filipinach?

 

Rodzina w Azji jest największą wartością. Zazwyczaj jest duża, oznacza klan. Ten spotyka się dwa, trzy razy w roku, aby ze sobą przebywać, świętować i podejmować razem rozmaite decyzje. Na Filipinach czy w Indiach nic nie dzieje się poza rodziną i bez jej zgody. To, co jest indywidualne, stanowi zagrożenie. Klan decyduje właściwie o wszystkim. Dotyczy to różnych spotkań i codziennych pozwoleń, ale również zgód na małżeństwo czy operację… Dużą część tych zebrań stanowi zawsze modlitwa. Każdy, kto potrafi to respektować, uważany jest za tego, kto szanuje rodzinę i małżeństwo.

 

A jak to wygląda w innych krajach?

 

W Indiach zachwycił mnie wzajemny szacunek i harmonia w domu. Kobieta jest tutaj szefową i to nie podlega żadnej dyskusji. Wszystko, co mówi, ma znaczenie i każdy jej słucha. Jest świetnie przygotowana do swojej roli jako matki, żony i gospodyni. Ponadto pełni często dodatkowe funkcje jako nauczycielka, pielęgniarka czy lekarz. Ona przygotowuje budżet i wszystko planuje. Sytuacja zmienia się wtedy, kiedy rodzina wychodzi na zewnątrz. Wówczas to mężczyzna przejmuje stery.

 

Również w Ameryce rodzina jest wielką wartością, chociaż wygląda i funkcjonuje zupełnie inaczej. Dzieci przygotowuje się do indywidualnego sposobu życia i podejmowania ważnych decyzji. Istotne są niezależność i samowystarczalność. Za dojrzałą uważa się zatem osobę, która sama potrafi podejmować ważne decyzje i daje sobie radę bez rodziny. Obiad czy choćby podwieczorek poprzedza modlitwa. I nie trzeba tego nikomu przypominać. To powszechny zwyczaj.

 

Jak w tych krajach wygląda przygotowanie do małżeństwa? Czy zasadniczo różni się od tego w Polsce?

 

W każdym kraju wygląda to inaczej. W Azji do małżeństwa przygotowuje młodych właściwie cała rodzina. W ten sposób dziewczyna uczy się, co to znaczy być dobra mamą, kucharką czy nauczycielką swoich dzieci. Chłopakowi kładzie się na sercu dbanie o dom, biznes czy politykę. Oboje muszą wykazać się wieloma zdolnościami i mocnym charakterem, aby zaliczyć inicjację do życia małżeńskiego.

 

W USA każda parafia organizuje Kane, czyli pomieszczenie, biuro i osobę lub zespół osób, które zaangażowane są w program przygotowania do małżeństwa, jak i rozwiązywanie sytuacji kryzysowych w rodzinach. Powszechne są rekolekcje czy weekendy przedmałżeńskie. Duszpasterstwo przedmałżeńskie jest tu naprawdę dobrze rozwinięte.

 

A co z mieszkaniem razem przed ślubem?

 

Wspólne mieszkanie przed ślubem czy życie bez ślubu stanowią wszędzie podobne zjawiska. W USA czy teraz również w Polsce jest na to większe przyzwolenie i nie towarzyszy temu zbytnia presja społeczna. Inaczej jest w Azji, choć i tutaj jest to problem.

 

Znowu dają o sobie znać odmienności społeczne…

 

Różnice społeczne wynikają z odmienności kulturowych. Znaczenie ma zatem to, że Wschód jest wspólnotowo-centryczny, a Zachód bardziej egocentryczny. W związku z tym kultury rodzinne są zorientowane na inne wartości i zasady niż te indywidualistyczne, gdzie jednostka ma większe znaczenie niż rodzina. Te kultury nie są względem siebie gorsze czy lepsze, ale po prostu inne. W dobie wielkich migracji jest to ważne, bo widać ogromne zderzenie obyczajów i wartości.

 

W kulturach zorientowanych rodzinnie nie istnieją tajemnice i nawet kryzys jest rozwiązywany wspólnie. Na Filipinach często byłem świadkiem scen, gdy wszyscy w wiosce słuchali kłótni u sąsiada. Co więcej, czynnie się w nie angażowali. Czuli się bowiem odpowiedzialni, chcieli pomóc. Na Zachodzie, w USA, jest to nie do pomyślenia. Ważna jest prywatność, którą należy szanować. Oba podejścia mają oczywiście mocne i słabe strony. Na Wschodzie trudno być indywidualnością, wybijać się „ponad” czy robić karierę. Z kolei w USA wolność jest wartością najwyższą do tego stopnia, że ciężko ją komuś ograniczyć.

 

Czy Kościoły, które poznałeś w różnych krajach, robią coś w celu umacniania więzi małżeńskiej?

 

W Azji w każdej wiosce, gminie czy osiedlu istnieją grupy BEC (Basic Ecclesial Communities), czyli małe wspólnoty, które zrzeszają po kilka rodzin z najbliższej okolicy. Ich spotkania odbywają się comiesięcznie, a bywa, że nawet częściej. Zaczynają się od czytania i rozważania tekstu z Biblii. Potem przychodzi czas na sprawy praktyczne. Każdy może podzielić się swoimi troskami, by wspólnie poszukać najlepszego rozwiązania.

 

W USA jest wiele organizacji zaangażowanych w taką działalność. W rekolekcjach i ruchach na rzecz małżeństw i rodzin specjalizuje się zwłaszcza o. Richard Rohr. Bardzo podobają mi się obozy typu „tata – syn” czy „mama – córka”. W ich ramach ojcowie zapraszani są na wyjazd tygodniowy lub weekendowy ze swoimi synami. Podobnie mamy i córki. Polega to na integracji i spędzeniu czasu razem.

 

Masz jakiś pomysł na to, by jak najmniej małżeństw się rozpadało?

 

Z mojego doświadczenia wiem, że najistotniejsza jest wspólna modlitwa. Obojętnie, czy ta przy stole, Anioł Pański, różaniec, czy Apel Jasnogórski. Nie wolno też zapominać, że miłość to agape, czyli poświęcenie i całkowite oddanie się drugiemu.

 

Rozmawiał ks. Piotr Chmielecki SCJ
Czas serca 160