DRUKUJ
 
Joanna Mazur
Nie rozumiała. Zaufała
Przewodnik Katolicki
 


O zwykłej i niezwykłej codzienności w życiu św. Faustyny Kowalskiej z s. Gaudią Skass ZMBM rozmawia Joanna Mazur

 

Św. Faustyna: mistyczka i kucharka, sekretarka Bożego miłosierdzia i sprzątaczka. Oblubienica zaślubiona Jezusowi i furtianka. Sporo tych kontrastów.


– Dla wielu osób to jest niesamowite, że ona w jednym momencie odlewa kartofle, a parę godzin później ma wizję Trójcy Świętej. W Dzienniczku na tej samej stronie opisuje wyjazd do lekarza czy wyjście na spacer z siostrami i słowa Jezusa o Jego wielkiej trosce o zbawienie dusz. Zapisuje swoje zwyczajne, codzienne modlitwy, a akapit dalej zaczyna słowami: „Dziś byłam w przepaściach piekła”. Możemy się uczyć od św. Faustyny świadomości, że na wyciągnięcie ręki jest o wiele więcej niż tylko to, co widzimy.

 

Faustyna nie skończyła teologii, a jedynie trzy klasy podstawówki. Skąd u niej ta świadomość?


– Wynikało to z głębokiej relacji z Jezusem. W Dzienniczku jest fragment o tym, że kapelan miał wygłosić siostrom wykład, ale Faustyna została odesłana przez przełożoną na jakiś dyżur. Była to dla niej duża ofiara, bo cała paliła się do tego, by poznawać Boga. Skarżyła się Jezusowi, że nie może się czegoś nowego dowiedzieć. On jednak często powtarzał jej, że w jednej chwili może dać jej tyle światła i zrozumienia, że nie wyczyta tego w żadnych księgach, żaden ksiądz jej tego nie nauczy. Myślę, że tak się dzieje z ludźmi, którzy kochają. Siostra Faustyna nie rozumiała wielu rzeczy, ale przyjęła, zaufała.

 

Przyjęła, ale w było w niej wiele niepewności.


– To jest niesamowite, że Jezus przyszedł do kobiety, która stąpała bardzo mocno po ziemi. Do tego zgromadzenie, do którego wstąpiła jest także bardzo „trzeźwo myślące”. Bóg objawiał się właśnie s. Faustynie, bo wiedział, że ona będzie rzetelnie badać te nadzwyczajne doświadczenia, że będzie się radzić innych. Woda sodowa nie uderzyła jej do głowy. Na początku jednak popełniła błąd w rozeznawaniu duchów i spaliła pierwsze zapiski Dzienniczka na prośbę anioła, który się jej objawił. Potem dopiero zrozumiała, że to był zły duch. Przez to nabrała ostrożności, dystansu do zmysłowych doświadczeń, a Bóg potwierdzał nadzwyczajne objawienia, zadania, które jej zlecał przez spowiedników. To jest lekcja, którą warto pobrać od Faustyny: nie ufać za bardzo zmysłom, nadzwyczajnym zjawiskom, ale badać wszystko i poddawać się posłusznie spowiednikowi. Mimo objawień Faustyna nie chodziła z głową w chmurach. Nigdy sama nie szukała rzeczy nadprzyrodzonych.

 

Skupiła się bardziej na zaufaniu niż na zrozumieniu.


– W Piśmie Świętym Pan Bóg ani razu nie prosi człowieka, aby Go zrozumiał. Natomiast o zaufanie prosi na okrągło. To jest trudne, bo „zaufaj” to znaczy także zawiesić nasze ludzkie racje. Wskazówki Pana Boga często mogą wydawać się nam nieracjonalne. Po ludzku patrząc, głupotą jest na przykład wyjazd młodego zakonnika na misje do kraju, gdzie jest 1 proc. katolików i panuje generalny brak zainteresowania wiarą. Przez całe życie wypełnione ciężką pracą może on nie zobaczyć nawet efektów swojej pracy, a w dzisiejszym społeczeństwie sukces jest bardzo ważną miarą sensu życia. Podobnie było z Faustyną, którą Jezus prosił o namalowanie obrazu, o Święto Miłosierdzia, zlecał jej jeszcze wiele innych zadań, a pomimo jej wielkich wysiłków długo nic nie udawało się zrealizować. Zmagała się, by ufać, że Bóg ją prowadzi, że to wszystko ma sens mimo braku spektakularnych efektów.

 

Sam obraz Jezu, ufam Tobie nie był według niej spektakularny.


– Tak, popłakała się, że Jezus na nim nie jest wystarczająco piękny. Może była trochę sfrustrowana, że nie potrafi wyrazić tego, co widzi, że nie potrafi dobrze opisać piękna Boga. Gdy głoszę konferencję o Miłosierdziu to z tyłu głowy mam zawsze taką myśl, że Bóg jest Kimś znacznie więcej niż to, co ja mogę słowami wyrazić. Że to Ktoś, kogo ja nie ogarniam i nie potrafię tak naprawdę opisać. Wiemy, że Bóg jest Miłością i Miłosierdziem samym, ale co to tak naprawdę znaczy?

 

Faustyna próbuje dać odpowiedź tym, jak żyje. Przyjmuje na furcie drugi raz tych samych ubogich proszących o jałmużnę i ukrywa to, że ich zna. Wszystko po to, aby im nie było wstyd…


– Naśladuje Jezusa. To On nie liczy nam, ile razy klękamy u kratek konfesjonału. Ile razy dziennie grzeszymy. To jest chyba marzenie każdego z nas, aby ktoś patrząc na nas, powiedział: „Patrz, ona się zachowuje tak jak Jezus!”. Upodabniamy się do swoich przyjaciół, a Faustyna jest bardzo blisko Jezusa, więc wręcz niepostrzeżenie zaczyna zachowywać się tak jak On, myśleć jak On, pragnąć tego, co On.

 

Dzięki tej relacji robi rzeczy, na które po ludzku nie ma ochoty. Idzie po szklankę ciepłej herbaty dla chorej siostry do oddalonego refektarza późnym wieczorem, wyręcza siostry w cięższych obowiązkach. Nie jest to jednak specjalnie heroiczne.


– Możemy się teraz zapytać – każda z nas siebie samą: ile razy w życiu miałam okazję zrobić coś naprawdę heroicznego? Ja może raz, gdy nagle zaczął się palić samochód. Ale to jest rzadkość. A codziennie mamy mnóstwo sytuacji, w których uczymy się kochać. Siostra Faustyna robi małe rzeczy z wielką miłością. Żołnierze na poligonie ćwiczą codziennie, chociaż nie ma wojny. Gdyby tylko siedzieli w namiotach i grali w karty, to zapomnieliby, jak się obsługuje broń, gdy pojawiłoby się realne zagrożenie kraju. Faustyna napisała: „Zaczynam dzień walką i kończę walką”. I ta codzienna walka jest nam potrzebna, by przygotowywać się na sytuacje wymagające niezwykłego heroizmu. To cudowne, że Jezus daje nam tę „Kowalską”, która jest taka normalna, codzienna, ludzka. Wielu ma wątpliwości czy mogłoby się czegoś nauczyć od siostry zakonnej. Czytając Dzienniczek, widać jednak, że ona jest nam bardzo bliska. Przeżywa podobne sytuacje i zmagania co my.

Nie wszyscy jednak rozmawiamy z Jezusem twarzą w twarz.


– To jednak nie znaczy, że do nas Jezus nie mówi. Mówi i to codziennie.

 

…także przez Dzienniczek. Jednak wielu osobom trudno jest przez niego przebrnąć.


– Myślę, że do przeczytania tej książki jest potrzebna szczególna łaska. I dostaje się ją na konkretny czas. Jeżdżąc po całym świecie, spotykałam ludzi, którzy otwierali Dzienniczek i po przeczytaniu jednej strony odstawiali go na półkę. Po dwóch, pięciu, czasem dziesięciu latach otwierali go ponownie i nagle wszystko stawało się zrozumiałe, bliskie. Szczególnie gdy przeszli przez ogień cierpienia i upokorzenia, Faustyna stawała się ich siostrą, przyjaciółką. Dla mnie lektura Dzienniczka też nie była początkowo łatwa. Jestem niecierpliwa, ale Bóg jest miłosierny, więc pochylił się nad moją biedą i szepnął do ucha, bym zaczęła czytać od końca. I zaczęłam od tego, co się najbardziej rzucało w oczy, czyli od słów wydrukowanych boldem. Jak się okazało były to słowa Jezusa, które mnie po prostu zachwyciły! Potem wciągnęły mnie Jego dialogi z siostrą Faustyną, ale ona sama nie zwróciła początkowo mojej uwagi. Dopiero jak przeczytałam całość, to doceniłam, jak bardzo ona jest transparentna. Nie zasłania Jezusa, ale Go pokazuje.

 

Jest przeźroczysta, ale jednocześnie bezpośrednia i szczera.


– Święci nie narzekają i Faustyna nie narzeka, ale skarżyła się czasem. Mówiła Jezusowi wprost, że cierpi, że jest jej źle i ciężko, że ktoś ją źle potraktował. Dyskutowała z Nim i próbowała przekonać Go do swoich racji. Była uparta, ale pokorna. To pokazuje realność ich relacji. Jezus był i jest jej najbliższym przyjacielem. Tylko z najbliższymi potrafimy tak rozmawiać.

Rozmawiała Joanna Mazur
Przewodnik Katolicki 34/2017