DRUKUJ
 
Lucyna Słup
Niech nad waszym gniewem nie zachodzi słońce
Zeszyty Formacji Duchowej
 


Gdy kiedyś pewnych małżonków świętujących pięćdziesiątą rocznicę wzajemnego pożycia zapytano, jaki jest sekret ich długoletniego związku, żona bez wahania odpowiedziała: "Nigdy nie kładliśmy się spać, nie wybaczywszy sobie tego, co stało się niedobrego między nami w ciągu dnia".

 

I to prawda. Bez codziennego wybaczenia sobie "tego, co stało się niedobrego między nami", nie zbuduje się trwałego i szczęśliwego związku. Dlaczego? Ponieważ konflikty małżeńskie są czymś zwykłym. Na wspólną drogę decyduje się dwoje różnych ludzi. Różni ich nie tylko płeć, ale także charakter, temperament, historia życia, środowisko z którego się wywodzą, sposób wychowania, sposób wyrażania uczuć itd., itd... Ta różność może pociągać i być źródłem wzajemnej fascynacji, ale może także (i najczęściej tak właśnie bywa) stać się źródłem codziennych konfliktów, a w związku z tym wzywać do codziennego wybaczania sobie.

 

Bez codziennego przebaczenia życie małżeńskie, a w konsekwencji życie rodzinne, nie jest możliwe. Jeśli dziś tyle małżeństw się rozwodzi, to właśnie dlatego, że w życiu małżeńskim brak zastosowania prostej zasady podanej przez św. Pawła. Gdy "nad naszym gniewem słońce zachodzi" zbyt często, może się zdarzyć, że pewnego dnia zajdzie na bardzo długo, a być może na zawsze. Gdy codzienne wybaczanie sobie nie staje się pewnego rodzaju nawykiem, może się wkrótce okazać, że do wybaczenia pozostaje zbyt wiele.


Co sprzyja codziennemu wybaczaniu sobie w małżeństwie? W dużym skrócie można powiedzieć, że trzy czynniki: poznanie siebie samego, wejście na drogę dialogu ze współmałżonkiem i odkrycie źródła mocy w Jezusie.

 

Troska o poznanie siebie samego

 

Poznanie siebie samego jest nieodłącznym elementem tego, co nazywamy świadomym i odpowiedzialnym przeżywaniem powołania do małżeństwa. W małżeństwie nietrudno siebie poznać. W kontakcie z drugim człowiekiem na co dzień i od święta ujawnia się wszystko: cierpliwość i brak cierpliwości, zamiłowanie do porządku i bałaganiarstwo, gadulstwo i skłonność do milczenia itd., itd. Przebywanie ze sobą dwadzieścia cztery godziny na dobę sprawia, że w sposób nierzadko bardzo bolesny zostaje zakwestionowane to, co do tej pory o sobie myśleliśmy. Szczególnym polem do poznania siebie stają się sytuacje konfliktowe, gdyż one pokazują nasz sposób reagowania w trudnych sytuacjach i ukryte za tym mechanizmy.

 

W naszym małżeństwie pierwszy poważniejszy konflikt zdarzył się w jakieś półtora roku po ślubie. Było to w Wigilię. Prosiłam męża, by w ten dzień wrócił z pracy nieco wcześniej niż zwykle, gdyż mieliśmy jeszcze jechać do rodziny na wieczerzę. Niestety, coś (w tej chwili nie pamiętam już co) zatrzymało go w pracy dłużej. Wpadłam w wielką złość i gdy wrócił do domu, nawet nie pytając, co go zatrzymało, zrobiłam mu ogromną awanturę. Posypały się wyrzuty: "bo ty zawsze", "bo ty nigdy" itp. Mąż początkowo starał się tłumaczyć (istotnie zatrzymały go ważne sprawy), ale ja, przeświadczona o swojej całkowitej racji, nie słuchałam.


Gdy emocje opadły, przeprosiłam go i święta mogliśmy spędzić pojednani, ale moja reakcja na jego spóźnienie nie dawała mi spokoju. Była ona niewspółmierna do sytuacji. Oczywiście, jestem porywcza i niecierpliwa z natury, ale dlaczego aż tak zareagowałam? Zastanawiając się nad tym, doszłam do wniosku, że najbardziej rozwścieczyło mnie to, iż spóźnienie męża zburzyło moje wcześniejsze plany. U podłoża zaś mojej reakcji było pragnienie dominacji: "żeby do końca było tak, jak ja chcę". To właśnie ono domagało się uzdrowienia i przemiany.

 

Każda trudna sytuacja przeżywana w małżeństwie może nas nauczyć o sobie samym bardzo wiele, pod warunkiem, że przestaniemy obwiniać drugą stronę. Warto wykorzystać trudności, by poznać siebie lepiej, by pytać, co ten ból, ten konflikt mi mówi. Jakich moich ograniczeń dotyka? Dlaczego tak, a nie inaczej, reaguję? Jaką fałszywą wizję wzajemnej więzi, miłości, małżeństwa, rodziny ta sytuacja podważa? Jeżeli w ten sposób zapytamy chociaż o część codziennych sytuacji, łatwiej nam będzie podjąć pracę nad przemianą swoich postaw. Łatwiej też będzie prosić Jezusa o uzdrowienie.


Trudna sytuacja odsłania nie tylko nasze wady, ale także nasze zalety. W opisanej tu, przekonałam się, że to ja właśnie jestem osobą nie chowającą urazy w sercu i skłonną do przeprosin. Pomógł mi w tym mój mąż, który docenił taką moją postawę.


Poznanie siebie samego – pokorne (bo zbliżam się do prawdy o sobie) i miłujące (bo jestem wzywana do tego, by siebie zaakceptować i kochać) – umożliwia podobne poznanie współmałżonka. Osoba świadoma swoich wad i zalet, starająca się codziennie stawać w prawdzie przed Bogiem, łatwiej zaakceptuje drugiego człowieka takim, jakim on jest. Uszanuje jego wolność i nie będzie się starała urabiać go "na swoją miarę".


Jeśli poznanie siebie jest niemożliwe bez drugiego człowieka, to refleksja, własna praca dokonuje się w samotności. Element samotności jest nieodzowny w dojrzewaniu małżonków. Współmałżonek nie może być "plasterkiem" na każdą ranę, "klajstrem" na każde rozdarcie, "koszem na śmieci" i "podpórką" na każdą trudność. Pewne rzeczy trzeba przeżyć, przecierpieć samemu. Pełniejsze "bycie razem" zakłada dojrzałe "bycie osobno".

 

Wejście na drogę dialogu

 

Poznanie i pokochanie siebie to tylko wstęp do tego, by prawdziwie wejść na drogę stałego budowania relacji ze współmałżonkiem. Uprzywilejowanym środkiem budowania tej relacji staje się dialog, stanowiący drugi czynnik umożliwiający, czy wręcz warunkujący codzienne wybaczanie sobie.


Myśląc o dialogu, myślimy na ogół o wymianie zda¨1, jednak prawdziwy dialog to znacznie więcej niż rozmowa. To wzajemne dzielenie się sobą prowadzące do coraz głębszej jedności. Jerzy Grzybowski, animator ruchu "Spotkania Małżeńskie", którego zadaniem jest właśnie uczenie dialogu, w książce "Wprowadzenie do dialogu" podaje dziesięć zasad rządzących dialogiem. Oto one:

 

1. Pan Bóg pierwszy rozpoczął z Tobą delikatny dialog. Warto go podjąć i rozwijać. Przykazanie miłości ze szczególnym zauważeniem słów "Będziesz miłował ... bliźniego swego jak siebie samego", jest punktem wyjścia dialogu.
2. Droga dialogu prowadzi poprzez odróżnianie, przede wszystkim w sobie, uczuć od ocen i osądów oraz od postaw, opinii i poglądów. Warto rozróżniać je także w najbliższym człowieku po to, by go lepiej rozumieć.
3. Bądź wrażliwy na współmałżonka. Zaakceptuj go takim jakim jest. Radość w dialogu przynosi także rozmowa o Waszych wspólnych radościach i osiągnięciach. Cieszcie się nimi!
4. Staraj się bardziej słuchać niż mówić, dzielić się sobą niż dyskutować, rozumieć niż oceniać.
5. W myśl słów Małego Księcia, że mowa jest źródłem nieporozumień, warto wzmacniać dialog niewerbalny: uśmiechem, przytuleniem i w inny sposób, który dyktuje serce.
6. Istnieje smutna konieczność zaakceptowania, że napięcia pomiędzy Tobą a Twoją żoną, czy mężem, są zjawiskiem naturalnym. W sytuacjach trudnych warto podejmować dialog wciąż na nowo i być gotowym do niego nawet wtedy, gdy zdaje się, że zawodzi.
7. Nie próbuj prowadzić dialogu za wszelką cenę, zwłaszcza gdy Twój współmałżonek tego wyraźnie nie chce. Bądź cierpliwy. Nie rezygnuj!
8. Nie próbuj dialogiem zmieniać współmałżonka, ale staraj się go przede wszystkim poznać i zrozumieć.
9. Bramą dialogu nie jest pouczanie ale wiarygodne świadectwo. Kluczem dialogu jest zaufanie, zaś progiem przebaczenie.
10. Staraj się rozeznać w sobie to, jak dalece kierujesz się autentycznie bezinteresowną miłością, oraz jak dalece próbujesz wykorzystać dialog do podporządkowania sobie współmałżonka.

 

Tak rozumianego dialogu można się oczywiście nauczyć. Służy temu praktykowanie dialogu, czy to na specjalnych rekolekcjach, czy też w życiu codziennym. Można jednak (i trzeba!) go także wymodlić, gdyż jest on nie tylko sztuką, ale również darem. Regularnie praktykowany prowadzi do życia w postawie dialogu, do "słuchania" i "przyjmowania" całym sobą nie tylko drugiego, najbliższego mi człowieka, ale całej rzeczywistości.

 

Odkrycie źródła mocy w Jezusie


Trzecim, najważniejszym chyba czynnikiem warunkującym codzienne przebaczanie sobie w małżeństwie jest odkrycie źródła mocy. Niełatwo jest poznawać siebie, jeszcze trudniej wciąż siebie przekraczać i wychodzić ku drugiemu. Budowanie jedności i miłości na co dzień nie może się oprzeć tylko na ludzkich siłach. Nie da się go urzeczywistnić bez wsparcia "z góry".

 

Małżeństwo chrześcijańskie czerpie siłę z osobistego związku każdego z małżonków z Chrystusem. Codzienna modlitwa, refleksja, częsta Eucharystia a także sakrament pojednania sprawiają, że Jezus staje się bardziej obecny w małżeńskiej relacji, że łatwiej jest się dogadać, przebaczyć sobie, pojednać się. Żeby jednakże tak się stało, Jezus musi zostać "zaproszony" do codziennego życia małżonków, do każdej rzeczywistości tworzącej to życie. W ten sposób cała codzienność małżonków stanie się przedmiotem modlitwy, walki duchowej, przemiany, ofiary.


Mówiąc inaczej, chodzi o to, żeby podjąć w życiu codziennym łaskę sakramentu małżeństwa. W czasie przyjmowania tego sakramentu Trójca Przenajświętsza "dzieli się" swoją miłością i jednością z małżonkami. Jedność i miłość zostają nam podarowane "z góry"! W każdej trudnej sytuacji można się do tego odwołać!

 

Waga czasu narzeczeństwa

 

Rozważania o codziennym wybaczaniu sobie warto zakończyć refleksją nad wielką wartością czasu narzeczeństwa. Bywa często tak, że czas przed ślubem jest wykorzystywany przez młodych bardzo źle i służy głównie zaspokojeniu pociągu fizycznego. Tymczasem w Bożym planie ten czas powinien być przede wszystkim czasem, kiedy się rozeznaje powołanie i przygotowuje do jego podjęcia. Nie chodzi tu tylko o rozeznanie powołania do małżeństwa "w ogóle" (chociaż jest to ważne i warte by poświęcić mu tyle czasu, ile zwykło się poświęcać rozeznaniu powołania do życia zakonnego). Chodzi także o rozeznanie powołania do życia z tym właśnie, a nie innym człowiekiem. Widzenie małżeństwa jako powołania, pewność, że do tej drogi i do przeżywania jej z tym właśnie człowiekiem wezwał mnie Bóg, jest bardzo ważna, gdyż to znaczy, że da mi On dostatecznie wiele mocy, by nawet w najtrudniejszych sytuacjach sprostać Jego wezwaniu.

 

Okres narzeczeństwa to uprzywilejowany okres poznania siebie: swoich wad i zalet, swojego sposobu reagowania, swojej historii życia. To także czas na poznanie drugiego człowieka – jego inności. To również okres budowania wspólnej hierarchii wartości i uzgadniania poglądów na podstawowe tematy (sposób wychowania dzieci, zarabiania i wydawania pieniędzy, spędzania wolnego czasu itp.). W czasie narzeczeństwa wypracowuje się także pewne sposoby reagowania na sytuacje konfliktowe. Jest to sytuacja tym bardziej luksusowa, że – w przypadku dobrego, czystego przeżywania tego okresu – towarzyszy jej poczucie wolności. Jeszcze nic nie zostało ostatecznie zamknięte, jeszcze nie zapadły ostateczne decyzje. Narzeczeństwo przeżywane jako przygotowanie do pełnienia powołania – w jedności z Bogiem – owocuje dojrzałym związkiem małżeńskim, w którym wymagania Ewangelii (w tym także te dotyczące przebaczenia) pojmowane są jako "słowa życia", a nie narzucone z góry.

 

Lucyna Słup
- żona Zbigniewa i mama Pawła. Ukończyła polonistykę na UJ i teologię na Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie. Pracowała w miesięczniku LIST i "Zeszytach Odnowy w Duchu Świętym". Od roku 1998 jest odpowiedzialna za Centrum Formacji i Kultury Chrześcijańskiej w Krakowie.
Zeszyty Formacji Duchowej nr 14