DRUKUJ
 
ks. Paweł Kłys
Skąd czerpać radość?
Idziemy
 


Spokój sumienia jest tym, co daje człowiekowi radość - mówi metropolita łódzki abp. Grzegorz Ryś w rozmowie z ks. Pawłem Kłysem

 

Jak być radosnym w sytuacji pandemii i szalejącej inflacji?

 

Powiedziałbym, że niezależnie od tego, jaka jest sytuacja, człowiek jest od niej większy – to po pierwsze. Po drugie, należy się skupić na tym, co możliwe, gdyż to daje poczucie satysfakcji, a nie na tym, co niemożliwe. A już największa radość może się brać z tego, że w takich trudnych kontekstach możemy być bardziej dla siebie nawzajem. Nawet przy wszystkich reżimach i obostrzeniach możemy być ze sobą, pomóc sobie – przynieść drugiemu to, czego najbardziej potrzebuje, albo wykonać telefon do kogoś, kto jest samotny. Takie najprostsze rzeczy, nawet jeśli są trudniejsze w sytuacji kryzysu, tym większą sprawiają radość. Przepraszam, że dam swój przykład. Dostałem zaproszenie do Ojca Świętego i tydzień przed wizytą złapałem grypę. Pierwsze, co zrobiłem, to kupiłem sobie testy na COVID. Jak mam iść do papieża, mając podejrzenie, że mogę go zarazić? To jest nieuczciwe! Mógłbym zrezygnować z tej wizyty – choć sobie tego nie wyobrażam – i powiedzieć: jest COVID, nigdzie się nie ruszam. Jednak jeśli chcę skorzystać z takiego zaproszenia – a chcę z wielką radością – to muszę to zrobić w sposób wymagający większego mojego trudu niż w normalnych warunkach, nie mówiąc o tym, że muszę spełnić wszystkie inne wymagania, jakie stawiają linie lotnicze oraz przepisy dotyczące wyjazdu i wjazdu do Włoch. To jest trudniejsze, ale tym większa jest radość, gdy do tego dochodzi.

 

A jak osiągnąć radość w codzienności, gdy jesteśmy zabiegani i brak nam czasu?

 

Radość można czerpać z szybkiego odpoczynku! Jedną z pierwszych lekcji, jaką zapamiętałem, a której udzielił nam prefekt w krakowskim seminarium, było: Pamiętajcie, ksiądz musi się nauczyć szybko odpoczywać. Jeśli jestem zabiegany, urobiony po łokcie jak Wenus z Milo, nie mam na nic czasu, to w takim kieracie wyrwanie się – jak to robił kard. Wojtyła – na tzw. dniówkę, tzn. osiem godzin na nartach, musi sprawiać niesłychaną radość. Taki odpoczynek intensywny, szybki, by nie dać się w codzienności uśpić i zarobić na amen, z pewnością sprawi wiele radości.

 

Co zrobić, gdy w życiu duchowym nie odczuwamy radości?

 

Wszelkie trudności związane z brakiem radości trzeba przetrzymać z poczuciem, że nie zawsze tak będzie, to po pierwsze, a po drugie – przecież nie do tego sprowadza się spotkanie z Panem. Nie można mierzyć jakości spotkania z Bogiem na modlitwie intensywnością emocji. One czasem są, a czasami ich nie ma. Emocje są takie, a czasami są inne. Nie od jakości uczuć zależy jakość spotkania. Po stronie człowieka liczy się przede wszystkim „być” – mieć czas dla Pana Boga, bo w ten sposób okazujemy Mu, że jest chwalebny, tzn. jest ważny. Jeśli nie mam dla Pana Boga czasu, to oznacza, że jest On nieważny. Mogę spędzić czas przed Bogiem, nawet śpiąc. Ojciec Święty Franciszek radzi księżom – wiem to od kard. Konrada Krajewskiego – że jak mają spać przed telewizorem, to niech idą do kaplicy i prześpią się przed tabernakulum. To o wiele sensowniejsze miejsce na sen. Jest to czas, w którym jestem przed Panem.

 

Liczy się też to, czy w tym spotkaniu mam pragnienie słuchania. Nie żeby Boga zagadać, ale by usłyszeć to, co On ma mi ważnego do powiedzenia. Zdarza się, że On nic nie mówi albo ja nic nie słyszę. To nie oznacza, że spotkanie się nie udało, tylko może się okazać, że mamy taki moment, że wystarczy nam pobyć ze sobą. Jak mówi papież Benedykt XVI: Pan mi pokazuje: nie potrzebujesz nowego Słowa, boś jeszcze nie przetrawił tego, które otrzymałeś tydzień temu. Spotkanie zawsze daje radość, która nie przekłada się na jakieś wyjątkowe emocje. Radość w Piśmie Świętym jest synonimem głębokiego pokoju. Źródłem radości jest głęboko doświadczany pokój. On nie musi być wyrażony eksplozją radości!

 

Co Pismo Święte mówi o radości?

 

Pismo Święte mówi najpierw o smutku – nie żeby wyżej stawiało smutek niż radość, ale zwraca uwagę na to, że pierwszym smutnym człowiekiem był Kain. Pan Bóg go przestrzega przed smutkiem, gdyż jest to taka postawa, która może doprowadzić do tego, że „grzech go opanuje”. Powinno być przecież odwrotnie. Człowiek wezwany jest do wolności w stosunku do zła. Kaina smuci dobro brata i to, że brat został pobłogosławiony przez Boga, i że jego ofiara została przyjęta. Najgorsze w tej historii jest to, do czego ten smutek go prowadzi. Zamiast poprowadzić go do refleksji, dlaczego jego ofiara nie została przyjęta, prowadzi go do zazdrości i zabójstwa. To mi się kojarzy z tekstem św. Pawła w Nowym Testamencie – można się zasmucić po Bożemu lub można się zasmucić w diabelski sposób. Jest też taki fragment w Księdze Rodzaju, że Bóg pożałował, że stworzył ludzi, i zasmucił się tym, jak człowiek wygląda. Ile razy przeżywamy w Kościele niedzielę radości, tyle razy przypominam sobie smutek Kaina, by najpierw samemu sobie, a potem innym uświadomić, że i smutek, i radość to niesłychanie poważne rzeczy. Mówimy o postawach, które bardzo wiele oznaczają i bardzo wiele mogą z człowieka wygenerować.

 

By zachować równowagę, trzeba powiedzieć o Jezusie, który się rozradował w Duchu Świętym, co pokazuje nam Ewangelia, w której widzimy Jezusa cieszącego się z innymi. Jezus nie za bardzo rozumie kogoś, kto nie potrafi się cieszyć z cieszącymi i smucić ze smucącymi. Nie bez powodu przeciwnicy Jezusa mówią o Nim: „oto żarłok i pijak, przyjaciel celników i grzeszników!” (Mt 11, 19). Widzimy Jezusa wielokrotnie przy stole z ludźmi. Po tej linii idzie także nauczanie Jezusa: „Radujcie się zawsze w Panu. Powtarzam wam, radujcie się! Niech radość w Panu będzie waszą ostoją!” (Flp 4, 4). A jeśli jest wezwanie do smutku, to jest to wezwanie do smutku po Bożemu, który prowadzi człowieka do zmiany postępowania, do nawrócenia.

 

Ewangelią, w której najbardziej podkreślona jest radość, jest z pewnością Ewangelia św. Łukasza, z opisem dzieciństwa Pana Jezusa. Widać tam nieustanne wezwanie do radości, poczynając od sceny zwiastowania. Raduj się! Raduj się w takiej sytuacji, która może zewnętrznie nie sprzyja jakiejś wielkiej uciesze. Radość ta bierze się z tego, że człowiek został wybrany przez Pana, że Pan ma niesłychaną propozycję życiową, że Pan przychodzi. Pasterze z radością idą do Betlejem, a z jeszcze większą radością wracają do siebie, do domu. Ten motyw radości w Łukaszowej Ewangelii to radość z tego, że Pan przyszedł!

 

Co odbiera nam radość?

 

Najważniejszym tekstem w chrześcijaństwie jest tekst św. Franciszka z Asyżu o prawdziwej radości, który on osobiście podyktował. Franciszek dotyka tam sedna sprawy. Odbiera nam radość i napełnia nas smutkiem to, że ktoś zakwestionuje nas samych. Gdy ktoś ci powie, że jesteś niepotrzebny – to natychmiast odbiera pokój ducha. Oto moja wartość została sponiewierana i zostałem uznany za nikogo – wtedy się smucę. To powstało w Kainie, gdy patrzył na siebie w porównaniu z Ablem, któremu nawet po Bożemu się udało, gdyż Pan Bóg przyjął jego ofiarę. Kain poczuł się odrzucony i sponiewierany, zredukowany do zera. Zakwestionowanie nas samych jest źródłem smutku, a źródłem radości jest pokora. To widać też w tekście Jezusowym, kiedy się raduje w Duchu Świętym i mówi: „Przyjdźcie do mnie wszyscy, którzy jesteście utrudzeni i obciążeni, a ja was pokrzepię” (Mt 11, 28). Sam także ma to doświadczenie pełnego obdarowania: „Ojciec mój przekazał mi wszystko!” (Łk 10, 22). Stąd bierze się radość i smutek – ktoś mnie odrzuca i mówi mi: nie jesteś mi na nic potrzebny. Jeśli komuś chcemy dawać radość, to trzeba mu okazać, że jest potrzebny, że jest w moim życiu wartościowy!

 

Jaka jest recepta Księdza Arcybiskupa na radosną świętość, która promieniuje na innych?

 

Nie czuję się kompetentny, by takie recepty przepisywać, ale patrząc na niektórych świętych, można taką receptę stworzyć. Pierwszym skojarzeniem, oprócz św. Franciszka, jest dla mnie Tomasz More. Człowiek, który żartował do końca swojego życia. Kiedy go zamykali w twierdzy Tower, mówił: „Jakbym się skarżył u was na wikt i opierunek, to mnie wyrzućcie!”. Kiedy szedł na ścięcie, powiedział do oficera, który go prowadził: Dobry panie, pomóż mi wejść na górę – bo szafot był rozchwiany – a z powrotem to ja już sobie poradzę! A tuż przed śmiercią jeszcze odsunął sobie brodę na pniaku, mówiąc, że broda nie popełniła zbrodni obrazy majestatu królewskiego. Natomiast do kata powiedział: Uważaj, żebyś nie stracił dobrej sławy, bo mam krótką szyję; żebyś dobrze trafił.

 

Można pytać, skąd się bierze radość w człowieku, który ma nad głową zawieszoną siekierę, która mu utnie głowę. Tomasz był człowiekiem czystego i „używanego” sumienia (bo niektórzy mają czyste sumienie, gdyż go nie używają). Tak jak domagał się uszanowania decyzji swojego sumienia, tak dawał takie prawo każdemu. Jest taki list – który zawsze był dla mnie wstrząsający – który posłał, siedząc w Tower, do kapelana króla Henryka VIII. Kapelana, który najpierw tak jak Tomasz odmówił uznania króla za głowę Kościoła, ale potem w więzieniu został złamany i zdecydował się przejść na stronę królewską i złożyć przysięgę lojalności wobec króla. Tomasz dowiedział się o tym i napisał do niego list, który brzmi mniej więcej tak: Donoszą mi, że zamierzasz złożyć przysięgę wierności królowi i uznać go za głowę Kościoła. Modlę się do Pana, by ci w tym pobłogosławił. Tomasz go nie przezywał, nie mówił mu, że nie ma racji, ale modlił się za niego. Nie osądzał nikogo ze swoich oskarżycieli czy sędziów. „Wszystko, czego pragnę, to żyć w zgodzie ze swoim sumieniem – mówił – nikogo do niczego nie zmuszam, nikomu niczego nie narzucam, jeśli to jest za dużo, żebym mógł żyć, to nie chcę żyć!”. Ważne jest, by pokazać Tomasza do końca, by pokazać jego wierność sumieniu – dla siebie, ale także dla innych. Wielu powie: „Zaraz, zaraz! Tak nie wolno!”. Ależ wolno! Tomasz jest kanonizowany i jest patronem ludzi, którzy kierują się prawym sumieniem.

 

Jestem radosny, bo mam w sobie pokój sumienia! Jeśli jestem wewnętrznie rozwalony, bo wiem, że postępuję wbrew własnemu sumieniu albo je łamię lub zmieniam, dostosowując do aktualnych okoliczności, to jak mogę mieć w sobie radość?

 

Rozmawiał ks. Paweł Kłys
Idziemy nr 05/2022