DRUKUJ
 
Radosław Molenda
Wiara rodzi się w relacjach
Idziemy
 


Dziecko związane silnymi więzami z matką i ojcem, którzy żyją w zgodzie, w sposób naturalny utożsami się z ich fundamentalnymi wyborami duchowymi i moralnymi. To, co jest dla nich ważne, staje się ważne dla dziecka. Jeżeli tata, któremu dziecko ufa, mówi, że Bóg je kocha, ono przyjmuje to jako prawdę.


- mówi o. Józef Augustyn SJ w rozmowie z Radosławem Molendą


Książka „Listy Matki” Anny Augustyn daje piękne świadectwo życia i wiary Ojca rodziców. Jaki mieli oni wpływ na wiarę Ojca i rodzeństwa?

 

Doceniam wpływ ojca i matki na przekaz wiary w mojej rodzinie, doceniam też klimat duchowy i moralny rodzinnego domu. Oni dzielili się tym, co sami wcześniej otrzymali w swoich domach. Uczestniczyli w wielopokoleniowym łańcuchu przekazywania wiary. Istotny wpływ na przekaz wiary miała także parafia – z całym bogactwem liturgii, praktyk religijnych, zwyczajów, a wszystko dzięki gorliwym duszpasterzom. W takim środowisku nasiąkaliśmy wiarą, my dzieci, a wcześniej nasi rodzice. Tak więc – nie umniejszając wagi domu rodzinnego – na przekaz wiary trzeba spojrzeć w szerszej perspektywie.

 

Jeśli sprowadzamy przekaz wiary wyłącznie do środowiska rodzinnego, rodzice łatwo czują się winni, gdy dzieci nie podzielają ich przekonań religijnych: rezygnują z Mszy świętej niedzielnej, żyją bez ślubu kościelnego. Szczególnie matki zadają sobie pytanie: gdzie popełniłam błąd? Nie można też zapomnieć, że wiara jest osobistym wyborem, a jej przyjęcie wymaga trudu, ofiary. Rodzice mogą starać się przekazywać wiarę dziecku, a ono mimo to dokonuje nieraz innego wyboru. Do wiary nie można przymuszać.

 

Co jednak rodzice są w stanie i powinni robić?

 

Dawać świadectwo życiem, dyskretnie podpowiadać, pouczać, modlić się o wiarę dla dzieci, nieustannie je błogosławić, a resztę zostawić Bogu. Rodzice winni też nieustannie pamiętać, że to nie są najpierw „ich” dzieci, ale dzieci Boga.

 

Powinni to traktować jako zadanie, z którego starsze pokolenie nie może się wobec młodszego zwolnić?

 

Właśnie tak. Przekaz wiary w rodzinie nie rozpoczyna się od treści czy też praktyk religijnych, ale od budowania głębokich więzi pomiędzy rodzicami i dziećmi. Nie chodzi jedynie o wzajemną zależność, ale także o przyjacielskie relacje, naznaczone wzajemnym szacunkiem, sympatią, poszanowaniem wolności.

 

Dziecko związane silnymi więzami z matką i ojcem, którzy żyją w zgodzie, w sposób naturalny utożsami się z ich fundamentalnymi wyborami duchowymi i moralnymi. To, co jest dla nich ważne, staje się ważne dla dziecka. Jeżeli tata, któremu dziecko ufa, mówi, że Bóg je kocha, ono przyjmuje to jako prawdę.

 

Podobnie jest w szkole. Gdy nauczyciel zbuduje więź sympatii i przyjaźni z uczniami, oni chętnie uczą się jego przedmiotu.

 

Świat dziś pędzi, kusi, proponuje życie takie, jakby Boga nie było. Czy silne więzi rodzinne w tych warunkach zwyciężą?

 

Tylko one mają tę szansę. W mojej pracy rekolekcyjnej poznałem wiele dobrych rodzin, żyjących we wzajemnym szacunku, w których wychowanie religijne dzieci nie nastręczało większego problemu: dzieci nie polemizowały z rodzicami, angażowały się żywo w codzienne życie wiarą. O takiej postawie dzieci decydowała silna więź z matką i ojcem, ich wzajemna serdeczna miłość, traktowanie życia z całą powagą.

 

Jeśli międzypokoleniowy przekaz wiary i moralności jest dziś tak kruchy, to również dlatego, że zostały zaburzone fundamentalne więzi miłości najpierw pomiędzy samymi rodzicami, a następnie pomiędzy rodzicami i dziećmi. Rozbicie wspólnoty małżeńskiej odbija się negatywnie na relacjach dzieci z rodzicami. Gdy relacje dziecka z rodzicami stają się konfliktowe, ono zaczyna się im sprzeciwiać, dystansuje się wobec wartości religijnych i moralnych, jakie oni wyznają. Ma to miejsce szczególnie wtedy, gdy dostrzega ono niespójność między tym, co rodzice mówią, a tym, jak żyją.

 

Rozmawiamy na okoliczność II Światowego Dnia Dziadków i Osób Starszych [który przypada na dzień 24 lipca – przyp. red.]. Jaka jest ich rola? Kiedyś to oni najpierw wprowadzali w historię biblijną, opowiadali o Jezusie, uczyli pierwszych modlitw. A dziś?

 

Były to czasy rodzin wielopokoleniowych żyjących blisko siebie, czasem w jednym domu. Dzisiaj dzieci, zakładając własne rodziny, chcą być „u siebie”, „idą na swoje”. Kontakty rodziców z dziećmi, a później dziadków z wnukami są rzadsze, stąd wnuki mają nieraz bardzo ograniczony dostęp do dziadków. By zmienić tę sytuację, dziadkowie musieliby z większą determinacją szukać okazji do budowania ściślejszych więzi z wnukami.

 

Władzę nad dziećmi sprawują ich rodzice, nie dziadkowie. Ale gdy istnieją silne więzi między rodzicami a dziadkami, budowanie więzi z wnukami staje się czymś naturalnym. Dorosłe dzieci odwiedzają swoich rodziców ze swoimi pociechami. Przyjaźń dziadków z wnukami jest jakby przedłużeniem przyjaźni dorosłych dzieci z rodzicami.

 

Jaki model kontaktów dziadkowie–wnuki mógłby się sprawdzić?

 

Gdy ich wzajemne kontakty są rzadkie, sprowadzają się do kilku godzin spędzonych razem, prawdziwy przekaz wiary jest trudny. Nauka przez dziadków wiary i modlitwy swoich wnuków wymaga kontaktów częstszych, niemal codziennych, a przynajmniej w rytmie tygodniowym. Wprowadzenie młodego człowieka w ducha wiary wymaga czasu, wzajemnego zaufania, otwartości, pewnej intymności, radości spotkania.

 

Papież Franciszek, aktywizując osoby starsze, wzywa je do współbudowania jutrzejszego świata młodych, dzieląc się z nimi modlitwą, pamięcią o przeszłości, marzeniami o lepszym świecie.

 

Papież Franciszek, sam będąc w wieku dziadków, dobrze rozumie ich pragnienia: podzielić się z wnukami tym, co w ich życiu było najważniejsze.

 

Nawet gdy dziadkowie mają z wnukami mniejszy kontakt, nie pozostają w sytuacji beznadziejnej; mogą omadlać swoje wnuki. Modlitwa jest wielkim „osobowym darem”. Nie jest to tylko rodzaj pamięci psychologicznej. Jest wyrazem głębokiej jedności z bliźnimi w Bogu. Osobiście głęboko wierzę, że gdy ktoś modli się za mnie, jego modlitwa ma ważny wpływ na moje życie.

 

A propos pamięci, o której mówi papież: dziadkowie noszą w sobie często bardzo ciekawą historię rodzinną. Winni podzielić się tą historią. To rzecz najwyższej wagi, aby ukazać wnukom ich rodzinne korzenie. W czasach atomizacji więzi w rodzinie zanika pamięć o rodzinnej historii. Śledzimy w mediach sztuczne historie serialowych rodzin, a historia naszych własnych bywa nieraz o wiele ciekawsza.

 

Kiedy przygotowywałem do druku wspomniane tutaj „Listy Matki”, wiele lat po śmierci rodziców, brakowało mi podstawowych informacji z ich życia: z okresu zawierania związku małżeńskiego, z czasów okupacji niemieckiej. Miałem jedynie jakieś szczątkowe informacje; żałowałem niewykorzystanej szansy, by dopytać o wydarzenia, fakty, okoliczności itp. Historia rodzinna jest bezcenną wiedzą dla każdego, pozwala podtrzymać ciągłość naszej historii; odpowiedzieć na pytanie, skąd jesteśmy. Tylko ci, którzy wiedzą, skąd pochodzą, są w stanie powiedzieć, dokąd zmierzają. Pamięć historii rodzinnej buduje więzi i jest podstawą do przekazywania wiary.

 

Dziadkowie pragną także podzielić się marzeniami o budowaniu nowego świata. Mój najwyższy podziw budzą nasi dziadkowie, pradziadkowie, którzy z takim oddaniem i poświęceniem walczyli o odzyskanie niepodległości. To było ich wielkie marzenie i byli gotowi za nie oddać życie. Od nich możemy uczyć się poświęcenia dla ojczyzny.

 

Jak w czasach pośpiechu, ciągłego szukania nowych wrażeń, mówić młodym o Bogu? Jak zainteresować Mszą świętą, która wymaga zatrzymania się, skupienia?

 

Tu także pozostaje jedyna droga: budowanie głębokich więzi. Ich brak to zasadniczy problem duszpasterstwa. Odnosi się to zarówno do parafii, jak i katechezy. Ksiądz, który uczy w szkole religii, uczy swego przedmiotu jak każdy inny nauczyciel, niewiele osiąga, gdy chodzi o przekaz wiary.

 

Przez całe lata robiliśmy wszystko, by zrobić z księży zawodowych nauczycieli, z karierą nauczycielską, dobrymi pensjami, stopniami z religii na świadectwie. Ale jak to się przełożyło na wiarę dzieci i młodzieży, skoro gremialnie porzucają dzisiaj praktyki religijne? Jakie więzi zbudowaliśmy, my księża, z młodzieżą, skoro tak wielu wypisuje się z lekcji religii? To bolesne pytania, ale ważne dla naszej dalszej pracy z młodymi. Nie możemy udawać, że nic się nie dzieje w naszej posłudze duszpasterskiej ludziom młodym. Wiara, modlitwa, moralność – to jest bardzo intymne doświadczenie. Można je przekazać tylko poprzez budowanie bliskich, przyjacielskich, ojcowskich więzi.

 

Podobnie winno być w parafiach i wspólnotach w Kościele.

 

Istotnym miejscem przekazywania wiary jest nie tylko rodzina, ale także parafia, o czym wspominałem na początku naszej rozmowy. Kościół dzisiaj uświadamia sobie, że każda parafia winna być wspólnotą małych wspólnot. Za przykład mogą służyć wspólnoty neokatechumenalne, gdzie przekazywanie wiary dzieciom staje się oczywiste i naturalne. Oczywiście, ten typ wspólnoty nie jest jedyną propozycją dla parafii. Trzeba nam dzisiaj podejmować wzmożony wysiłek, by każda parafia stawała się stopniowo wspólnotą małych wspólnot, gdzie wierni spotykają się, wspólnie się modlą, rozmawiają, świętują, tworzą przyjacielskie więzi, wzajemnie się wspierają. Kilka lat temu grupa zaangażowanych księży podjęła inicjatywę New Pastoral i opracowała zestaw medialny do inicjowania i prowadzenia spotkań małych grup domowych w parafiach. Program ten dostępny jest w Internecie (zob. newpastoral.net).

 

Żywa wspólnota parafialna stanowi ogromną pomoc w przekazywaniu wiary dzieciom w warunkach osłabionych więzi rodzinnych; rodzice otrzymują wsparcie dziesiątek, setek rodzin wierzących. Dzieci to bystrzy obserwatorzy. One uważnie śledzą nie tylko swoich własnych rodziców, ale także rodziców swoich kolegów. I tak mogą uczyć się wiary nie tylko od taty i mamy, ale też od rodziców swoich przyjaciół. W przekazie wiary wszystko więc rozpoczyna się od budowania więzi: rodzinnych, parafialnych, które – jak u pierwszych chrześcijan – także dzisiaj są w stanie przyciągać ludzi do Jezusa.

 

Rozmawiał Radek Molenda
Idziemy nr 30/2022